Rozdział 14

14 1 0
                                    


Chciało mi się wyć, chciałam prosić Boga o wybaczenie, błagać by zawrócił czas bym to ja mogła go zasłonić, ale nie było odpowiedzi, a wielkie, tracące coraz więcej ciepła ciało, leżało przy mnie na wyciągnięcie ręki ...

Bałam się. Strach ścisnął mnie za gardło i unieruchomił mi ciało. Patrzyłam jak zahipnotyzowana na opadającą i wznoszącą się klatkę piersiową mężczyzny. On natomiast patrzył na moją twarz z uśmiechem na ustach. Dlaczego? Po co? Co chciał tym osiągnąć?

Trzęsąc się nie czułam uścisku na mojej dłoni. Grześ delikatnie pocierał kciukiem mój zmarznięty mały paluszek u prawej ręki. Uczucie jakie wzbudziła ta czynność. Nie mogłam jej w żaden sposób opisać.

Rozpłakałam się. Wyłam jak opętana. Krzyczałam. Wyzywałam go.

Błagałam, żeby mnie nie zostawiał. Ja ... nie chciałam stracić Grzesia.

- Widzę, że jednak moja mała siostrzyczka mnie pamięta. Już się bałem, że jest odwrotnie. - Wydusił z siebie słabnącym głosem.

- Dlaczego to zrobiłeś, kretynie?! - Łkałam, ściskając mocniej jego zimną dłoń.

- Żeby już na początku od kretynów wyzywać? - Zażartował.

- Nie prosiłam cię o to, idioto!

Nie słuchałam go. Byłam zła, roztrzęsiona psychicznie, emocjonalnie. To była moja wina? Gdybym wtedy przytaknęła nie przyszedłby tutaj gotowy na śmierć? Co jeśli tak? Boże ... nie chciałam, nie chciałam, o Boże ...

- Grześ, ja przepraszam, przepraszam, naprawdę przepraszam. - Zaczęłam się kołysać w tył i w przód, jak opętana.

Jego powieki zamrugały i przestraszyłam się, kiedy je zamknął.

- Nie zostawiaj mnie! Słyszysz?! Grześ! Idźcie po pomoc! - Krzyczałam do mojej byłej ekipy. - Szybko! Idźcie, do cholery! - Przytuliłam brata do swojej piersi i otuliłam go ciaśniej ramionami. - Spokojnie, wyzdrowiejesz, słyszysz? Hej Grześ, słyszysz?

Razem z nim zakołysałam się. Nie wiedziałam, co robić? Tak bardzo nie chciałam go opuszczać, ale jego ciało było niczym lód.

- Grześ? - Wykrztusiłam przez zaciśnięte gardło.

Zauważyłam, że trójka zdrajców zniknęła razem z Tradem. Dławiła mnie chęć mordu. Chłodna ręka dotknęła mojego mokrego od łez policzka. Spojrzałam na Grzesia.

- Nie wiń ich ... mają swoje powody, sama się dowiesz o co ... chodziło, a właśnie ... rodzice czekają na ciebie w domu ...

- Grześ?! - Byłam przerażona, było to słychać w moim głosie.

- Nie płacz ... będę mógł spotkać się z Rózią ... opowiem jej o twoim życiu.

- Przecież ona wszystko widzi, głupku. - Zaszlochałam.

- Widzisz, więc ... i ja będę na ciebie patrzył ... z bardzo wysoka.

Nie zdołałam zareagować nim zimna ręka ześlizgnęła się z mojego policzka na pierś Grzesia. Chwilę czekałam na jakąś reakcję z jego strony. Nie wiedziałam na jaką, na ruch palcem, na muśnięcie jego oddechu na twarzy, sama nie wiedziałam. Na co czekałam? Potrząsnęłam nim w nadziei, że to pomoże mu do mnie wrócić, ale nie pomogło. Nic nie pomagało.

Grześ umarł.

Krzyk jaki wyrwał się mi z piersi był połączeniem rozpaczy, bólu, złości, nienawiści, słabości, strachu. Uczucia te złączyły się w jedno i wywołało ciągnący się, głośny szloch i wrzask. Moja dusza była w strzępach. Rozdarła się i nie było mowy o jej naprawieniu.

Pająk ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz