Rozdział 19

683 58 16
                                    

Poczułem wilgoć na twarzy. Ewidentnie ktoś lub coś mnie po niej lizało. Z góry zakładając, że to Brooklyn, zarządałem, żeby przestał. Jednak gdy otworzyłem oczy zobaczyłem nad sobą puchatą kulkę czarnego futra. Było to tak urocze, że nie potrafiłem powstrzymać piskliwego głosu, który wydobył sie z mojego gardła.

- Hej koteczku. Ktoś tu chyba jest głodny, co?

- Owszem kochanie, burczy mi w brzuchu - odezwał się blondyn, obejmujący ręką moją talię.

- Przecież mówiłem to do Kali, głupku.

- Dlaczego do mnie nie zwracasz się tak ładnie jak do niej? - zapytał z udawanym fochem i odwrócił się do mnie plecami.

Zignorowałem to, wiedząc, że zaraz mu przejdzie i zacząłem drapać kota za uchem, za co podziękował mi miarowym mruczeniem. Brooklyn kilkakrotnie kaszlnął, a przy ostatnim razie przypomniałem sobie o wczorajszej obietnicy skorzystania z usług służby zdrowia.

- Mieliśmy iść do lekarza, wstawaj. - Pociągnąłem chłopaka za dłoń.

Żadnej reakcji. Nadal udawał obrażonego.

- Proszę, jest już późno, a na pewno będziemy czekać w kolejce.

- Nic za darmo - odburknął, ale spowrotem obrócił się twarzą w moją stronę.

- Brooky, czy mógłbyś ruszyć swój boski tyłek z tego łóżka?

- To za mało - powiedział, a ja uniosłem do góry  brwi, nie wiedząc, co jeszcze chciałby usłyszeć. - Chcę buzi.

Przewróciłem oczami, ale odłożyłem Kalę na bok i zbliżyłem się do blondyna. Delikatnie tylko musnąłem jego wargi. Jednak chłopak chciał więcej. Mocno przyciągnął mnie do siebie, trzymając rękę na moich plecach. Jego pocałunek był pełen namiętności. Nie chciałem go przerywać, ale w głowie słyszałem echo pokaszliwania, a nie sprzyjało ono romantycznej atmosferze.

- Idziemy - oświadczyłem z sercem mocno bijącym w piersi.

Ześliznąłem się po drabince, trzymając na rękach kotkę. Gdy postawiłem ją na ziemi, usadowiła się na miękkim dywanie. Pospiesznie włożyłem na siebie moje ulubione spodnie i koszulę w czerwoną kratkę. Brook natomiast ubrał czarną bluzę z kapturem i szare dresy z motylkiem. Z tego powodu zanuciłem pod nosem tekst piosenki najlepszego zespołu na świecie:

- „Where have you been my little butterfly?
What are you doing friday night?"

- „We can fly to Brazil".

- Nie wydaje mi się - skwitowałem.

Gdy wychodziliśmy z pokoju, przyjaciel złapał mnie za tyłek. Gwałtownie się zatrzymałem, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo z łazienki, znajdującej się naprzeciwko naszego pokoj, właśnie wyszedł Mikey. Przywitałem się z nim i postanowiłem, że temat łapania mnie z zaskoczenia za pośladki odłożę na później. Nie widziłem jego miny, ale byłem w stanie wyobrazić sobie satysfakcjonujący uśmiech na jego twarzy.

Udaliśmy się do kuchni. Zaproponowałem chłopakom, że zrobię jajecznicę na śniadanie, co przyjęli z wielkim entuzjazmem. Oprócz nich nakarmiłem również naszą kotkę, która domagała się posiłku, ocierając się o nasze nogi.

- Jest coraz grubsza - powiedział Mikey. - Niedługo pęknie.

- Nie tylko ona - odezwałem się.

Oboje znacząco spojrzeliśmy na Brooka, wciągającego jajecznicę, że aż mu się uszy trzęsły. Gdy zrozumiał, że była to aluzja do jego osoby, lekko się oburzył.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz