Obudził mnie hałas spowodowany głośnym trzaśnięciem drzwiami. Pomimo tego, że byłem strasznie zaspany, domyśliłem się, iż ktoś właśnie zamknął się w łazience połączonej z naszą sypialnią. Podniosłem się do siadu i przetarłem twarz dłońmi. Na dworze powoli zaczynało świtać, przez co w pomieszczeniu panował półmrok. Dzięki temu z łatwością mogłem rozejrzeć się po pokoju. Spojrzałem w bok i musiałem stwierdzić, że jest tak, jak podejrzewałem - w łóżku brakowało Andy'ego. To nie pierwszy dzień tutaj, kiedy budzę się, a blondyn od dawna jest już na nogach. Ryan za to spał w najlepsze, cicho pochrapując. Czasami miałem ochotę go za to udusić, ale później stwierdzałem, że jeszcze może mi się do czegoś przydać.Szatyn leżał na boku, z twarzą zwróconą w moją stronę. Między nami znajdowało się sporo wolnej przestrzeni, ponieważ dzisiaj to właśnie Fowler spał na środku. Blondyn uwielbiał leżeć pomiędzy nami, ale w przeciągu tygodnia to miejsce najczęściej zajmował Rye. Andy wstawał zazwyczaj przez nami i nie chciał nas budzić, podczas wygrzebywania się z łóżka.
Pochyliłem się nad szatynem, by odgarnąć z jego czoła kilka kosmyków, które na nie opadły. Rye zmarszczył nos, kiedy moje palce zetknęły się z jego skórą, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na moje usta. Beaumont wyglądał teraz całkowicie uroczo i niewinnie, a to kompletnie nie pasowało do jego natury, ale mnie strasznie rozczulało. Prawdziwy Ryan posiadał niezliczone pokłady energii, które wykorzystywał na głupie żarty lub fundował mi i Andy'emu problemy z siedzeniem następnego dnia, za co szczerze miałem mu ochotę zrobić czasem krzywdę, ale prawda jest taka, że poprzedniej nocy wcale nie narzekałem.
Z rozmyślań wyrwał mnie niezbyt ciekawy dźwięk, dochodzący z łazienki. Dobrze wiedziałem, co to może oznaczać, bo ta sytuacja nie miała miejsca pierwszy raz. Wstałem z łóżka i ruszyłem w kierunku odpowiednich drzwi. Nie pukałem, ponieważ dobrze wiedziałem, że chłopak nie będzie chciał, żebym oglądał go w takim stanie. Jednak to, co się z nim działo od paru dni, było już przesadą i musiałem zareagować w jakiś sposób.
Wszedłem do pomieszczenia wyłożonego płytkami i natychmiast przymknąłem powieki. Pomimo półmroku panującego w naszej sypialni, moje oczy nie były gotowe na spotkanie z tak jasnym światłem, jak to oświetlające łazienkę. Zamrugałem kilkukrotnie, przyzwyczajając się do zmiany oświetlenia. Kiedy nareszcie mogłem w spokoju rozejrzeć się po pomieszczeniu, natychmiast dostrzegłem blondyna stojącego przy umywalce i podpierającego się na niej rękoma. Miał na sobie za dużą jak na niego koszulkę, ale w tym momencie nie potrafiłem nawet określić, czy należała ona do mnie, czy może do Ryan'a. Jego nogi ogrzewały spodnie dresowe i grube skarpetki.
Podszedłem do blondyna i stanąłem za nim. Ułożyłem dłonie na jego biodrach, a ten poderwał głowę do góry, będąc widocznie przestraszonym. Odetchnął z wyraźną ulgą, kiedy zorientował się, że to ja postanowiłem go najść. Przyjrzałem się jego twarzy, odbijającej się w lustrze. Była strasznie blada, a oczy były podkrążone, przez niedosypianie od kilku dni.
- Znowu wymiotowałeś? - zapytałem, obejmując go w pasie i przylegając klatką piersiową do jego pleców.
Blondyn spuścił wzrok i pokręcił głową. Oparłem brodę na jego ramieniu, głośno wzdychając. Wiedziałem, że Andy kłamał. Po prostu nie chciał mnie martwić, ale ukrywanie swojego stanu zdrowia nie było dobrym pomysłem. Myślałem, że po tym, jak poczuł się lepiej po wcześniejszym osłabieniu, teraz będzie tylko lepiej, ale nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo się myliłem.
Fowler wyplątał się z mojego uścisku i jak najszybciej potrafił, znalazł się przy muszli klozetowej, chwilę później zostawiając w niej prawdopodobnie wczorajszą kolację, o ile nie zrobił tego już wcześniej. Kucnąłem przy nim i wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, by następnie pogładzić nią jego plecy. Było mi strasznie żal chłopaka i wiedziałem, że muszę w końcu coś z tym zrobić.
Andy po chwili usiadł, opierając się o wannę, która znajdowała się za nim. Opadłem na kolana, siadając naprzeciw niego i przyglądając się jego twarzy. Blondyn podciągnął kolana pod klatkę piersiową i starał się uspokoić swój głęboki i nieregularny oddech.
- Andy - mruknąłem, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. - Nie podoba mi się to wszystko.
- Przejdzie mi - sapnął, ponownie spuszczając spojrzenie na podłogę.
- Wymiotujesz od kilku dni - powiedziałem, łapiąc za jego szczękę i zmuszając go, by na mnie spojrzał. - Powinniśmy pojechać do szpitala.
Blondyn otworzył szeroko oczy i energicznie pokręcił głową na boki, odtrącając przy tym moją dłoń.
- Nie - stanowczo zaprzeczył. - Nigdzie nie jedziemy.
- Andy, do jasnej cholery, musimy coś z tym zrobić.
Nie chciałem być agresywny, ale nie potrafiłem już mówić spokojnie. Namawiałem blondyna do skorzystania ze specjalistycznej pomocy już kilka razy, ale on zawsze odmawiał.
- Mikey, naprawdę nie chcę jechać do szpitala - powiedział niepewnie młodszy. Doskonale wiedział, że jestem zdenerwowany.
- Dlaczego? - warknąłem, nie mogąc pojąć tego, jak bardzo uparty jest Andy. Przecież chciałem dla niego jak najlepiej.
- Nie chcę nigdzie jechać, ponieważ doskonale wiem, co mi jest.
CZYTASZ
Memorable winter holidays | RoadTrip
Science FictionKiedy wszystkie sekrety wyszły na jaw, a sytuacja między chłopcami nareszcie wydaje się stabilna, postanawiają wspólnie spędzić przerwę zimową w wynajętym domku. Czy tym razem również wydarzy się coś, co zmieni ich życie? Czy na pewno żaden z nich n...