Siedziała, naprzeciwko swojego małego braciszka. Z wymuszonym uśmiechem na ustach, wycierała mu twarz od pomarańczowej papki, którą jadł. Karmiła go, ubierała, opiekowała się nim. On nawet nie umiał powiedzieć jej imienia, ale dbała o niego jak mogła.
- Myślisz, że mnie to obchodzi?!
Do jej ucha znów dotarły przygłuszone przez ściany krzyki i kłótnia. Położyła swojego brata na łóżeczku i wyjrzała zza drzwi, ostrożnie, tak aby jej nie zobaczyli. Jej ojczym, szarpał matkę za nadgarstek, wykręcał rękę i krzyczał na nią. Ona płakała, skulona w kącie małej kuchni, więc dlaczego nie wygoni go z domu?
Zamknęła drzwi, równie ostrożnie i spojrzała na swojego brata - Petera. Chciała stąd uciec, gdziekolwiek, ale nie mogła go zostawić. Może jak dorośnie, wtedy będzie można...
Słysząc, tłukące się szkło, przymknęła oczy i wypuściła głośno powietrze. Zacisnęła szczękę, mając nadzieję, że tłumi to hałas na zewnątrz. Nie ingerowała, w walki swojej matki, bo wiedziała, że zawsze źle się to dla niej skończyło. Miała dziewięć lat. Wymagała aż tak wiele? Aby się nie kłócili? Miala gdzieś czy ze sobą rozmawiają. Po prostu nie chciała tych wszystkich wyzwisk, podniesionych głosów i krzyku matki, gdy ojczym ją uderzy.
Tamtego dnia musiała coś zrobić. Wiedziała, że skończy się to jak zwykle, ale coś pchało ją do tego, aby wyszła z pokoju. Miała rację, nie skończyło się to dobrze...
***
Dziś był ten dzień w roku szkolnym gdy robiło się zdjęcia do albumu. Każdy starał się wyglądać jak najlepiej. Przecież ten album będzie mieć każdy, więc trzeba dobrze wyglądać. To był też dzień, gdy dziewięcioletnia szatynka, przyszła do szkoły z podbitym okiem i rozciętą dolną wargą.
Usiadła naprzeciwko fotografa i patrząc się prosto w aparat, ocierała łzy, które mimowolnie ściekały jej po policzkach. Kto by pomyślał, że ktoś potrafi nas skrzywdzić tak mocno, że później i tak już nic nie czujemy... i właśnie dlatego płaczemy, bo nie możemy być szczęśliwi.
Zeszła ze stołka i pobiegła na korytarz. Szła przed siebie, nie wiedząc nawet dokąd idzie. Miała to gdzieś. Musiała w końcu na kogoś wpaść, to było oczywiste. Uderzyła kogoś swoim barkiem, ale osoba staranowana nie ruszyła się i nie dała jej przejścia.
- W-w-wszystko w po-porządku? - spytał szatyn. Dziewczyna rozdziawiła usta, przez chwilę. Dawno nie słyszała jak ktoś się o nią martwi, a to był totalnie losowy człowiek ze szkoły. Poznawała go, chodziła z nim do klasy. Jąkała, który zawsze trzymał się z dzieciakiem, który kaszle, okularnikiem i żydem. Wszyscy nazywali ich frajerami. Nie mieli racji. Ona jednak chciała znaleźć się jak najdalej stąd. Bez towarzystwa.
- Nie - odparła oschle i ruszyła przed siebie w stronę łazienek.
Rzuciła swoją torbę w kąt, a sama oparła się o zimną ścianę budynku i powoli osunęła się do podłogi, zakrywając swoje czerwone od płaczu oczy, swoimi dłońmi. Usłyszała jak ktoś wzdycha, ale nic nie mówi. Zerknęła przez swoje palce. brunetka rzuciła swój plecak obok niej i po prostu też się osunęła na podłogę. Chyba odpowiadało jej nie gadające towarzystwo...
CZYTASZ
lead мe нoмe● вιll denвroυgн [odwołane]
FanfictionNa razie to zostawiam, później usunę i zmienię cały koncept tej historii.