Rozdział 4

180 23 1
                                    

Będąc w klasie, usiadłem z samego przodu. Wolałem od razu zająć miejsce przed biurkiem, żeby mieć możliwość zrozumienia czegokolwiek. Podczas gdy nauczyciel sprawdzał obecność, wyciągnąłem zeszyt i piórnik na ławkę. Kiedy profesor zamknął swój mały dzienniczek i wstał, gestem ręki przywołując Louisa, zaczął przeszukiwać swoją czarną teczkę z zaciętą miną. Tomlinson w tym czasie podszedł do biurka, czekając na testy, które nauczyciel obiecał mu przynieść tego dnia.

Nagle mruknął niezadowolony, zamykając z hukiem teczkę.

- Nie wierzę, ale zapomniałem tych testów dla ciebie - powiedział niezadowolony, szukając w szufladach biurka.

Bez skutku.

- W takim razie... - zaczął nieśmiało Louis. Uniosłem głowę, patrząc na niego z zaciekawieniem. - Może mógłbym komuś tutaj pomóc? To także będzie dla mnie forma przypomnienia.

Obserwowałem go, nieświadomie uśmiechając się. Louis nie spojrzał bezpośrednio na mnie, ale byłem pewien, że miał na myśli mnie.

- To nie jest zły pomysł. - Przyznał nauczyciel z uznaniem, rozglądając się po klasie. Na samym końcu jego surowy wzrok zatrzymał się na mnie. Westchnął, brodą wskazując mnie. - Naucz go stosować wzorów skróconego mnożenia. Chłopak kompletnie nie wie, kiedy należy używać których.

- Oczywiście - odparł ochoczo Louis.

- Idźcie do ostatniej ławki. Ja z resztą uczniów będę ćwiczył bieżący materiał.

Louis skinął posłusznie głową. Zanim ruszył pewnym krokiem na koniec sali, posłał mi przelotne spojrzenie, uśmiechając się znacząco. Nie myliłem się, kiedy myślałem, że mówił z myślą o mnie. Pospiesznie porwałem bluzę oraz plecak, siadając obok Tomlinsona. Niezdarnie położyłem na ławce zeszyt i podręcznik, podsuwając chłopakowi.

- Dzięki - szepnąłem, zarzucając na oparcie krzesła bluzę, podczas gdy Louis kartkował podręcznik. - Bezner zamęczyłby mnie dzisiaj na śmierć.

Louis uśmiechnął się z lekkością, wciąż wpatrując się w podręcznik i szukając odpowiedniej strony z zadaniami. Usadowiłem się wygodnie, przez chwilę zaglądając do książki. Jednak nie minęła chwila, a mój wzrok został utkwiony na twarzy Louisa. Z jego ust nadal nie schodził lekki uśmiech, którym obdarzył mnie chwilę wcześniej. Jego niebieskie oczy z uwagą śledziły tekst. Byłem nim niemal zahipnotyzowany. To było zabawne. Te wszystkie odczucia mi towarzyszące. Podziwiałem go coraz bardziej. Być może zaczynałem odkrywać rzeczy, za które podświadomie go lubiłem. O nim nie można było powiedzieć złego słowa. Jeśli Louis okazałby się być tak dobrym nauczycielem matematyki, jakim jest przyjacielem dla Bena, mogłem być pewien, że zaliczę poprawkę na pozytywną ocenę.

- Tak. - Odezwał się w końcu, unosząc wzrok. - To banalny dział. - Skomentował krótko.

- Dla kogo łatwy, dla tego łatwy - mruknąłem, przewracając wzrokiem.

Moje policzki zaczynał pokrywać rumieniec, a ja w duchu przeklinałem się za to. Nie lubiłem tej nieśmiałości i braku pewności siebie. Komentarz Louisa w jakiś sposób wywołał we mnie poczucie, że naprawdę byłem głupi. Żeby czegoś takiego nie umieć? Każdy to rozumiał. Szkoła, do której zapisali mnie rodzice, była najlepszą w całej okolicy. A z klasy tylko ja miałem problemy z matematyką. Poczułem się jak tępak.

Louis westchnął ciężko, pocierając dłonią kark.

- Podstawa to wzory. Umiesz je? - zapytał. Potrząsnąłem głową, nawet nie patrząc na niego. - Okay... W takim razie daj. - Wyciągnął z mojej dłoni długopis, nachylając się bardziej w moim kierunku. Na pierwszej stronie pustego zeszytu szybko naskrobał kilka wzorów, które kojarzyłem z lekcji. - Widzisz? Na pewno je znasz. - Potwierdziłem ruchem głowy. - Jeśli nie będziesz ich umiał, to zapomnij o tym, że uda ci się poprawić sprawdzian.

Illusion never changeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz