Dziś przybyli do nas kadeci z następnych trzech jednostek szkoleniowych. Nie rozumiem dlaczego musiał minąć miesiąc. Z tego co wspominał Erwin każdy korpus zaczyna i kończy inaczej obozy treningowe oraz też przejazd zajmuje czas. Czyli teraz puste miejsca na stołówce i puste pokoje zostaną wypełnione innymi ludźmi, ludźmi którzy jeszcze nie wiedzą co to jest walka na froncie i co to jest śmierć kompanów.
Dostałam zadanie od dowódcy aby zająć się częścią grupy z południa. Mam ich trenować, najpierw sprawdzając ich umiejętności. Mimo, że sama jestem jeszcze świeża tak jak wszyscy ze sto czwórki z północy ale cóż najlepszy kadet, który gdyby nie staż został by już przynajmniej kapralem jak Levi.
Z panem Ponurym nie gadam od powrotu z misji, ponieważ wyszła między nami mała sprzeczka podczas drogi powrotnej. Część Kadetów bierze oczywiście na szkolenie on. To jest śmieszne. Ja dostaje grupę dziesięciu osób tylko dlatego, że to moje pierwsze takie zadanie.
Właśnie wszyscy stoją na placu treningowym. Mamy zabrać nasze grupy i przedstawić im plan działania, którego szczerze nie mam.
- Nazywam się Lyssandra i będę wam pomagać w treningu. Wyczytam grupę dziesięciu osób, które będę ćwiczyć. Te osoby po usłyszeniu swojego nazwiska niech wystąpią do przodu. A więc Lilian Haruno, Marko Drewa, Dree Parker, Alex Najs, Maxymilian Saks, Neji Hinakawa, Shou Himura, Kaneki Fysk, Annabeth Mins i Kira Berr. Ta dziesiątka idzie za mną.
Udaliśmy się do wejścia na teren lasu w którym ćwiczymy manewry.
Od razu podałam im plan dnia, podobny do tego, który obowiązywał mnie zaledwie miesiąc temu. Ze względu, że mają tworzyć drużynę, której teoretycznie ja mam przewodzić więc kazałam usiąść im przy jednym stole podczas posiłków po czym mieli się rozejść. Do obiadu była godzina a ja zostałam wezwana do dowódcy.
- Co jest Er... - przestałam widząc Erena - To znaczy.. Słucham Panie Dowódco. Czego Pan chciał? - zasalutowałam
- Ahh, Lyssandra, chciałem Cię poinformować, że od dziś jesteś Kapitanem. Ta dziesiątka kadetów zostanie twoją drużyną.
- Tak jest Dowódco Erwinie - powiedziałam i wyszłam. Czyli od dziś już nie należę do Drużyny Levi'a, trochę mi przykro. Bardzo zdążyłam się przyzwyczaić do tej zbzikowanej gromadki ludzi. Cóż zaraz obiad więc udałam się na stołówkę. Kiedy weszłam do sali jadalnej, Petra zaczęła do mnie machać jednak musiałam zignorować to wprawiając w zdziwienie całą grupę i udałam się do mojego nowego oddziału.
Spojrzeli na mnie lekko spłoszeni więc zabrałm głos.
- Nie bójcie się, nie jestem groźna. Od dziś jesteśmy drużyną więc aby powstała między nami więź posiłki będziemy jeść razem. Od teraz jestem waszym kapitanem więc oczekuje, że będziecie wykonywać rozkazy. - powiedziałam znudzonym głosem pozbawionym emocji.
Drużyna już po chwili prowadziła ze sobą spokojną rozmowę chcąc się lepiej poznać. Ja siedziałam i się przysłuchiwałam w spokoju pijąc herbatę.
- Pani Lyssandro - Zaczął czarno włosy - jeśli można, jak się mamy do Pani zwracać?
- Na pewno nie per Pani - powiedziałam nie podnosząc na nich wzroku - Jesteśmy w tym samy wieku jak mniemam bądź zbliżonym. Dla was jestem... - nie dane mi było dokończyć gdyż podeszła do nas Hange
- Witam Kapral Lyssandro, słyszałam o twoim awansie na dowódcę nowej drużyny i miano młodszego Kaprala. Nikt w miesiąc nie zrobił aż tak szybkiej kariery. - uśmiechnęła się do mnie, spojrzałam na zaskoczone twarze nowej drużyny.
- Zoe odejdź zanim wystraszysz mi kadetów. - warknęłam. - przyjdź do mojego gabinetu wieczorem to porozmawiamy.
Wstałam i odeszłam. Po powrocie z wyprawy zmieniłam pokój. Mój obecny jest piętro niżej niż był dalej w prywatnej części, bądź jak to nazywają Kapitańskiej. Teraz wchodząc do mojej komnaty trafiamy najpierw do biura w którym panuje ciemny brąz i bordo. Po prawej stronie znajdują się drzwi do sypialni natomiast po lewej do łazienki. Żyć nie umierać zwłaszcza, że mam w pokoju własny zapas herbaty i specjalny zestaw do zaparzania jej.
Nastał wieczór, przeglądałam papiery z korpusów szkoleniowych na temat moich podopiecznych, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Warknęłam ciche "Wejść" i ślamazarnie podniosłam znudzony wzrok na przybysza. Była to Petera. Spojrzałam na nią wyczekująco zastanawiając się co ją do mnie sprowadza.
- Kapral Levi, pyta czy nie chciałaby Pani - spojrzałam na nią groźnie, zna mój stosunek do tytułów używanych przez przyjaciół co do mnie - czy nie chciałabyś przeprowadzić wspólnego treningu z nami?
- Powiedz temu Ponurakowi, że najpierw sama muszę ich sprawdzić. Zobaczymy za tydzień kiedy będę chciała przeprowadzić pierwsze testy. Narazie będę przeprowadzać ogólne treningi. - powiedziałam znudzona - Herbaty?- zobaczyłam uśmiech na jej twarzy. Siedziałyśmy do późna plotkując i popijając herbatę. Około godziny pierwszej Petra udała się na spoczynek co uczyniłam również ja. Wstałam około piątej rano. Szybko się ogarnęłam i poszłam do kuchni zrobić sobie szybkie śniadanie gdyż pierwszy trening miał odbyć sie o godzinie szóstej rano.
Byłam dokładnie za pięć szósta na miejscu zgrupowania. Tam była już prawie cała drużyna. Równo o szóstej przybiegła dwójka chłopaków, na których czekaliśmy. Ćwiczenia zaczęliśmy od manewru.*Levi*
Jest godzina siódma, właśnie usiadłem spokojnie w swoim gabinecie popijając herbatę. Spojrzał przez okno aby napawać się chwilą spokoju lecz w tym momencie usłyszałem niemiłosiernie głośne krzyki i śmiech. Jak się okazało to młoda drużyna pod dowództwem panny Kapral Smith wracała z treningu manewru. Już ja się z nimi policze.*Lyssandra*
- Pani Kapral - ktoś krzyknął do mnie od strony wejścia do gmachu budynku. - Kapral Levi Panią prosi do siebie. - westchnęłam zniesmaczona tą informacją.
- Nie mam czasu, żegnam - powiedziałam znudzona. - teraz biegamy 10 okrążeń wokoło całego terenu treningowego, w pełnym sprzęcie.
Ruszyłam biegiem nie patrząc przed siebie. Każdy wiedział, że nie ma co oszukiwać. Średnio jedno okrążenie zajmuje truchtem pół godziny, dlatego ja biegam znacznie szybciej skracając czas o połowę. Pilnowałam aby moi rekruci również mieli odpowiednio wysoką wytrzymałość dlatego często będą biegać.
Och, czuje kłopoty. W momencie kiedy grupa zaczęła ostatnie okrążenie a ja obserwowałam ich usłyszałam głos osoby, którą zignorowała dostatecznie dużo razy.
- Czy bieganie przez dwie i pół godziny jest ważniejsze, niż przybycie do mnie? - mówił to tak zimnym tonem, że nie jedna osoba uciekła by ze strachu
- Tak. Coś jeszcze? Prowadzę trening. Żegnam. - nim Pan Ponury zdążył powiedzieć coś jeszcze, podeszłam do zdyszanych kadetów. - Kaneki, nie poszły Ci manewry zbyt dobrze, musisz się wznieść wysoko aby zabić tytanów. Idziemy ćwiczyć walkę wręcz.
CZYTASZ
Mrs. Smith- Attack on Titan
FanfictionMłoda dziewczyna krwi dwóch rodów żołnierzy. Adopcyjna siostra dowódcy Zwiadowców. Trudna w obyciu, praktycznie nikt nie zna jej prawdziwego ja. Utalentowany i inteligentny pogromca tytanów. Nie zna miłości do drugiego człowieka innej niż do brata...