Gdy już było po wszystkim, wszyscy pozostali zawodnicy zostali tak na tej arenie, czekając, aż będzie im dane w końcu opuścić to miejsce. Nie musieli czekać długo, ponieważ zaledwie minutę po zakończeniu przemówienia Hguala, po raz kolejny otworzyła się brama, która miała ich prowadzić do miejsca, w którym spędzą najbliższe kilka godzin. Brama zupełnie tak jak ostatnio otwierała się bardzo powoli i dość głośno, przez co trudno nie było zwrócić na nią jakiejkolwiek uwagi. Wszyscy jednak pozostali w ciszy i gdy przejście było już zdatne do użytku, bez słowa skierowali się do środka.
Przed nimi ukazał się tam sam obraz co ostatnio. Spora jadalnia oraz przejścia do pozostałych pomieszczeń. Jedyne co się zmieniło, to fakt, że jedzenie na stołach zostało uzupełnione, na wypadek gdyby okazało się, że jest go za mało.
- Cóż. Zostało nas więc dwunastu - stwierdził Puppeteer, niespecjalnie przejęty tym faktem - Aż dziwne, że jest nas tylko ćwierć tego co było na początku
- Szybko zleciało i tyle - odpowiedziała mu Ally, wymijając go i idąc w stronę jednego ze stołów.
Wówczas gdy większość osób zaczęło rozchodzić się w swoich kierunkach, Harry Kanibal od razu ruszył w stronę tej zbiorowej sypialni, gdzie po raz ostatni widział Kreatora takim jakim był. Czuł poirytowanie spowodowane tą nagłą zdradą, no ale czego innego on się spodziewał. Henry przecież zawsze taki był, że myślał tylko i wyłącznie o sobie. Gdy zabójca był już na miejscu, szybko podszedł do łóżka z wydrążonym pod nim tunelem i odsunął je, by samemu móc to zbadać. Szczerze mówiąc, to nie obchodziło go już an tym etapie, czy reszta zda sobie sprawę z jego istnienia. Aczkolwiek to co zobaczył, wywołało u niego lekkie zdezorientowanie. Jak się okazało, tunelu tam nie było. Nie pozostał po nim nawet ślad, zupełnie tak, jakby nigdy nie był wydrążony.
- Cholera by cię wzięła Henry. Pewnie powiedziałeś o tym przejściu Hgualowi, żeby nikt więcej nie uciekł - warknął, po czym kopnął w dane łóżko, niemal je przewracając - Co tu tak naprawdę planujesz
W tym samym czasie IRA siedział odosobniony w jadalni, patrząc się na jedną ze swych dłoni. Zupełnie tak jakby nad czymś się zastanawiał, jakby próbował coś wymyślić.
"Powoli czuję, jak te leki przestają działać. Gniew powraca. To oznacza, że w następnym etapie powinienem być w stanie to zrobić" stwierdził w myślach, po czym przesunął swój wzrok na Wyjątka, siedzącego przy stole obok Nemesis i rozmawiającego z nią o czymś.
IRA doskonale wiedział, że to od niego pochodziły te środki uspokajające, przez które nie dość, że prawie umarł, to jeszcze nie był w stanie pomóc Sam i skazał ją na śmierć z rąk Vec'a.
- Nie martw się Sam. Nawet jeśli nie będzie mi dane cię wskrzesić, to z pewnością cię pomszczę - powiedział cicho, przy tym zaciskając dłoń w pięść i uderzając nią w ścianę, tworząc przy tym w niej wgniecenie.Widać było po samej sile, że nie jest on już tą samą osobą, jaka walczyła z Mutatio. To już był ten IRA, który walczył przeciwko Raven. Ten, który posiadał już swoje umiejętności, maksymalizowania swej siły poprzez gniew.
~
Minęło już trochę czasu odkąd przerwa się zaczęła. Nastroje były dość różne. Owszem, niektórzy już uspokoili swe emocje i siedzieli teraz tak jakby nic się nie stało i po prostu zajmowali się sobą, aczkolwiek wciąż były tutaj osoby, w których cały czas buzowały się emocje.
- Właściwie to z kim ja będę walczyć w trzecim etapie? - zapytał się w pewnym momencie Jeff, rozglądając się po jakiejś siódemce osób, które oprócz niego znajdowały się w jadalni.
CZYTASZ
The Creepy Tournament
FanfictionJest ich czterdziestu ośmiu. Każdy z nich został porwany, nawet o tym nie wiedząc, przez jednego psychopatę. Jaki jednak był w tym powód? Celem jest zabawa. Zabawa, dla tych, którzy nie muszą brać w tym udziału. Każdy z nich jest zmuszony do walki z...