Pomieszczenia, w którym znajdował się teraz półprzytomny chłopak, chyba – a raczej na pewno – nie dało opisać się przy użyciu określeń pozytywnych. Nie było to również z pewnością to miejsce, w którym chciał się on teraz znajdować. Bo przeciez nie tak wygląda niebo, prawda? Ewentualnie piekło, ale piekło z reguły nie jest zimne, no może ponure. To by się akurat zgadzało. Ale z sufitu na pewno nie zwisają fluorestencyjne światła, czy innego rodzaju lampki. A pomijając to wszystko, Edward Kaspbrak – z pewnością – nie zasługiwał na dostanie się do tak okropnego miejsca, jak piekielne otchłanie. On już wyjątkowo dużo zniósł – jak na nastolatka oczywiście – a taki koniec nie należał by z pewnością do tych najprzyjemniejszych... do tego, na którym mu zależało, a raczej nadal zależy.
Osiemnastolatek na chwilę otworzył oczy, aby zorientować się co do swojego położenia, ale momentalnie tego pożałował. Białe jarzyniówki, które znajdowały się teraz nad jego głową, w momencie, w którym uchylił powieki z niezwykłą siłą go poraziły. Ten ból można porównać do tego, kiedy w momencie, w którym w nocy zachce ci się skorzystac z toalety, musisz w pomieszczeniu zapalić światło, a twoje źrenice natychmiast się zwęrzają, próbując przywzwyczaić twoje oczy do nagłego zapalenia żarówki, która jest w stanie cię oślepić. Tak właśnie czuł się Eddie, który utwierdził się właśnie w przekonaniu, że wstanie z zamkniętymi, a przynajmniej zmruzonymi powiekami będzie o wiele bardziej rozsądnym rozwiązaniem. Niestety i tutaj się pomylił. Podczas wstawania również towarzyszył mu kłucie, które nie tylko było o wiele bardziej intensywne i uporczywe, od tego podczas zetknięcia z rażącymi jarzyniówkami, ale również, takie, które tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nie zajduje sie on w miejscu, w którym powinien się najprawdopodobniej teraz znajdować. Ale nie tylko to mu teraz przeszkadzało. Wstawanie utrudniały mu równiez różnego rodzaju rurki wystające mu z nosa, oraz spierzchniętych ust. Ale one nie wydawały mu się jakoś najgorsze. Według niego najgorszy był ten ból. Tak, ten przeszywający ból przy pierwszej próbie wstania od dłuższego czasu, przy pierwszym ruchu głową. Miał wrażenie, że już dawno nie odczuwał czegoś takiego, albo przynajmniej nie jest w stanie sobie teraz o tym przypomnieć. Katusze te zmusiły go do mimowolnego wydania z siebie cichego jęknięcia. Chłopak nienawidził zwracac na siebie czyjejś uwagi takimi błahostkami, mimo że często tej uwagi potrzebował. Jego zdaniem takim sposobem wymuszał na innich tak zwaną "atencje" i tylko niepotrzebnie się narzucał, zajmując czyiś istotny czas.
– Wreszcie się obudziłeś – Usłyszał obojętny, zmęczony głos. I mimo, że nie widział tej osoby, był przekonany, że to kobieta. Nigdy nie słyszał mężczyzny z tak wysokim głosem. Chyba że chłopaków – z o dziwo nadal istniejącego Klubu Frajerów – podczas mutacji, ale ich nie można nazwac mężczyznami, nawet teraz, kiedy przekraczają ten magiczny próg osiemnastu lat.
Z czego się tak śmiejecie?! Was też to w końcu spotka, Frajerzy. – Eddie przypomniał sobie, że pora zmiany głosu była dla Richiego była mordęgą. Dokładnie pamięta ten jego zabawny, piskliwy głos, który mimo tak szczególnej zmiany po tym wszystkim, nadal irytował go tak samo. Ale nie tak odpychająco, miał wrażenie, że to właśnie te wady – cechy, których nie posiadał on sam – tak bardzo przyciągały go do chłopaka.
Kaspbrak już od jakiegoś czasu podejrzewał, że to co ich łączy to nie tylko przyjaźń. Raczej coś więcej, a przynajmniej – tak jak sądził Kaspbrak – tylko jego zdaniem. Wiedział również, że na pewno nie pociągają go dziewczyny, jest gejem i on doskonale był tego świadomy. W sumie, właśnie to, było jednym z kilku powodów, przez które tak młody chłopak chciał odejść z tego świata i udać się na drugą stronę... A raczej ludzie, którzy dwuznacznie na to zareagowali. Chciał zwiedzić ją dokładnie i już nie wracać. Nigdy. Przez swoją odmienność był poniżany, głównie przez matkę. Nikomu z Frajerów tego nie powiedział, chciał, ale zwyczajnie się bał. Bał się ich reakcji. Dużo ludzi mówi, że są tolerancyjni, ale kiedy przyjdzie co do czego i okaże się, że ich dziecko czy przyjaciel, albo po prostu ktoś bliski są w pewnym sensie "inni", już nie traktują ich tak samo. Trzymają ich na dystans, wożą po różnych psychologach, a w przypadku przyjaźni, zwyczajnie się odwracają i naśmiewają się razem z innymi. Tak jest z większością i tego właśnie się bał. Został odtrącony przez matkę, więc tego samego spodziewał się ze strony przyjaciół. Niedługo po tym, jak wyznał to wszystko, jego ukochana rodzicielka zaczęła go poniżać. Głównie go wyzywała, najczęściej od pedałów, nieudaczników czy nawet zboczeńców, więc tak też siebie samego postrzegał. Mówiła mu, że powinien udać się do lekarza, najlepiej jakiegoś psychiatry. Oczywiście jego matka była zdolna posunąć się, aż tak daleko, że chłopak chodził między innymi z posiniacznonymi nadgarstkami czy karkiem, za który często go łapała, a on nie umiał jej się przeciwstawić. Oczywiście Eddie tłumaczył to spotkaniem bliskiego stopnia z Bowersem, który znowu chciał się na nim wyżyć. Każdy mu w to wierzył, dlatego uważał to za świetną wymówkę. Tylko Bill i Richie i najczęściej Beverly, musieli zawsze dopytać o coś więcej, tak jakby podejrzewali, że to wcale nie Henry go tak skrzywdził. W końcu są ze sobą najbliżej, oni wiedzą o sobie wszystko, między innymi widzieli jak Eddie coś zmyśla.
– Eddie? – po raz kolejny spytała pielęgniarka. Dopiero teraz brunet ją usłyszał, wcześniej nie był w stanie, wspomnienia były dla niego znacznie wazniejsze, w szczególnosci te związane z Frajerami – Mam wezwać lekarza?
Siedemnastolatek spojrzał się na jej lekko zaniepokojoną twarz, teraz mógł dokładnie się jej przyjrzeć. Według niego kobieta miała coś około trzydziestki, może mogła być trochę starsza. Jej rude włosy, które idealnie pasowały do jej jasnej cery, związane były w tak zwanego kucyka. Ale jej włosy nie były tak ogniste jak te Beverly, te były jasniejsze, gdyby się uprzeć można rzec, że jest ona blondynką. Wydawała się miła, przynajmniej na taką wyglądała z twarzy, na której można było zuważyć lekkie piegi. Eddie, mimo tego że jest brunetem, również posiada piegi. Co prawda tylko wtedy kiedy wychodzi słońce, ale je posiada.
Lekarza? – pomyślał chłopak – Ja jestem w szpitalu?
Nastolatek nie był z tego powodu szczęśliwy, nie tu chciał się teraz znajdować. Mógł wszędzie, tylko nie w szpitalu!
– Gdzie ja jestem, jeśli moge spytać? – zadał pytanie, zupełnie zapominając o tym, które kilka chwil temu zadała kobieta w białym fartuszku, stojąca dokładnie nad nim.
– W Green Hills, ośrodku psychiatrycznym.
Odpowiedź kobiety jeszcze bardziej go zmartwiła i zdenerwowała, a może raczej... przestraszyła? Mama straszyła go psychiatrykiem, ale nigdy nie brał tego tak bardzo do siebie. Nie mógł dopóścić do siebie myśli, że mógłby się tam znaleźć. A jednak, a to wszystko przez jedną, głupią nieudaną próbę samobójczą, która miała na zawsze zmienić jego życie na lepsze, a wepchnęła tylko do wariatkowa.
– Jak ja się tu znalazłem? Czemu w ogóle tu jestem? – Eddie złapał się za obolałą głowę. – Nie... Nie powinienen tu być. – kontynuował dalej zdenerwowany chłopak.
Kaspbrak nie chciał oswoić się z myślą, że mógłby się tu znaleźć, a jednak. Leżał na szpitalnym łóżku, w ośrodku dla wariatów. On nie uważał się za wariatę, w żadnym przypadku. Gdyby ktoś zapytał się go, dlaczego tak sądzi z pewnością odpowiedział by zwyczajne nie wiem, nie umiał znaleźć żadnego sensownego argumentu. Po prostu to wiedział. Ale był szalony, szalony, jak każdy nastolatek w jego wieku, a przynajmniej próbował taki być. Często utruniała mu to jego nadopiekuńcza matka. Eddie nigdy nie był pijany, ale jak pewnej nocy wrócił z imprezy z okazji siedemnastych urodzin Williama, a jego matka wyczuła u niego alkohol, z domu nie mógł wyjść przez tydzień. Uważała, że Frajerzy mają na niego fatalny wpływ, a w szczególnaści ten rozwydrzony bachor, Richie. Jego nienawidziła najbardziej, mimo że Eddie miał o nim zupełnie inną opinię. Oczywiście, każdy powiedziałby, że Tozier jest w penym sensie lekko stuknięty, ale żeby od razu go skreślać?
– Eddie. – Próbowała dotrzeć do niego pielęgniarka, kiedy ten zaczął trochę się szarpać. – Doktorze! – Zawołała po chwili, lekko zdenerwowanym głosem. Słychać było w jej głosie lekką obawę. Nie chciała dla niego źle, ale jednak musiała zareagować, inaczej jeszcze by sobie coś zrobił.
^^^^^^^^^
Gut, witam ponownie moi drodzy. Tęskniliście? Haha, pewnie nie. Też was kocham.
Mam tylko malutkie pytanko... Podoba się? Pisać dalej czy przemienić to w one shot'a? Bo nie wiem... Nie znam się, hahha, a więc zostawiam was na razie z tym i żegnam.
CZYTASZ
Green Hills |Reddie [PL]
Fanfiction♡Nie każdy człowiek, który chce targnąć się na własne życie, ma na to jakiś szczególny, uzasadniony argument. Zabić się można z wielu powodów. Między innymi z powodu nieodwzajemnionej miłości, ze strachu, czy nawet zwyczajnie z nudów. Z reguły...