- Melody, jeżeli wciąż będziesz podskakiwać, to on ponownie cię ukarze, tym razem dotkliwiej. Ci ludzie, to potwory, w oczach których jesteśmy zwykłymi robakami, stworzonymi tylko po to, by zaspokajać ich chore potrzeby.
Zagryzam wargę, kiedy kobieta obmywa wodą moje poranione plecy i usilnie walczę ze sobą, by z mojego gardła nie wydobył się krzyk, za który zapewne zostałabym ukarana.
- Dlaczego oni nam to robią? - szepczę, pociągając nosem. - Dlaczego wmawiają nam te straszne rzeczy?
Kobieta wzdycha i siada przede mną, rozkładając ramiona.
Odruchowo wtulam się w jej wychudzone, drobne ciało, a po moich policzkach zaczynają płynąć łzy, które moczą jej zniszczone, od ciągłego użytkowania, ubranie.
- Ciii, jestem przy tobie, uspokój się. - mówi, głaszcząc mnie po głowie, jak matka, troszcząca się o małe dziecko, choć jest starsza ode mnie jedynie o pięć lat.
- An, jak ty to robisz? - pytam przerażona i spoglądam w jej błękitne oczy, wyrażające taki smutek, że serce człowieka momentalnie pęka na pół. - Jak możesz tak żyć? Jesteś tu przetrzymywana tyle lat, a wciąż się nie załamałaś, nie poddałaś. Ja jestem tu tydzień i chciałabym zwyczajnie umrzeć. - chlipię, a blondynka ściera z mych policzków słoną wodę, po czym posyła mi ciepły uśmiech, pocierając moje ramiona.
- Jeżeli się poddam, ten potwór wygra, a na to nie pozwolę. Poza tym, teraz muszę myśleć nie tylko o sobie, ale także o nim. - stwierdza smutno i kładzie dłoń na swoim brzuchu, a ja zakrywam usta dłonią.
- Jesteś...
- W ciąży. - kończy, a jej oczy wypełniają się łzami. - Jeśli on się dowie, to je zabije, a ono niczym nie zawiniło. Uważasz, że jestem silna, ale mylisz się, Mel. Ten potwór porwał mnie, gwałcił i faszerował prochami, a teraz mnie zapłodnił. Czuję do siebie wstręt, a jeszcze większy do niego, bo człowiek któremu ufałam, wykorzystał to... wykorzystał mnie.
- Znałaś tego mężczyznę, zanim tu trafiłaś? - wtrącam, krztusząc się śliną, a dziewczyna przytakuje.
- To mój...
Blondynka przerywa w pół zdania, gdyż drzwi piwnicy otwierają się na oścież, a moim oczom ukazuje się twarz oprawcy kobiety siedzącej przy mnie.
- Podnieś się suko i podejdź do mnie! - warczy, a dziewczyna zaczyna się niekontrolowanie trząść, i mimo przeszywającego ją strachu, wykonuje polecenie. - A ty co się gapisz, dziwko? Opuść głowę, inaczej zostaniesz ukarana!-dodaje, zwracając się w moją stronę, a ja podnoszę się z ziemi, unosząc wysoko głowę i obdarzam go pogardliwym spojrzeniem.
- Pierdol się, zboczeńcu! - krzyczę, chwytając w dłoń misę wypełnioną wodą, która zdążyła się zabarwić na czerwono od mojej krwi
-Melody, nie! - szepcze przerażona An, ale ja puszczam jej słowa mimo uszu i z całych sił rzucam przedmiotem w mężczyznę, choć ten nie sięga celu.
- Pożałujesz tego, ty niegodziwa ladacznico! - wrzeszczy, po czym atakuje mnie, zadając mi bolesne ciosy, przed którymi nie potrafię się uchronić.
Upadam na ziemię, krew zalewa mi oczy, a ciało dosłownie płonie, od każdego uderzenia, zadanego przez tego skurwiela.
Kopniak zaserwowany w brzuch, odbiera mi dech w piersi, a ból staje się nie do zniesienia. Spoglądam na zapłakaną dziewczynę, kucającą w rogu piwnicy, po czym odpływam, modląc się o szybką śmierć.
- Melody, obudź się!
Do moich uszu dociera znajomy głos, sprawiając, że zrywam się jak poparzona, szeroko otwierając oczy.
Moim ciałem wstrząsają niekontrolowane drgawki, a mój oddech jest ciężki, jak po przebiegnięciu maratonu.
- Co się stało? - pytam zdezorientowana, spoglądając na szatyna.
- To ja powinienem o to zapytać. Krzyczałaś przez sen. - tłumaczy, marszcząc brwi, a ja przecieram twarz dłońmi, wzdychając.
- Przepraszam. - mówię skruszona. - Obudziłam cię?
- Nie, wstałem godzinę temu. - wyjaśnia, podnosząc się z mojego łóżka. - Poszedłem pobiegać, a kiedy wróciłem, usłyszałem twój krzyk, więc od razu przyszedłem to sprawić. Dobrze się czujesz? - pyta, zakładając ręce na piersi i przygląda mi się uważnie.
- Tak jest, doktorze! - mówię rozbawiona, salutując, a on kręci głową, uśmiechając się pod nosem. - A teraz idź, weź prysznic, bo walisz potem. - dodaję, teatralnie machając dłonią przed nosem, a on wybucha śmiechem.
- Już mi dogryzasz, a nawet nie zdążyłaś się jeszcze rozpakować. Ciekawie się zaczyna. - jęczy, po czym opuszcza moją sypialnie, a na moich ustach formuje się głupkowaty uśmiech.
Wstaję z łóżka i staję przed oknem, przyglądając się z góry miastu, które mimo wczesnej pory, tętni już życiem.
Opieram czoło o szybę, a przyjemny chłód rozchodzi się po moim ciele, sprawiając, że płomienie, które chwilę wcześniej szarpały mym wnętrzem, odchodzą w zapomnienie.
Miałam koszmar, ale wcale go nie pamiętam. Co takiego strasznego mi się przyśniło, że zaczęłam krzyczeć?
Wzdycham i podchodzę do walizek, ustawionych w rogu sypialni, która od wczoraj należy do mnie. Zarówno ona, jak i całe te ogromne i przestronne mieszkanie, urządzone zostały w nowoczesnym stylu i już od wejścia, przypadły mi do gustu.
Zwiedzając pomieszczenia cieszyłam się jak mała dziewczynka, a szatyn nie omieszkał oczywiście, skomentować mojego zachowania, twierdząc, że zachowuje się co najmniej tak, jakbym się czegoś naćpała i zaczyna się on obawiać o swoje drogocenne życie.
Głupek i tyle, ale na szczęście genialny, pod każdym względem.
Wyciągam z torby, bieliznę, jeansy oraz błękitny t-shirt, po czym przenoszę się ze swoim arsenałem do łazienki, połączonej z moim pokojem i doprowadzam się do stanu używalności. W duchu cieszę się z faktu, że za dwie godziny mam się stawić w restauracji państwa Watson, w której mam rozpocząć pracę i przysięgam sobie, że nie pozwolę sobie dzisiaj zniszczyć humoru.
Opuszczam toaletę i maszeruję do kuchni, zacierając ręce na widok tego wspaniałego pomieszczenia, które od pierwszego wejrzenia zdobyło moje serce.
Rozradowana dobieram się do lodówki, po czym wyciągam z niej wszystkie niezbędne składniki, potrzebne do przygotowania śniadania.
Tak, tak, mówiłam, że nie będę nikomu gotować, ale w końcu jestem kobietą i mam prawo zmienić zdanie, nie?
- Dla mnie też zrobisz? - pyta wyszczerzony Sean, wkraczając do kuchni, a ja wzruszam ramionami.
- Ee, zastanówmy się. - mówię, pukając się palcem po ustach. - Nope. - dopowiadam, wywracając oczyma.
- Nie bądź wredna, podziel się posiłkiem z biednym, głodnym facetem. Chyba nie chcesz mnie mieć na sumieniu, prawda? - mówi, robiąc zbolałą minę, a ja wybucham śmiechem.
- Jesteś beznadziejny, ale nie będę zołzą i ostatecznie się podzielę. - stwierdzam, po czym rozkładam na stole talerze i stawiam po środku usmażone naleśniki, oraz sok.
Rozradowany mężczyzna zaciera ręce, po czym siada na krześle i zabiera się za pałaszowanie posiłku, a ja spoglądam na niego, kręcąc rozbawiona głową.
- Wiesz, jeśli masz robić codziennie tak genialne naleśniki, to otwarcie mogę stwierdzić, że uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem stąpającym po ziemi.
- Pf, zapomnij, Foster. To się więcej nie powtórzy, więc korzystaj, pókim dobra. - prycham, wgryzając się w puszysty, słodki placuszek.
- Kim jest An? - pyta niespodziewanie, a ja spoglądam na niego zdezorientowana, marszcząc brwi.
- Nie mam pojęcia. Dlaczego pytasz?
- Bo przez sen wielokrotnie wykrzykiwałaś to imię. - wyjaśnia, przyglądając mi się badawczo, a ja wypuszczam nerwowo powietrze, zastanawiając się, kim może być osoba, o imieniu An i dlaczego mi się przyśniła .
Hej wszystkim! 😁
Zostawiam was z kolejnym rozdziałem i życzę miłego dnia ❤️
Buziaki 😘