Rozdział 24 - Kłamstwa

15 2 27
                                    

— Nic ci nie jest? — spytał Jacek, pomagając Leonowi otrzepać się z kurzu. Nadal był w szoku, że spotkał przyjaciela w takich okolicznościach.
— Nie... Wszystko w porządku — odpowiedział mu, ciągle nie rozumiejąc, co się przed chwilą wydarzyło. Tego wieczoru było zdecydowanie za dużo niezwykłych wrażeń.
— Wpadłeś na mnie z takim impetem, że myślałem, że coś sobie zrobiłeś.
Leon zmierzył go wzrokiem. Wciąż miał w głowie słowa Anatola. Czuł się zagubiony, a jego myśli powodowały chaos, którego chyba nie dało się poukładać. Całe życie walczył o to, by pomagać ludziom, by łapać tych, którzy łamią prawo. Chciał zmieniać świat na lepsze, a teraz nic mu nie zostało. Wiadomo, że zawieszenie może być tymczasowe, lecz w policji oznacza to, że jesteś zawodowym trupem.
Nagle w tym chaosie zacząć dostrzegać nutkę racjonalności. Przypomniał sobie coś, co powiedział mu kilka dni temu Anatol.
— A w zasadzie to nie miałeś być teraz w Warszawie i wrócić dopiero w poniedziałek — spytał podejrzliwie.
Jacek podrapał się po głowie. Na poczekaniu musiał wymyślić jakieś kłamstwo. Raz już wszystkich oszukał z tym wyjazdem, więc liczył na to, że teraz znów mu się uda.
— Tak. Mieliśmy z grupą operacyjną z Warszawy, z tymi, co byłem na szkoleniu, złapać grupę dilerów z Pragi. Cała akcja miała trwać do niedzieli, ale te debile sami nam się wystawili i złapaliśmy ich wcześniej.
Czuł, że zaczyna się pocić, ale zauważył, że przyjaciel uwierzył w jego kłamstwo. Mógł wiec choć na chwile odetchnąć z ulgą.
— A Ty właściwie co o tej porze robisz w tym miejscu? Nie wyglądasz najlepiej... -- stwierdził.
Leon złapał oddech i tez próbował wymyślić jakąś odpowiedzieć. Nie chciał jednak rozmawiać z nim o takich rzeczach na ulicy. W sumie to nawet nie wiedział, czy chce z kimkolwiek rozmawiać.
— Nie chciałbyś się przejść do jakiegoś baru? Potrzebuję chyba trochę się rozerwać.
Jacek zmarszczył czoło i zastanawiał się przez chwilę. W sumie to nie miał nic do stracenia, a do kolejnego zadania mógł się przygotować jutro rano. Miał przecież sporo czasu i no i chciał też poświętować tak dobrze wykonane zadanie.
— Wiesz co, mam lepszy pomysł niż siedzenie w barze. Chyba wiesz co mam na myśli.
Leon przytaknął i dał się prowadzić przyjacielowi. Znał go na tyle dobrze, że mógł się domyślić, o co chodzi. Spojrzał teraz w górę na niebo, na którym dobrze widoczne były gwiazdy. Po burzy nie został już nawet najmniejszy ślad, no chyba że jakaś kałuża, która utworzyła się w dziurze na jezdni.
Znów poczuł się samotny. Tak bardzo brakowało mu Magdy, przy której był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Mimo, że ostatnimi czasy ich związek nie był idealny, to zawsze problemy można było rozwiązać w inny sposób, aniżeli pójść do łóżka z koleżanką z pracy. Czasu jednak nie dało się cofnąć.
— Co tam u ciebie Leo? — Jacek próbował zacząć jakoś rozmowę po przejściu kilku metrów. Znaleźli się właśnie przy budynku, w którym mieścił się wydział psychologii UMCS.
— Wiesz co, dużo się pozmieniało przez te ostatnie dni — odparł.
W tym momencie Jacek zrozumiał, że musi się pilnować. Każde słówko mogło go kosztować bardzo wiele. To spotkanie z początku nie wchodziło przecież w grę, a wiadomo, że receptą na powodzeniem każdego planu jest jego realizacja w pierwotnej formie od początku do końca.
— No to opowiadaj — zachęcił go, licząc na długą opowieść, dzięki czemu nie będzie się musiał zbyt dużo odzywać..
Leon, tkwiąc w tym całym chaosie, nie wiedział od czego tak naprawdę zacząć. Przechodzili akurat w pobliżu kamienicy, w której mieszkał. Zerknął w tamtą stronę i pomyślał przez chwilę, że może powinien położyć się spać i przeczekać ten trudny okres. Czuł się jednak tak fatalnie, że potrzebował chwili rozrywki, która pozwoliłaby mu o tym wszystkim zapomnieć.
— Anatol zawiesił mnie — wydusił z siebie po krótkim zastanawianiu.
— Jak to? — Jacek udał zaskoczonego. Tak naprawdę spodziewał się tej decyzji i było to tylko kwestią czasu, kiedy ona nastąpi.
— Oskarżają mnie o zabójstwo Berga i takiej akrobatki... To jest chore!
— Ciebie?! Przecież to niemożliwe!
Leon spuścił głowę. Pojawiła mu się teraz myśl, że może faktycznie to on stoi za tymi morderstwami. Nie pamiętał przecież jak znalazł się w mieszkaniu tej dziewczyny i nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co robił wczorajszej nocy w cyrku. Tylko czy jest to w ogóle możliwe? Czy byłby w stanie kogoś zabić? Pewne jest tylko jedno: był to koszmar, z którego chciał jak najszybciej się wybudzić.
— No właśnie nie wiem sam, co o tym myśleć... — odpowiedział, spoglądając teraz w dół na Piłsudskiego, gdzie w ich stronę szedł tłum ludzi, ubranych w żółto-niebieskie koszulki i szaliki. Właśnie skończył się mecz żużlowy i byli to kibice, którzy głośno świętowali zwycięstwo swojego ukochanego klubu.
— Pieprzysz, Leo — rzucił teraz Jacek. — To jest jakieś nieporozumienie, które pewnie się wyjaśni niebawem. Musisz być dobrej myśli!
— Szczerze to wątpię. Śledztwo przejmują już ci z Warszawy. Oni jak się uprą, to nie ma przebacz. Zresztą już mnie przesłuchiwali i odniosłem wrażenie, że już nie biorą nikogo więcej pod uwagę.
Jacek o mało nie wybuch z radości. Nie dawał jednak po sobie tego poznać. Nie mógł się przecież zdradzić. Jednak najwidoczniej jego plan działał idealnie.
— A w zasadzie to czemu oni Ciebie oskarżają? — spytał. — Muszą przecież mieć jakieś dowody.
Leon próbował zebrać wszystkie fakty w swojej głowie, która chyba powoli odmawiała posłuszeństwa. Zamiast odpowiadać na jego pytanie, postanowił dowiedzieć się czegoś o pewnej kwestii, która nie dawała mu spokoju.
— Tak w zasadzie to opowiedz mi o tej nocy, kiedy były imieniny Anatola. Nie mogę sobie jej przypomnieć.
Jacek poczuł, że serce bije mu coraz mocniej. Krwinki w jego ciele urządziły sobie istny wyścig o to, która pierwsza dotrze do mózgu. Starał przypomnieć sobie tamte chwile, podczas których zabawił się przyjaciółmi, by jak najbardziej trzymać się swojego planu.
— No zajaralismy po skręcie, poszliśmy do klubu i tam wyrwałeś...
—Do klubu?! — przerwał mu, nie ukrywając swojego zaskoczenia. -
— No tak — odparł Jacek. — A co?
Leon był zagubiony. Już myślał, że dowiedział się, co tamtej nocy się wydarzyło. Chaos więc jeszcze bardziej się powiększył.
— Anatol mówił, że nie dotarliśmy do klubu — odpowiedział.
Jego przyjaciel uśmiechnął się.
— Wy to oboje jesteście dobrzy. Powiedz mi: kiedy ostatnio Ty jarałeś lub Anatol jointa przed tamtą nocą?
Wiedział czego on zmierza i w sumie to zgadzał się z nim. Marihuana mimo wszystko jest narkotykiem i miewa czasami skutki uboczne. Deformuje rzeczywistość i następnego dnia najczęściej nie jesteśmy w stanie stwierdzić w stu procentach, co robiliśmy poprzedniej nocy. Szczególnie u osób, które dawno po nią nie sięgały.
— To jak wyglądała tamta noc?
Jacek nie zastanawiał się zbyt długo. Poczekał jednak, aż miną Głęboką i znajdą się przy wlocie na Nadbystrzycką, niedaleko tamtego klubu.
— Tam jaraliśmy, pamiętasz? — wskazał ręką na wąską uliczkę po lewej stronie. - Potem, tak jak was namawiałem, poszliśmy do klubu. Wypiliśmy parę piw, a Ty kleiłeś się do jednej barmanki, swoją drogą laska była dziesięć na dziesięć. No i potem ona powiedziała, że sypia z mężczyznami za pieniądze, co Anatol zapamiętał i pewnie ci o tym powiedział. Ty z kolei za wszelką cenę chciałeś ją zaciągnąć do łóżka. I tak zostawiliśmy ciebie z nią...
Leon starał przypomnieć sobie tamte wydarzenia, lecz bezskutecznie. Ciągle miał ciemną plamę przed oczami. Przez chwile mignęła mu myśl, że musi odnaleźć tą barmankę i jak najszybciej z nią porozmawiać. Teraz jednak chciał dowiedzieć się jeszcze pare rzeczy.
— A nie zauważyłeś może, czy cały czas miałem obrączkę na palcu? — spytał, lecz dostał przeczącą odpowiedź.
— Stary, kto by zwracał na to uwagę w tamtej chwili... Powiesz w końcu dlaczego posądzają cię o takie rzeczy?
Przeszli chwilę w milczeniu, a Leon ciągle wpatrywał się w ziemię. Nie mógł znaleźć odpowiednich słów, więc walił prosto z mostu.
— Następnego dnia po imieninach Anatol kazał nam z Karoliną pojechać na stare miasto, gdzie znaleziono ciało - zaczął opowiadać, wzdychając przed tem głośno. - Na miejscu okazało się, że ofiarą jest syn Berga i że odcięto mu głowę, no ogółem chujowo. No i wyobraź sobie, że znaleziono w jego mieszkaniu moją obrączkę...
Jacek, słuchając tego, ciagle się uśmiechał. Nie mógł się powstrzymać i coraz ciężej mu było udawać przejętego.
— Chyba żartujesz! — zawołał. — Przecież to jest tak strasznie nieracjonalne.
Szli dalej. Po minucie znaleźli się obok politechniki. Odbili w prawo, w ulicę Nowomiejską, gdzie ich oczom ukazał się szereg niskich bloków, służących jako akademiki. Niemal od razu zobaczyli mężczyznę w ciemnym kapturze, który opierał się o jedną z latarni, dzięki czemu był dobrze widoczny. Na sobie miał czarną bluzę, bez żadnych naklejek oraz spodnie z trzema paskami od adidasa. Jedną rękę trzymał w kieszeni, usytuowanej na brzuchu, a drugą pykał coś w telefonie. Gdy zbliżyli się do niego na odległość kilku metrów, ten w końcu ich zauważył.
— No siema! — krzyknął, wyciągając do nich prawą rękę.
Jacek natychmiast zrobił to samo.
— To jest Janko - przedstawił go od razu. Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
— Jestem Leon — policjant również wyciągnął do niego rękę na przywitanie, jednak miał dziwne przeczucia co do chłopaka.
— Janko to nasz informator — tłumaczył Jacek. — Kiedyś zaoferował nam pomoc w zamian za to, że go nie aresztujemy. No i przy okazji dostarcza mi czasami skręty. Zresztą chyba kojarzysz go z tamtej nocy.
— Śmieszne, że policjant z wydziału narkotykowego kumpluję się z dilerem i bierze od niego towar — zaśmiał się Janko swoim ochrypniętym głosem i poklepał go po głowie. Po chwili wyciągnął z kieszeni mały pakunek, który owinięty był w białą chustkę.
— Tyle ile zawsze? — spytał Jacek.
Leon stał z boku i obserwował jak panowie wymieniają się pożądanymi rzeczami. Jacek otrzymał zawiniątko, które schował od razu do kieszeni. Potem wręczył koledze plik banknotów, ten je przeliczył i niespodziewanie pożegnał się z nimi.
— Co on taki dziwny? - spytał Leon, a na jego twarzy malowało się zdziwienie.
— Zawsze tak robi, gdy uda mu się interes. Nie wiem, studiuje mechatronikę i może ma zajęcia rano. - zamilkł na chwilę, by przyjrzeć się swojemu zakupowi. - Zresztą nieważne. My mamy teraz inne, ciekawsze rzeczy do roboty.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz