Snape był wściekły. Jak dyrektor mógł go tak okłamać? Przecież nie było takiej potrzeby.
Severus i tak musiał się zgodzić na to, czego ten manipulator zażąda, bo wiele lat temu dał słowo. Dał słowo, że odda wszystko Albusowi Dumbledorowi, w zamian za możliwość, choć częściowego odpokutowania win i ochronę dla swojej jedynej przyjaciółki. Choć Lily nie żyła, to pierwszą część obietnicy starzec spełniał co do joty. Po wielu latach to nie obietnica sprawiała, że Severus Snape nie potrafił niczego odmówić dyrektorowi Hogwartu. Albus stał się jego najbliższą osobą. Po śmierci Lily tylko Dumbledore został dopuszczony na tyle do zimnego serca Mistrza Eliksirów, że ten się o niego naprawdę troszczył. Resztę ludzi, pomimo wcześniejszych więzi, odrzucił, aby nie zostać ponownie wystawionym na poczucie straty. Albus był jedynym, tak potężnym czarodziejem, na którego życie nawet Czarny Lord nie ośmielił się stawać. Może to naiwne z jego strony, ale Snape naprawdę wierzył w to, że Dumbledore go kocha, jak syna. Mimo tego, że starzec postanowił go poświecić, on nadal w to wierzył, bo rozumiał motywy dyrektora. Właśnie przemierzał korytarz obok Wielkiej Sali, gdy zatrzymało go pytanie:
- Severusie dokąd tak się śpieszysz? - zapytał profesor Filitwick.
- Do dyrektora - warknął Snape.
- Obawiam się, że się z nim minąłeś. Dziesięć minut temu opuścił Hogwart. Minerva... - zaczął niski profesor.
- Ach tak... Zapomniałem. Dziś jest dzień walki z ministerstwem o fundusze na przyszły rok.
- Dokładnie, Gryffindor kontra gryzipiórki - mrugnął rozbawiony Flitwick - Czy w czymś Ci pomóc drogi chłopcze?
- Dziękuje, radzę sobie - rzekł chłodno Snape.
- Severusie... Ile lat jesteś związany z Hogwartem? - delikatny uśmiech pojawił się na twarzy małego profesora - Uczyłem cię, gdy byłeś dzieckiem. Pomagałem, gdy byłeś młodzieńcem. Patrzyłem, jak dorastasz. Jeżeli więc widzę, jak Severus Snape biegnie przez korytarz, z miną jakby miał ochotę kogoś przekląć, to oznacza tylko jedno. Znalazło się coś, z czym sobie... - Snape spiorunował go wzrokiem - mniej radzisz... - dokończył ostrożnie Filius.
Snape postanowił odpowiedzieć w swoim zwyczajowym stylu. Milczeniem i wyniosłym zimnym spojrzeniem. Po chwili ciszy profesor zaklęć westchnął ciężko i wzruszył ramionami.
- Skoro tak, dobrze. Ale pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść, na szklaneczkę whisky i partyjkę szachów. Nie będziemy rozmawiać o tym, o czym wiedzieć nie powinienem. Do zobaczenia na obiedzie Severusie – z tymi słowami skierował się w stronę biblioteki.
Snape zwrócił się w stronę lochów, ale przypomniał sobie o lokatorze w jego kwaterach, wiec postanowił wyjść na błonia i chwilę się przejść. Musiał pomyśleć o tym, co się stało. O dziwnej mocy, którą dysponował Potter i dlaczego pojawiła się po tym, jak Czarny Pan nim zawładnął. Chłopak też był dziwny, inny, wyciszony, do tego ta scena z jego wujem. Musi inaczej podejść do Gryfona, musi z nim porozmawiać.
O zgrozo... - Pomyślał z rezygnacją. Potter... - zdecydowanie za dużo myślał o tym dziecku. O nie Severusie... To nie dziecko. To już szesnastoletni młodzieniec. Jedyny, który stawia Ci opór, którego jedyny nie złamałeś... - powiedział irytujący głosik w jego głowie.
Tak, to fakt, Harry Potter był jak wrzód na przysłowiowym tyłku, ale jakże intrygujący. Tak... jego odwaga i upór były godne podziwu. To, co zrobił z tymi dzieciakami, na tych swoich spotkaniach było niesamowite. Jako nauczyciel, smarkacz się spisał i nauczył tych gamoni tworzyć patronusy. Choć w warunkach zagrożenia życia, przy dementorach, pewnie żaden nie będzie umieć tego zrobić, to i tak całkiem dobre osiągniecie. Mimo wszystko, sam Potter potrafi to zrobić tak samo, jak on. Chyba jako jedyny wśród Śmierciożercow.
Tak, chłopak był utalentowany, musiał to przyznać. Leniwy, ale utalentowany i potężny. Poczuł tę moc dziś na sobie bardzo dotkliwie. Przy odrobinie chęci, zaangażowania i z dobrym mentorem mógł stać się największym czarodziejem tego stulecia.
Severus nie bardzo widział siebie w roli powiernika Złotego Chłopca. Nie do końca ufał swoim odczuciom, zmienionym przez częste obcowanie z chłopakiem. Owszem zachowywał się arogancko i bezczelnie, ale sam go prowokował. Chciał go wyrwać tym samym z tego marazmu, w którym się znalazł i nie chodziło tylko o ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Cały ostatni rok chłopak był dziwny, wyobcowany i nieobecny, ale przynajmniej odpowiadał na zaczepki Severusa, a teraz nawet to odpuścił. Zatrzymał się przed jeziorem, nawet nie zauważył, kiedy tu zawędrował. Tak... woda zawsze go uspokajała. O tej porze roku Hogwart zawsze wyglądał pięknie. Czyste niebo, zielona trawa, szum drzew i jezioro, które z tej perspektywy wydaje się bezkresne.
***
Harry siedział na łóżku i zastanawiał się nad sytuacją. Snape mu nie daruje to, że jeszcze nie wykonał egzekucji, nie znaczy, że jest bezpieczny. Zemsta najlepiej smakuje na zimno, a nikt nie był tak zimnym człowiekiem, jak Mistrz Eliksirów.
A co jeśli jednak dyrektor postanowi odesłać go do Dursley'ow? Jeśli Dumbledore znajdzie sposób, aby ich zmusić? Harry tego nie przeżyje, nie może po tym, co robił wuj.
Myślał, że jest uratowany i zamieszka z Syriuszem, ale przez własną głupotę doprowadził do jego śmierci. Do śmierci jedynego dorosłego, który go kochał.
Snape nie był idealny, był wręcz koszmarny, ale miał tu spokój, jedzenie i mógł ćwiczyć. A co jeśli to się skończyło i profesor poszedł do dyrektora, aby tamten go odesłał? Musi porozmawiać ze Snapem, przeprosić po raz kolejny. Snape musi wiedzieć, że Harry go rozumie, tylko jak przekonać do swoich racji kogoś takiego, jak Mistrz Eliksirów? To będzie trudne, ale na pewno nie niemożliwe. Przecież potrafił zapanować nad swoimi wybuchami, co udowadniał od wczoraj, kiedy się wprowadził. Ale to było po części spowodowane też jego stanem psychicznym. Harry czuł, że popada w depresję. Komentarze Snape'a po prostu już do niego nie trafiały. Rzucił tempus i okazało się, że ma jeszcze dwie godziny do obiadu. Postanowił pospacerować po błoniach.
Profesor nie podał mu hasła do kwater, ale spotkają się na obiedzie, a Harry w czasie wolnym może robić, co chce. Pogoda na zewnątrz była piękna, słońce świeciło, było ciepło, ale nie upalnie. Skierował się w stronę Wielkiego Jeziora, lubił tamto miejsce i często tam uciekał, kiedy w zeszłym roku było mu źle. Trochę czuł się winny, że nie zajdzie do Hagrida na herbatę, ale potrzebował pobyć sam. Ma całe wakacje na odwiedzanie gajowego. Zrobi to w najbliższym czasie, na pewno.
Harry zatrzymał się nagle lekko przestraszony. Nad brzegiem jeziora siedział Snape, bose stopy zanurzone miał w piasku, a oczy zamknięte. Lekka bryza poruszała jego włosami, a spokój na twarzy wygładził większość zmarszczek. Wyglądał bardzo ludzko i przystępnie. Chłopak wiedziony impulsem zbliżył się do Mistrza Eliksirów i usiadł niedaleko.
- Mogę tu przebywać? - zapytał nieśmiało. Na co profesor skinął tylko głową. Harry zdjął trampki, po nich skarpetki i zanurzył stopy w złocistym piasku – Przyjemnie - znów skinięcie głową - Przepraszam...- Snape otworzył oczy i spojrzał na ucznia, ale bez ostrości, czy wrogości. Po prostu na niego spojrzał, nie na Pottera, ale na zagubionego chłopca, który siedział obok niego.
Severus nabrał powietrza w płuca i wypuścił je, jakby chciał przywołać do siebie całą samokontrolę. Musi spróbować porozmawiać z tym chłopcem.
- Niekontrolowany wybuch magii to nie twoja wina Potter. Jesteś nastolatkiem, ulegasz hormonom, emocjom, chwili... - powiedział tak niepodobnym do siebie, spokojnym i miękkim tonem, że aż się skrzywił. Chłopak odebrał to, jako oznakę bólu.
- Bardzo boli? - spytał zatroskany.
- Nie bądź głupi Potter. Rozmawiasz z Mistrzem Eliksirów, wiem jak poradzić sobie z poparzeniem - warknął odruchowo. Musi się bardziej kontrolować, w końcu dzieciak sam do niego przyszedł, a on chyba potrafi zdjąć maskę raz na jakiś czas - do jutra będzie jak nowa - powiedział łagodniej.
Tym razem to Gryfon pokiwał głowa i popatrzył na tafle jeziora. Wykręcał sobie palce u rąk, zaczął rzucać mężczyźnie ukradkowe spojrzenia.
- No wyrzuć to z siebie Potter - Mistrz Eliksirów przewrócił oczami z irytacją.
- Profesorze, przepraszam... Naprawdę przepraszam, za tą myślodsiewnie... - zaczął niepewnie. Twarz mężczyzny stężała, ale nic nie powiedział tylko patrzył przed siebie - Sam nie wiem, co sobie myślałem, kiedy do niej zajrzałem - spojrzał na profesora, ale ten nadal patrzył w dal, z napiętą twarzą - Nie chciałem zobaczyć spotkania z nim, w końcu miewałem wizje - przyznał w końcu załamany - Nie chciałem też szukać niczego kompromitującego pana, profesorze. Po prostu myślałem, że znajdę tam odpowiedź, dlaczego dyrektor mnie tak traktuje. Dlaczego unika, w sumie to sam nie wiem, byłem zagubiony... - objął ramionami kolana i schował w nich twarz. Czuł się tak beznadziejny. Zaraz Snape go przeklnie, zakopie i zostawi na tej plaży.
- Mówiłem Albusowi, żeby ci o wszystkim powiedział - dobiegł go spokojny głos profesora - Stwierdził, że jesteś tylko młodym chłopcem, który powinien skupić się na zabawie i przyjaciołach. Należy oszczędzić ci przykrych rzeczy, o ile można i dopóki można. Potter ten incydent z myślodsiewnią... - zaczął niepewnie Snape.
- Ja... Nic nikomu nie powiedziałem, przyrzekam! - wtrącił się Harry.
- Nie przerywaj mi dzieciaku! - warknął profesor, a chłopak zwiesił głowę. Severus pomyślał, że to strasznie trudne i zawstydzające, ale konieczne. Potrzebował, by chłopak mu ufał - Ten incydent z myślodsiewną, to nie tylko twoja wina. Ja... - zawahał się – Przepraszam - Chłopak gwałtownie obrócił głowę w jego stronę, a oczy miał wielkie jak spodki - Nie ułatwiam ci życia, odkąd zobaczyłem cię po raz pierwszy. Owszem, moim błędem było to, co zrobiłem na naszej pierwszej wspólnej lekcji, ale y też nie jesteś... Łatwy - Snape westchnął - Kiedy się ze mną kłócisz, okazujesz brak szacunku i walczysz, to jakbym widział twojego ojca. Jesteś tak podobny do Jamesa pod względem charakteru i wyglądu...
- Coraz bardziej uważam, że to wcale nie komplement ani powód do dumy.- powiedział cicho Gryfon, spuszczając wzrok na swoje stopy - To co zrobił panu...
- Nie chce o tym rozmawiać! - syknął profesor. Harry drgnął przestraszony, Snape znów westchnął - Wystarczy, że musiałem to przeżyć - dodał łagodniej.
Chłopak tak bardzo chciał powiedzieć profesorowi, że wie jak to jest, ale bał się zepsuć to chwilowe porozumienie. To było takie niesamowite, Severus Snape, Zimny Drań z lochów, zachowywał się jak normalny człowiek. Harry spojrzał na tę nieprzystępną twarz, szukając oznak jakiejś klątwy, czy może działania eliksiru. Starszy czarodziej jednak był spokojny, patrzył w dal.
- Gapisz się - powiedział nagle chłodno.
- Przepraszam, po prostu to... Dziwne, wręcz niemożliwe - powiedział nieśmiało.
- Co jest dziwne, Potter? To, że rozmawiamy? Czy to, że potrafię być człowiekiem? - zapytał z lekkim rozbawieniem.
- Tak! Nie! - Snape spojrzał na Gryfona, wydawał się naprawdę rozbawiony - Och, do diabła! - Harry poczochrał się po głowie.
- Problemy z wysłowieniem? - zadrwił Snape.
- Em... Myślę, że tak. To oszołomienie. Dziwne jest to, że rozmawiamy i jeszcze nie padła żadna obelga... I Pan profesorze jest taki... przystępny - Harry zaczerwienił się lekko.
- Brak obelg to efekt tego, że nie powiedziałeś jeszcze nic niestosownego, czy głupiego, ale to się jeszcze może zmienić... - cień uśmiechu zagościł na ziemistej twarzy - A co do tego, że potrafię zachować się, jak człowiek... Przykro mi Potter, że cię rozczarowałem. Ja JESTEM człowiekiem, tylko człowiekiem - Chłopak chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Popatrzył wielkimi oczami na swojego Mistrza Eliksirów, który właśnie włożył skarpetki i buty, po czym wstał i otrzepał się z piachu - Nie przyzwyczajaj się zbytnio, nie jestem miłą osobą. Dość na razie. Czas na obiad. Och, na litość Merlina, Potter nie rób takiej miny, bo wyglądasz jak skrzat domowy - po tych słowach ruszył w stronę zamku. Harry otrząsnął się, szybko ubrał obuwie i dogonił profesora.
- Dlaczego proszę pana? – zapytał, jak tylko zrównał się z mężczyzną. Czarodziej nawet na niego nie spojrzał, tylko szedł dalej.
- Dlaczego, co Potter? - po chwili padło pytanie.
- Dlaczego pan ze mną porozmawiał? Dlaczego dziś, a nie kiedy zaczynaliśmy zajęcia z oklumencji? - widać było, że budzi się w chłopcu irytacja.
- Potter, mamy spędzić ze sobą dwa miesiące na małym metrażu. Owszem, mamy do dyspozycji cały zamek, ale mieszkasz ze mną i dobrze by było, żebyśmy się nie pozabijali - odparł bezbarwnie.
- Profesorze? - Snape słysząc kolejne pytanie, zatrzymał się i złapał za nasadę nosa. Miał już dość.
- Co znów Potter? - warknął. Chłopak zatrzymał się i zaczął grzebać butem w ziemi, nieśmiało patrząc na profesora.
- Jakie jest hasło do kwater? - Severus momentalnie poderwał głowę i spojrzał na Gryfona, jednocześnie mentalnie waląc się ręką w czoło.
- Wybacz, odwykłem od mieszkania z kimś - powiedział lekko poirytowany na siebie - Nie ma hasła. Drzwi zareagują na twoją sygnaturę magiczną. Dodałem ją do barier ochronnych. Wystarczy, że dotkniemy razem drewna dla potwierdzenia. Zrobimy to po obiedzie - Harry skinął głową i już w milczeniu ruszyli w stronę zamku.
CZYTASZ
Moje miejsce
FanfictionUWAGA: BETA: Arancia85- narazie do 60 rozdziału poprawki trwają. Po śmierci Syriusza Harry jest załamany. Uważa, że wszytko stracił. Na dodatek Dumbledore każe mu zostać w Hogwarcie. Nie było by to złe gdyby nie fakt, że zostaje oddany pod opiekę Sn...