Rozdział 45

1.1K 97 49
                                    


- Dzień dobry Pani Basiu. - wielki uśmiech wpłynął na moje usta, gdy kobieta otworzyła oczy i nieświadomie rozejrzała dookoła. Cieszyłam się, że udało nam się ją uratować. Operacja była ciężka, jeszcze trudniejsza niż poprzednia, ale daliśmy radę i Pani Mazur jest tutaj z nami. - Spokojnie, już wyciągam. - poderwałam się z miejsca i pomogłam pielęgniarce pozbyć się rurki, która znajdowała się w gardle kobiety. 

- Gdzie jestem? - zapytała cichutko, gdy pozwoliłam jej się napić. 

- W szpitalu, przeszła Pani poważne operacje, więc proszę na spokojnie tutaj, żadnych nerwowych ruchów. - odparła jej pielęgniarka, podczas gdy ja spisywałam wyniki z karty pacjenta. 

- A moja rodzina? 

- Są na korytarzu, czekali tutaj na panią. Mogę ich zawołać. - zaoferowałam się, odkładając długopis do kieszeni kitla. Z uśmiechem na twarzy spojrzałam na kobietę, widziałam, że jest jeszcze bardzo słaba, ale obecność rodziny wiele dla niej zrobi. 

- Poproszę. - odezwała się ciszej, już chciałam odejść, ale jej głos przerwał mi. - Ale nie proś Kuby. 

Ostatnie kilka dni w pracy było naprawdę ciężkie. Próbowałam za wszelką cenę uratować Panią Basię, a miałam też innych pacjentów, którym też musiałam poświęcić nieco czasu. Ciężko było się rozerwać, ale dałam radę. Musiałam. 
Mało spałam, nawet dwa dni temu poszła mi krew z nosa, byłam tak zmęczona. Oczywiście od razu wskoczyłam pod kołderkę, ale 5 godzin snu nie jest w stanie poprawić stanu mojego organizmu. Dziś chciałam wrócić do mieszkania, położyć się spać i skorzystać z tego, że ordynator dał mi wolne od piątku do niedzieli. 

- Pani Barbara chciałaby żeby rodzina weszła na salę. - oznajmiłam, wychodząc przed wielkie, szklane drzwi, które oddzielały korytarz od sali. Rozejrzałam się po wszystkich, którzy jak jeden mąż wstali i byli gotowi do wejście. Całe szczęście, że przypomniałam sobie o jej niecodziennej prośbie, która cholernie mnie zdziwiła, ale nasz klient, nasz Pan. - Babcia nie chciała żebyś wchodził. - położyłam dłoń na ramieniu Grabowskiego, gdy ten chciał wtargnąć jako pierwszy na salę. 

- Słucham? - prychnął rozbawiony, ale posłusznie odsunął się o krok do tyłu, wpadając na Maćka. 

- Kuba nie rób akcji. Skoro nie chciała, to nie. - odezwał się mężczyzna, karcąc swojego brata. Posłałam mu wdzięczne spojrzenie i przeniosłam wzrok na Kubę, który przetarł nerwowo twarz, ale bez słowa zajął miejsce na krzesłach, z których chwilę temu podniósł dupkę. 

Nie chciałam przeszkadzać im w tej rodzinnej chwili, czasie tylko dla nic, więc ulotniłam się szybko. Przeszłam do lekarskiego, w którym zaczęłam układać dokumenty. Miałam wolną chwilę, którą musiałam jakoś pożytecznie wykorzystać, a przerwa nie kwalifikowała się do pożytecznego spędzania czasu. Dopiero po jakiejś godzinie rzuciłam się na kanapę, która swoją drogą, wabiła mnie do siebie od momentu wejścia do tego pomieszczenia. Wzięłam w rękę swój telefon i miałam czas by zadzwonić do Samuela, który wczoraj już upominał się o moją uwagę. 

Fakt był taki, że poświęciłam mu mało czasu i uwagi, ale ostatni okres był cholernie zapracowany i zabiegany, że nawet nie miałam siły by unieść telefon i zadzwonić do przyjaciela. Całe szczęście, że umiał pisać SMS.
Tym razem Sam bawił się w dziadka, więc spędzał chwile na placu zabaw ze swoimi wnukami, to dobrze, bo mógł ze mną na spokojnie porozmawiać. Wymieniliśmy uwagi dotyczące pogody, tego jak bardzo za sobą tęsknimy i jak bardzo chcielibyśmy, żeby drugie przyleciało do nas, ale nie może bo praca i nie ma chwili na taką podróż. 

- Tak, tak. Moment poczekaj. - przeprosiłam przyjaciela, bo do lekarskiego zapukał Kuba Grabowski, który wychylił się zza drzwi. Odsunęłam telefon od ucha i płynnie przechodząc na Polski, zapytałam. - Co chcesz? 

- Chcę z Tobą pogadać. - odparł od razu, wchodząc głębiej. Nie bardzo widziała mi się ta rozmowa, ale postanowiłam zakończyć dyskusję z Samuelem, przepraszając go za niedyspozycję i posłałam pytające spojrzenie Que. 

- Co. - westchnęłam, siadając wygodniej na kanapie, oparłam rękę o zagłówek i wciągnęłam nogi na siedzisko. Kuba odsunął od stołu krzesełko, które postawił przede mną. Zajął na nim miejsce i opierając łokcie na kolanach, wpatrywał się we mnie. 

- Jest sprawa. 

- Wiesz, tego zdążyłam się domyślić. Od czasu, w którym się znamy za każdym razem jest sprawa, gdy do mnie przychodzisz. Tym razem chodzi o... - przedłużyłam, a gdy mężczyzna chciał otwierać usta, przerwałam mu. - Czekaj, domyślę się. O babcię. - uśmiechnęłam się sztucznie i ułożyłam usta w dzióbek niby czekając na odpowiedź mężczyzny. 

- Poniekąd. - westchnął, przecierając swoją twarz. - Zrobiłem totalną głupotę, znaczy w sumie... Robię cały czas. I babcia miała okazję przeczytać o jednym z moich wybryków, który nie za dobrze wpłynął na jej zdrowie psychiczne i fizyczne też. Od tamtej chwili nie rozmawialiśmy, bo ona dzień później... No wiesz, prawie wykitowała. I teraz nie chce mnie znać. - wytłumaczył bardzo powierzchownie, ale czego mogłam się spodziewać, nawet nie oczekiwałam dokładnego wytłumaczenia. Zresztą, po co mi one. 

- Jak to mówią, jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz. Co ja mam wspólnego z Twoją głupotą i tym co jest między Tobą, a babcią? Zrobiłeś coś głupiego, to teraz musisz za to zapłacić. 

- No widzisz... Mogłabyś mi w tym pomóc, tak z czystego i dobrego serca. Masz dobrą fuchę, jesteś z dobrego domu, a babcia lubi takie scenariusze. Obydwoje chcemy, żeby kobicie się poprawiło, a nie pogorszyło. A gdybyś okazała swoje dobre serce i udała moją kobietę... Wtedy mogłoby być jeszcze lepiej niż jest. 

Po jego słowach wybuchłam głośnym, niekontrolowanym i szczerym śmiechem, który z pewnością było słychać nawet na korytarzu. Ale ta prośba i desperacja, która płynęła z jego ust... To było przezabawne. Jeszcze fakt o co mnie prosił, a dochodziła do tego myśl, że był raperzyną, który mógłby mieć każdą inną kobietę, a ten za cel obrał sobie lekarza. 
Pokręciłam przecząco głową i odsunęłam zbłąkane pasma włosów do tyłu. 

- Nie ma opcji. - odezwałam się szczerze, jeszcze próbując opanować śmiech, który cisnął mi się do gardła. - Nawet o tym nie myśl, w życiu nie będę Twoją dziewczyną, nawet udawaną. Zresztą co to za pomysł i desperacja? Masz prawie trzydzieści lat, to nie są czasy, że mamusia pójdzie i wybieli syneczka, trzeba stanąć oczy w oczy przed prawdą. 

DIABEŁ SIĘ TYLKO UŚMIECHNĄŁ | QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz