Moim ciałem wstrząsnął mroźny dreszcz, a żołądek wydawał się skurczyć. Z całych sił próbowałam ukryć strach, co wcale nie było prostym zadaniem. Przecież siedziałam okrakiem na kolanach potężnego bandyty z przyszpilonymi po bokach nadgarstkami. Nie byłam nawet do końca pewna, czy faktycznie w akcie samoobrony byłabym w stanie mu cokolwiek zrobić, a co dopiero zamordować. Nie pozwalała mi za bardzo na to ani sytuacja, ani psychika. Przeklęłam w myślach.

Zauważyłam, jak mężczyzna jeździ po mnie zadowolonym spojrzeniem. Czułam niewiarygodne obrzydzenie. Wykrzywiłam wargi, odchylając nieznacznie sylwetkę do tyłu. Chcąc uciec od tej okropnej twarzy z przerażającą miną, skierowałam spojrzenie na przestrzeń za Rogerem. Tuż za sofą znajdował się stolik, a na nim ustawiony wazon i kilka odwróconych obecnie tyłem ramek. Zacisnęłam mocno powieki, z trudem przełykając ślinę. Moje myśli szalały. Sprawy przybrały niekorzystny obrót. Miałam cień szansy na zaatakowanie mężczyzny. A nawet jego zabicie. Pytanie tylko, czy posiadałam wystarczająco dużo odwagi.

— Kobiety to najlepsze, co daje życie — zarechotał i przejechał dłonią po moich plecach, zapominając o trzymaniu nadgarstka. Uniosłam brwi zaskoczona, że tak szybko zdołałam pozbyć się jednego problemu. Wzięłam głęboki wdech. Teraz nastał moment, który powinnam wykorzystać na atak. Zadygotałam, sprawiając, iż Roger ponownie wydał z siebie okropny śmiech. Pokręciłam niezauważalnie głową na boki, zaciskając wolną dłoń w pięść. Nie byłam gotowa, ale musiałam coś zrobić z taką okazją. Czas uciekał. Ręka mężczyzny coraz śmielej badała każdy centymetr mojego ciała. 

Zaczęłam odliczać do trzech. W gardle poczułam gulę, a w oczach stanęły mi łzy.

Raz...

Roger zatrzymał dłoń na moich łopatkach i zmusił, abym opadła na jego klatkę piersiową. To nawet była lepsza pozycja, ponieważ znalazłam się bliżej upragnionego wazonu. Mogłam bez przeszkód do niego sięgnąć.

Dwa...

Poczułam jego mokre wargi na szyi. Napięłam mięśnie do granic możliwości. Z żarem w przełyku walczyłam z wewnętrznym "ja". Tak. Nie. Tak. Nie. Muszę. Nie mogę. Wzrokiem odszukałam  Omena. Leżał pod drzwiami i obserwował nas. Chyba jednak widział, że jego właściciel miał nade mną kontrolę. A mimo to patrzyłam prosto na mnie. Moje zdenerwowanie go niepokoiło?

Wdech i wydech. Trzy...

Niespodziewanie rzuciłam się w stronę wazonu i uniosłam go. Nim Roger zdążył zrozumieć, co robię, roztrzaskałam szklane naczynie o jego głowę. Automatycznie ucisk na łopatkach i jednym nadgarstku zelżał. W miejscu uderzenia powstało głębokie zadrapanie, jednak wiedziałam, że to nie wystarczy.

Adrenalina przejęła kontrolę nad moim ciałem. Działałam instynktownie, wyłączając umysł. Moje czyny wyprzedzały myśli. Już nie zastanawiałam się, jak to będzie za trzydzieści minut, godzinę, dzień, przez całe życie. Czy pokonam wyrzuty sumienia. Czy poradzę sobie sama ze sobą. Odłączyłam umysł od ciała. W sekundzie wstałam z jego kolan i złapałam za jeden z większych odłamów wazonu. Nie zastanawiając się zbyt długo i nie przypatrując nieprzytomnemu facetowi, który był całkowicie bezbronny, wbiłam ostry kawałek w jego szyję. Gdy zatopiłam go w skórze, szybkim szarpnięciem wyjęłam fragment wazonu z powrotem. Krew tłoczona w tętnicy pod dużym ciśnieniem trysnęła mi w twarz. Odruchowo zasłoniłam się rękami, ale niewiele to pomogło.

Wiedziałam, że właśnie mijały ostatnie sekundy z życia Rogera. 

Nim zdążyłam napatrzeć się na swoją drugą ofiarę i zrozumieć, co zrobiłam, moje ciało zostało powalone na podłogę i przygwożdżone do niej. Ostre zęby kąsały wszędzie, gdzie sięgały, głównie za cel obierając biodro. Fala bólu mnie zalała. Zaczęłam wierzgać nogami i wrzeszczeć, zdzierając sobie przy tym gardło. Zrozumiałam, że właśnie Omen odpłaca się za życie zarówno Rogera, jak i swoje.

Klara RouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz