Nagły telefon wprawił Camilę w znacznie inny nastrój. Miała ochotę rzucić wszystko i pojechać do poprzedniej rozmówczyni, aby na własne oczy zobaczyć owoc jej pracy. W pewnym momencie dotarło do niej, że nie jest sama i szybko przeniosła wzrok na towarzyszkę. Było jej dosyć niezręcznie, pamiętając o wydarzeniach z przeklętej garderoby. Pluła sobie brodę za taki obrót akcji, ale cholernie pogubiła się w uczuciach. W obliczu poprzedniego zajścia oczy Lauren były przesiąknięte jawnym pożądaniem i satysfakcją. Pytanie zatem brzmi, jakim cudem potrafiła tak sprawnie zmieniać emocje. Czy był to sukces terapii, czy może przeciwnie? Z pewnością nie działało to dobrze na młodszą i miała złe przeczucie.
- Przepraszam, ale praca nie daje mi spokoju – zaznaczyła, opierając się plecami o biurko.
Ku jej zdziwieniu nie otrzymała żadnej odpowiedzi, ale jedynie kiwnięcie głową i lekki uśmiech. Czyżby Lauren nie była już taka skora do rozmów? Nie miała innego wyjścia, jak zmiana tematu na najważniejszy. Nie miały już wiele czasu a każdy niewykorzystany dzień mógł się zemścić w przypadku docelowych prac w Arizonie. Brunetka rzuciła w niepamięć fakt, jakim sposobem znajdują się w takim miejscu, tym bardziej na liście startowej konkursu, chcąc zakończyć go zwycięsko. Zależało jej tylko na tym, aby nie zawieść szefa i pokazać się z jak najlepszej strony... w większości.
- Do konkursu zostały zaledwie dwa tygodnie, więc chyba czas najwyższy o tym pomyśleć - zaczęła, skupiając całą swoją uwagę na starszej.
- Z całą pewnością - potwierdziła, kierując się w stronę biurka. - Zajęłam się samolotem, tymczasowym mieszkaniem i wszystko masz tutaj - wręczyła jej teczkę z wymienionymi dokumentami.
Do rąk własnych Camili trafiły między innymi bilety lotnicze. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie to, jaki widnieje na nich termin. Z sekundy na sekundę frustracja Kubanki sięgała coraz wyżej. Czuła się, co najmniej tak, jakby rozmowa i uzgodnienie tych kwestii nie były w ogóle potrzebne. Kolejny raz przekonała się, że kontrola Jauregui nigdy nie da jej spokoju.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć o wylocie za 5 dni? - zapytała z wymuszonym stoickim spokojem.
W tamtym momencie powstrzymanie mimiki było już wielkim wyzwaniem. Siłą rzeczy wewnętrznych emocji nie dała rady utrzymać na wodzy. Przeniosła je zatem na Bogu winną teczkę, rzucając ją na biurko. Cały czas uważnie patrzyła się na przyczynę swoich zszarganych emocji. Odnosiła wrażenie, że nie wywarło to na niej żadnego wrażenia. Była jedynie zaskoczona reakcją Camili, zupełnie jakby nie była ona uzasadniona.
- To nic wielkiego, Camila - podsumowała, gestykulując rękoma. - To aż 5 dni i chciałam ci powiedzieć po dzisiejszej sesji, bo nie miałam na to wcześniej czasu.
Takiej odpowiedzi nawet nie mogła sobie wyobrazić, więc jedynie nerwowo wciągnęła powietrze, obracając się w stronę ogromnego okna. Liczyła na słowa skruchy, ale cuda nie były wtedy pisane. Dłuższą chwilę zajęło jej zebranie choćby części myśli, ale finalnie zabrała głos.
- Wiesz, na początku miałam przekazać projekt domu osobie w rankingu po mnie a konkurs sobie darować - zaczęła, nie odwracając wzroku. - Jednak doszłam do wniosku, że wygram go i ostatecznie nasze drogi się rozejdą.
Takiego zagrania Lauren z pewnością się nie spodziewała, więc na jej twarzy wymalował się grymas zdziwienia. Już wtedy miała wrażenie, że ciężko będzie im się pracowało. Ostatecznie nie zdołała nic powiedzieć i nerwowo stukała długimi paznokciami o szklany blat biurka. Nie miała jakiegokolwiek pomysłu, jak mogłaby tę sytuację uratować.
- Camila, niepotrzebnie się denerwujesz - skomentowała dosadnie, siadając na krawędzi. - Powinnaś mi zaufać i zająć się konkursem. Nie zataiłam przed tobą żadnych ważnych wiadomości a jedynie ten głupi lot - dodała, przenosząc wzrok na brunetkę.
CZYTASZ
First Flirt [Camren]
FanfictionCamila i Lauren są kobietami sukcesu, których drogi spotkały się lata temu. Po długim czasie i okropnym zerwaniu Lauren wplątuje Camile w coś, czego nikt się nie spodziewał i chce ją z powrotem. Czy młodsza gra na swoich zasadach, czy jest pionkie...