Rozdział 7

37 5 1
                                    

- Arthur-kun, jesteś pewien, że to dobry pomysł? - zapytał przez telefon wyraźnie zmartwiony Japończyk.
-Nie martw się, love. Wszystko powinno odbyć się bez żadnego problemu.
Anglik poprawiał właśnie krawat. Pożegnał się z kochankiem i rozłączył. Chciał, żeby dzisiejszy wieczór był idealny. To właśnie dziś jego syn i ukochany spotkają się po raz pierwszy. Zielonooki już jakiś czas temu obwieścił synowi, że ma chłopaka, ale wolał żeby Alfred oswoił się z tą myślą przed jakimkolwiek spotkaniem. Nareszcie nadeszła ta chwila. Mają rezerwację w zdecydowanie za drogiej jak na budżet Kirklanda restauracji. On i jego podopieczny są ubrani w swoje najlepsze ciuchy. Mimo wielkich starań blondynowi nie udało się zapanować nad krzaczastymi brwiami i buszem na głowie. „Przynajmniej fryzura Alfreda wygląda jako tako” pomyślał i westchnął. W tym właśnie momencie do pokoju wszedł chłopiec. Biała koszula i czerwona muszka powodują, że wygląda przerozkosznie. Jest tylko jeden problem – widoczny grymas na jego buzi.
- What is it? - zapytał starszy.
- Nie chcę tam iść! - wykrzyczał.
- Wha… Dlaczego?
- Nie chcę poznawać tego Kiku czy jak mu tam. - naburmuszył się jeszcze bardziej.
- Alfie, obiecałeś. -Arthur próbował się nie denerwować, ale jego starania na nie wiele się zdały.
- NIGDZIE NIE IDĘ!
- ALFRED, NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK ROZWYDRZONY BACHOR! - Anglik już nie wytrzymał.
- Nie idę, nie idę, NIE IDĘ! - Amerykanin dostał ataku histerii.
- Uspokój się. - wycedził przez zęby.
- NIE!!!!
- Tak? DOBRA! To ty zostajesz sam w mieszkaniu, a ja wychodzę!
- DOBRA!! - zapłakany chłopiec pobiegł do swojego pokoju.
.
.
.
- DAMN IT! - wrzasnął Anglik.
Już po chwili żałował swoich słów. Obiecał sobie, że już nigdy nie doprowadzi Alfreda do łez. Obiecał Kiku, że wszystko dzisiaj pójdzie zgodnie z planem. Westchnął i podniósł telefon i wybrał dobrze znany mu numer.
- Moshi moshi.
- Kiku, jednak nie wszystko poszło po mojej myśli…
- Co się stało? - Japończyk był jeszcze bardziej zmartwiony niż przedtem.
- Alfred… On… Nie mam pojęcia co w niego wstąpiło! Powiedział, że nie idzie i koniec!
- Oh… Chyba wiem o co mu chodzi. - odpowiedział swoim naturalnym, spokojnym głosem.
- Naprawdę? – zdziwił się Anglik.
- Hai. Mogę do was przyjechać?
- Wow. Zaskakujesz mnie dzisiaj. Podoba mi się to~ - wymruczał zalotnie zielonooki.
- Arthur- kun, to nie jest odpowiednia pora! - wyjąkał zawstydzony Azjata.
- Oh, right. Nie jestem pewien czy chcesz tu teraz być. Alfred w tym momencie nie jest za ciekawym widokiem…
- Nie martw się. Dam sobie z nim radę! - odpowiedział pełen determinacji.
- Ok… Czekam.

Po około 20 minutach czekania w mieszkaniu pojawił się kruczowłosy mężczyzna. Jego duże, czarne oczy jak zwykle wydawały się takie dalekie, jednak na widok wyższego blondyna pojawił się w nich jakiś niewyjaśniony blask.
- Hello, love~ - blondyn delikatnie musnął ustami policzek niższego.
- Kon'nichiwa – kolor czerwony natychmiast wkradł mu się na policzki.
- Kocham to jak się zawstydzasz~
- Nie mamy na to czasu – próbował stanowczo powiedzieć niższy.
- Hmmm… Tak. Jak już mówiłem nie mam pojęcia co mu się stało, ale od kiedy się pokłóciliśmy nie wychodzi z pokoju.
- Mogę z nim porozmawiać?
- Jesteś tego pewny?
- Tak.
- No dobra. Chodź, pokarzę ci jego pokój.
Honda nie raz już był w mieszkaniu Anglika jednak nadal serce krajało mu się na widok warunków, w których żyje jego ukochany. Najchętniej to już dawno przygarnąłby Arthura i Alfreda pod swój dach. Dziwiło go to bo zazwyczaj zależało mu na przestrzeni osobistej i czasie w samotności. Taka zmiana podejścia chyba oznacza, że naprawdę kocha blondyna? W końcu stanęli przed drzwiami obklejonymi naklejkami z znakami różnych super bohaterów. Wyższy mężczyzna rzucił towarzyszowi pytające spojrzenie, na co ten odpowiedział potwierdzającym kiwnięciem głową. Japończyk ostrożnie chwycił za klamkę i po cichu wsunął się do pomieszczenia.
- WYJDŹ! - przeraźliwie wrzasnął Alfred.
- Alfred-kun, proszę uspokój się.
- NIE!
Kiku ostrożnie zbliżał się do chłopca. Wiedział, że każdy fałszywy ruch może jeszcze pogorszyć sytuację. Alfred rzucał się na łóżku i histerycznie krzyczał. Przez chwilę Arthur miał zamiar wejść do środka i interweniować, ale postawił zaufać swojemu chłopakowi. Kruczowłosy wreszcie podszedł do łóżka. Niebieskooki był wyraźnie zdziwiony i trochę się uspokoił.
- Kon'nichiwa, Alfred-kun. – powiedział spokojnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Hello – Alfred wydusił z siebie między szlochaniem.
- Spokojnie. Oddychaj. Wdech i wydech.
Chłopiec postąpił tak jak go poinstruowano. Z chwili na chwilę coraz bardziej się uspokajał jednak nadal nie patrzył w oczy obcego mężczyzny. Kiku położył ręce na ramionach blondyna i zaczął go delikatnie masować. Alfie zerknął na niego spod łba, a Japończyk szerzej się uśmiechnął.
- Lepiej?
- Yhym...
- Chcesz mi powiedzieć co się stało? – cisza – Eh, no dobrze, nie musisz mówić. Mogę tu zostać? – zapytał pociesznym tonem.
Amerykanin twierdząco kiwnął głową. Kiku położył mu rękę na plecach i pocieszająco je poklepał. Siedzieli w ciszy jeszcze kilka minut, aż wreszcie Alfred się odezwał.
- Czy będę musiał jechać do dużego taty?
- Nani? – Kiku był zszokowany.
- No czy będę musiał jechać do Francji jeśli ty i tata zamieszkacie razem?
- Oh, Alfred... Dlaczego tak pomyślałeś?
- No bo nie będę wam potrzebny. Będziecie mieli swój własny dom i dziecko i...
W tym momencie do pokoju wszedł Arthur z zaszklonymi oczami. Podbiegł do dwóch najbliższych mu osób i mocno ich uściskał. Po jego policzkach spłynęły łzy.
- I love the two of you so much... – szlochał – Alfie... jak mogłeś o czymś takim pomyśleć?
- No bo... no bo ty i pan Kiku pewnie chcecie swoją rodzinę...
- Alfred-kun, ty i Arthur-kun zawsze będziecie rodziną. Nigdy nawet nie pomyślałem o tym żeby to zmienić. – zapewniał niższy dorosły.
- Really? – spojrzał na Azjatę.
- Hai – zapewnił Kiku.
Chłopiec z łzami w oczach wtulił się w dwóch dorosłych. Obaj od razu odwzajemnili ten gest. Przez jakiś czas siedzieli tak w ciszy i z szczerymi uśmiechami na twarzy. W końcu Arthur zabrał głos.
- Rezerwacja nam już przepadła, ale i tak możemy gdzieś wyjść. Co wy na to?
- HAMBURGER!
- Z chęcia – uśmiechnął się Japończyk.

Wyszli z domu i poszli do pobliskiego bistro. Cały wieczór spędzili na rozmowach i śmiechach. Nie pamiętali już kiedy ostatnio mieli tyle radości. Nie mogli się już doczekać kolejnego spotkania w tym towarzystwie.

______________________________________
Witam wszystkich czytających po ponad miesięcznej przerwie! Mam wreszcie wenę więc szykujcie się na kilka rozdziałów w najbliższym czasie! Ogólnie to miałam kryzys co do tego jak dalej poprowadzić fabułę, ale wreszcie ogarnęłam się i rozplanowałam dalsze losy bohaterów. Zbliżamy się powoli do końca. Chcę skończyć to opowiadanie przed początkiem roku szkolnego, bo nie jestem pewna czy w drugiej liceum będę miała wystarczająco czasu na pisanie. Ten fanfik jest moim dzieciorem i jestem z niego dumna, więc dziękuję osobą które dają mi gwiazdki. To bardzo motywuję <3





I love you, gitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz