Mam ochotę pierwszy raz w życiu skłamać, że jest dobrze.
Że w końcu jest świetnie, że wszystko się układa i jestem szczęśliwy, mimo, że jest całkiem odwrotnie.
Rozpiera mnie od środka chęć wykrzyczenia całemu światu jak kurewsko dobrze się czuję. Nie wiem dlaczego. To cholernie dziwne, ale mam dziwną chęć wykrzyczenia w jak idealnej bańce utknąłem, doskonale zdając sobie sprawę, że jest całkiem inaczej. Że balonik bezpieczeństwa i słodkości został przebity grubym gwoździem smutku, przygnębienia i bólu. A osoba, która włada tym metalem i wciąż nieumiejętnie, ale z ogromną siłą, wbija go w ostatnie, nieprzebite miejsca balonika, sprawiając, że ten nigdy już nie będzie w stanie się posklejać i unieść do góry, za pomocą wpompowanego w niego szczęścia i radości z życia, to jest Jeon pieprzony Jeongguk.
Osoba, która niegdyś zwróciła mi w głowie swoją troską, delikatnością, czułością i tą ogromną miłością, która wręcz była wyczuwalna od niego na kilometr. Osoba, której zapach wdycham jak narkotyk, niedowierzając, że ten ideał jest tutaj dla mnie. Osoba, która bezczelnie wyrwała moje serce z mojej klatki piersiowej i przyszyła do swojego własnego, aby mieć mnie zawsze blisko. Osoba, która stała się z dnia na dzień tajemnicza, cicha i oschła. Bez wyrazu i z wiecznym grymasem na tej pięknej twarzy.
Jeonggukie, co się z Tobą stało? Gdzie się podział mój Gguk, który potrafił przewrócić mój świat do góry nogami, kiedy jeszcze byliśmy głupimi, nastoletnimi gówniarzami? Który wszedł z wielkimi, czarnymi buciorami w moje życie i zawładnął nim, posiadając w swoich skromnych zastępach moje własne, poniszczone serce? Któremu dałem ten pieprzony pistolet do ręki i kazałem wybrać, pomiędzy moją śmiercią, a życiem? Ty wyrzuciłeś broń i przytuliłeś mnie, szlochając, że nigdy już nikt mnie nie skrzywdzi, podczas, gdy sam jesteś powodem kolejnych szram na mojej duszy. Podczas, gdy wykrzykujesz w moją stronę wszystkie brzydkie słowa, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że moja spuszczona głowa i wypowiadane przeprosiny są emocjonalną przykrywką.
Ja boję się każdego, następnego, nowego dnia, bo boli mnie serce, kiedy słyszę, że marnuje Twoje życie, jestem zwyczajnym darmozjadem i tylko wyciągam od Ciebie pieniądze na leki, które i tak pozostają w nienaruszonym stanie. Boję się, że w końcu Twoje napady złości nie skończą się na potłuczonym szkle, a na mojej, roztrzaskanej głowie.
Ja się boję, Jeonggukie. Wciąż się boję.
Do napisania, dzienniczku. Przepraszam, że ostatnio się nie witam.
Taehyung.Jeon momentalnie rzucił zeszytem o podłogę i wstał gwałtownie, pozostawiając szlochającego w poduszkę Taehyunga samego w sypialni. Kim nie chciał, żeby Jeon znalazł jego notes, nie chciał, żeby czytał to, co w nim napisał i przede wszystkim nie chciał być świadkiem jego wybałuszonych oczu, kiedy spoglądał na coraz to nowsze wpisy.
Obyło się bez krzyków i awantur. Pozostał jedynie posmak zawodu, niedobrej goryczy i czegoś, na wzór totalnego braku empatii oraz wszechstronnie widocznej, wielkiej znieczulicy ze strony Jeongguka.
No, i oczywiście głośny huk drzwi wejściowych, zaraz po tym jak starszy z impetem wybiegł z mieszkania, pozostając powodem, już nie do szczęścia Taehyunga, a jego największych zmartwień, obaw i zwyczajnego strachu, który z dnia na dzień paraliżował go coraz to mocniej.
— Co mam robić, mamo? Tak bardzo się boję...
CZYTASZ
fall asleep, sweetheart || taekook✓
Fanfiction[2 część "wake up, honey"] Kierowany radami psychiatry Taehyung zaczyna prowadzić dziennik. Każdy dzień staje się istną udręką, a opisywane na kartkach zeszytu uczucia ciążą na umyśle Kima jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.