Prolog

35 2 0
                                    

Patrzyłam na wysokiego mężczyznę o czarnych włosach, żółtych oczach węża i luźnym ubraniu. Patrzył na mnie jak na coś cennego, jakbym była coś dla niego była warta. Po raz pierwszy widzę coś takiego u kogokolwiek. Mama patrzyła na mnie jak na pomoc domową po urodzeniu mojej siostry, a ojciec jak na pasożyta. Moja sześcioletnia siostra ledwo mnie zna, co nie przeszkadzało jej w wielbieniu mnie. Uśmiech mężczyzny poszerzył się jeszcze bardziej, oblizując swoje usta długim językiem. Przechyliłam głowę na jeden bok, patrząc na niego zimno, tak jak na cały świat. Nie jestem w stanie się go bać, może kiedyś, ale mój wiek i stanowisko nie pozwalały na to. ANBU nie może pokazywać strachu, nie może bać się wroga. Zawsze musi skończyć misję, nawet jeśli przypłaci ją życiem. Jednak teraz nie byłam w stanie. Mój cel był przede mną, stał nie wzruszony pośród moich martwych towarzyszy, patrząc na mnie jak na kolację. Jako jedyna stałam pośród trupów ludzi, którzy jeszcze chwilę temu żartowali sobie z byle czego, starając się mnie rozśmieszyć. Chwyciłam za maskę kozy, zdejmując ją i rzucając na jedno z ciał. Patrzyłam pusto w oczy mężczyzny, nadal stojąc metr od niego. Gdyby chciał mnie zabić, już dawno leżałabym we własnej krwi, jak reszta. Jako jedyna nie zdążyłam podjąć walki i nawet nie próbowałam. Mieliśmy okazję na odwrót, jednak reszta postanowiła dołączyć do zmarłych, zapominając o naszych zasadach i planie. Stałam na drzewie oglądając ich rzeź i jak patrzą na mnie z pomocą, gdy ja odpowiadałam im jedynie pustym spojrzeniem. Sami zapłacili za swoją głupotę. Wysłałam wtedy jedynie list jastrzębiem, ubrudzony krwią towarzyszy i napisany koślawymi literami, mówiący tyle, że misja się nie powiodła. Zapewne domyślą się, że nikt nie przeżył, co miałam zamiar uzyskać.

— Lepiej się pospiesz, nim sama poderżnę sobie gardło. — warknęłam, nie widząc żadnego ruchu z jego strony od dobrych kilku minut.

— Lepiej nie, wydajesz się przydatna. — po raz kolejny oblizał swoje wargi, patrząc na mnie. Oby nie okazał się zboczeńcem, ich mam akurat dość. — Nie pomagasz towarzyszom, a czekasz na ich śmierć. Nie szkoda ci ich?

— Musieli zapłacić za swoją głupotę.

— Kierujesz się rozsądkiem, ze względu na brak serca? — zachichotał w przerażający sposób.

— Z biologicznego punktu widzenia posiadam serce, które pompuje moją krew. Nie kieruję się, tak zwanym "głosem serca". — wyprostowałam się, czując nadciągającą czakrę. Pewnie drugi zespół nadciąga.

— Będziemy mieli towarzystwo, jeśli szybko mi nie odpowiesz. — zrobił krok do przodu, łapiąc mój podbródek i ponosząc do góry, bym patrzyła prosto na niego. — Kryjesz w sobie wiele żalu i złości, choć nie nienawiści. Swoją śmiercią może byś nikogo nie poruszyła, choć za pewne znalazłaby się jedna płacząca osóbka. Pragniesz siły, jak każdy, by chronić tą jedną osobę. — patrzył na każdy cal mojej twarzy, jakby obliczał coś w sobie, co za pewne robił. Nawet jeśli powiedział moje skrywane uczucia i pragnienia, nie wpłynęło to na mnie jakoś zaskakująco, bardziej zaciekawiło. — Pójdź ze mną, a pokażę ci prawdziwą siłę, której pragniesz i jakiej Konoha ci nigdy nie da. Masz wielki potencjał, którego nikt na razie nie zauważył. —  odszedł na krok i wystawiając swoją dłoń.

Wykazał się siłą i inteligencją kilka minut wcześniej, co daje mi do zrozumienia, że zna się na rzeczy i jest w stanie podarować mi to, co tak pragnę. Jestem jeszcze młoda, nie skończyłam nawet akademii, i mam możliwość szybkiego wchłaniania wiedzy. Może będę tęsknić za siostrą i przyjacielem, który pewnie biegnie w tym kierunku z drugą falą, ale mam to na prawdę gdzieś. Jeżeli mnie z nim zobaczy, wścieknie się i będzie próbował mnie zatrzymać. Głupi jest trochę, choć uznawany przez wszystkich za geniusza, patrząc na jego umiejętności, klan pochodzenia i że sam postanowił dołączyć do ANBU, gdy mnie tu po prostu podrzucono, bym się czymś zajęła. Zerknęłam na jego bladą i pewnie zimną dłoń. Powoli podniosłam swoją i ścisnęłam jego. W tym samym momencie usłyszałam jak ktoś ląduje nieopodal nas, będąc jedynym jak na razie. Tę czakrę rozpozna wszędzie. Nie puszczając dłoni, obróciłam się delikatnie i powoli, patrząc w czarne oczy chłopaka w moim wieku. Patrzył na mnie zdyszany i zdziwiony. Mężczyzna pociągnął mnie do siebie, bym stała tyłem do niego i położył dłonie na moich ramionach, nachylając się do mojego ucha.

— Należysz do mnie, a ja dbam co moje. — wiem, że patrzył na chłopaka i czekał na jego ruch.

— Ichigo, proszę, nie rób mi tego. — wystawił do mnie dłoń i patrzył błagalnie. — On ma zamiar cię tylko wykorzystać! Nie ufaj mu! — krzyknął, czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony.

— Nie rób głupstw pod moją nieobecność, marudo. — spojrzałam na bruneta za sobą, a raczej na miejsce mojego lewego ramienia, patrząc na niego porozumiewawczo. Chciałam już iść, co on najwyraźniej zrozumiał.

Patrzyłam teraz tylko na chłopaka. Jeszcze dwie godziny temu prawie zaczął błagać, by nie wysyłać mnie z pierwszą falą, a najlepiej w ogóle. Mimo iż już dawno plan był ustalony, dopiero dzisiaj powiedziano nam kto na jakiej pozycji będzie walczyć. Tak skończyłam z trupami i z mężczyzną, który może dać mi to czego pragnę. Będę tęsknić za tym marudą przede mną i za siostrą, jednak wolę być silniejsza i ich chronić.

— Może jeszcze kiedyś się zobaczymy, Itachi-kun. — wtedy poczułam jak mną szarpną i zaczął się tak szybko oddalać, że nie byłam w stanie cokolwiek zobaczyć, prócz rozmytej zieleni lasu i granatu nocnego nieba.

Teraz stanę się silniejsza i wrócę, by was chronić, obiecuję...

Lubię truskawki |Naruto|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz