40

1.3K 122 16
                                    

- Adriana - powtórzył jeszcze raz. To rzeczywiście była ona.
Uśmiechnęła się nieśmiało do niego.

- Hej - jej nieśmiałość go rozbrajała. Niby taka spokojna i delikatna, a mimo to było coś w jej dużych brązowych oczach. Jakąś iskra.
- Wychodzisz - stwierdziła.

- Nie jeśli ty zostajesz. - Oznajmił. Jak mógł iść skoro podświadomie to właśnie na nią czekał.

Kolejny jej uśmiech i kolejne przyspieszenie pulsu.
Zdecydowanie na niego działała. Na tyle, że spędzili w swoim towarzystwie trzy godziny.

*

- Dzień dobry panie Staton - radosny ton głosu Ryana rozniósł się po całym biurze. Mężczyzna bez pukania wszedł do środka zaskakując tym Statona.

- Panie Obrie to wysoce nie kulturalne wchodzić bez pukania i pozwolenia do czyjegoś biura. - Warknął starszy mężczyzna.

- Tak tak - Ryan zbył go machnięciem ręki i rozsiadł się na fotelu przed jego biurkiem. - Nie przyszedłem tu po to, żeby pobierać od pana lekcji kultury.
Bynajmniej mi jej nie brakuje, jednak w zaistniałej sytuacji mogłem sobie pozwolić na jej brak. - Zakpił.

- Do rzeczy Obrie, bo zaczynam tracić cierpliwość! - jego ton przybierał na złości.

- Dzisiaj - teatralnie spojrzał na zegarek. - O godzinie dwunastej w południe upłynął termin realizacji zamówienia. Według umowy jest pan winien mojej firmie sporą sumę.

- Przestań pieprzyć Obrie! - całkowicie wyprowadzony z równowagi Staton uderzył ręką w blat biurka. - Każdy termin można odroczyć!

Ryan uśmiechnął się kpiąco po czym wyciągnął kopię ich umowy. Kopię na wypadek, gdyby Staton zdecydował się ja podrzeć w nerwach.

- Według naszej umowy, którą pan chyba nie do końca przeczytał, nie ma możliwości na jakiekolwiek odroczenia czy zmiany terminu dostawy. Podpisał pan. - wskazał palcem na odręczny podpis Statona i ponownie oparł się wygodnie.
Przegrał wiedział to dobrze. Do tej chwili myślał, że uda mu się coś ugrać.
Na samą myśl zrobiło mu się gorąco. Mógł stracić miliony. Udziały w firmie. Chwycił za mocno posiwiałe włosy i szarpnął.
Bezczelny wyraz twarzy Ryana tylko podnosił mu mocniej ciśnienie.
Jak to się stało, że transport utknął na w porcie?! Dokumenty sprawdzał sam. Dokładnie. Dwa pieprzone razy!
Westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach.

- Co teraz? - zapytał. Całkowicie nie potrzebnie, bo to było oczywiste co się teraz stanie. Możliwe, że chciał w ten sposób choć na chwilę odwlec to co nieuniknione.

- Niech pan zdecyduje w jaki sposób wywiąże się pan z umowy- odpowiedział krótko Ryan.

Staton westchnął ponownie. Musiał poświęcić pakiet udziałów. Nie dysponował taka sumą na jaką opiewała umowa i nie było sposobu by ją zdobyć. Cały kapitał miał ulokowany w inwestycjach.
Jednak to nadal była jego firma.
Mimo, iż każda z córek już w chwili narodzin otrzymała od niego po dwadzieścia procent, nadal miał swoje sześćdziesiąt. Nadal to on decydował.
Teraz miał oddać kolejne dwadzieścia procent obcej osobie. Liczyć się z jej zdaniem. Dobrze, że chociaż w najbliższym czasie miał połączyć firmy z Carterem, inaczej miałby mniejsze dochody.
Miał pewność, że Obrie go w tym poprze. W końcu to człowiek interesu jak właśnie miał okazję się przekonać.

- Wygląda na to panie Obrie, że zostaniemy wspólnikami. - Oznajmił.
Tajemniczy uśmiech młodego mężczyzny lekko go zaniepokoił, jednak postanowił nie drążyć tego tematu.

- Jutro z samego rana przyjdzie do pana mój wspólnik z gotową umową dotycząca przekazania udziałów. Proszę być gotowym. - Powiedział Ryan, po czym opuścił jego biuro z cichym do widzenia.

*
Nie mógł w nocy spać. Dręczył go fakt, że musi oddać udziały swojej firmy. Tej, o którą tak walczył.
Gdyby udało mu się wydać Freyę za Cartera nie musiałby się teraz tym martwić.
Nie zamierzał się poddawać. O nie. Czuł, że będzie ciężko, ale i tak miał zamiar ją do tego zmusić. Niestety później niż by tego chciał.

Z wybiciem godziny siódmej wkroczył do swojej, jeszcze swojej firmy i od razu zamknął się w biurze.
Czekał.
Ciche pukanie wyrwało go z zamyślenia. Zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę ósmą.
Prychnął na tę dokładność.

- Proszę - powiedział, ale najchętniej udawały, że go nie ma.

Szok.
To jedyne słowo jakie definiowało jego stan w momencie, gdy do środka wszedł ....Carlos .....

- Co pan tu robi?!- zapytał zrywając się z zajmowanego przez siebie fotela.

- Dzień dobry panie Staton. - Carlos ze spokojem przywitał się i jak to zrobił poprzednio Ryan, zajął fotel przed biurkiem starszego mężczyzny.

- Co pan tu robi?! Co tu się dzieje do cholery?!- wrzasnął.

- Przyszedłem podpisać umowę. Byliśmy umówieni. Czyż nie? - Carlos ledwo się powstrzymywał przed parsknięciem.

- Jak to możliwe? Wspólnicy? Sprawdziłem tą firmę i ...- zaniemówił. Teraz wszystko zaczynało się układać w całość. To Carter miał za zadanie sprawdzić tą firmę i to on pilnował dostawy w porcie.

- Carter- warknął.

Teraz już Carlos nie był w stanie powstrzymać cynicznego uśmiechu.

- Nie docenił go pan. - Zakpił i sięgnął po umowę, kładąc ją przed kipiącym ze złości Statonem.

Nic już nie powiedział. Nie było sensu. Dał się pobić we własnej grze.

Co teraz będzie z jego firmą?

*
Świętowali popijając sok pomarańczowy. Ze względu na ciążę Freyi tylko na to mogli sobie pozwolić.

- Za przyszłych państwo Millan! - Noell wzniosła toast. - Hej! Co to za mina? Przecież weźmiecie teraz ślub co nie?

- Nie. Najpierw na świat musi przyjść nasze maleństwo - skomentowała Freya gładząc się po delikatnie zarysowanym brzuszku.

- W takim razie. - Zaczął Ryan. - Tak cudowny moment nie powinien się zmarnować.
Klęknął na jedno kolano przed Noell i wyciągnął z kieszeni małe, czerwone pudełeczko.
Zszokowana Noell zakryła usta dłonią niedowierzając.

- Biorę na świadków tu obecnych naszych przyjaciół, i przysięgam, że będę cię kochał i wielbił póki starczy mi sił. Otoczę cię opieką i troską, na którą zasługujesz. Nigdy świadomie nie zrobię nic co mogłoby cię skrzywdzić w jakikolwiek sposób. Jesteś moją miłością. Moim światem. I proszę cię. Zostań moją żoną.

Czekał i czekał. Miał wrażenie, że upłynęły godziny od momentu, gdy się jej oświadczył. Ona jedynie na niego patrzyła, a jej brązowe oczy lśniły od łez.
Gdy tracił już nadzieję, Noell wręcz rzuciła się na niego i zaczęła całować po całej twarzy.

- Tak! Tak! Tak!

Nie igraj z ogniem (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz