Rozdział 26

232 16 7
                                    

3 marca 2002 r., godzina 1:07

 Rozmowa między nami wydaje się zupełnie nie kleić. Ściskam kurczowo ramię blondyna, który wygląda na ostro spiętego z powodu zaistniałej sytuacji. Niemal nieodłączna swoboda w kontaktach z innymi, po prostu zanika pod wpływem krępującej siły charakteru Azjatów. Lao wydaje się być zupełnie spokojny, popijając szampana. W porównaniu do wyższego, dotąd milczącego Japończyka, który przygląda się mi z nieodgadnioną miną. Jego ciemne oczy wwiercają się w moje usta, gdy staram się zachowywać pozory kultury osobistej. Rozmawiając z wcześniej przedstawioną osobistością, mam wrażenie, że moje obawy są słuszne. Rzeczywiście, w ich obecności czuję się wyjątkowo nieswojo. Szczególnie, że nie wiem kim tak do końca są i skąd się tu wzięli. Zupełnie nie przypominam sobie, by ktokolwiek mówił mi o tak ważnych gościach.  

- Tetsu Satō - wyrywa się nagle temu wyższemu, który do tej pory nie odzywał się ani słowem. Wyciąga w moim kierunku dłoń, zaskakując swoich towarzyszy. Uśmiecham się sztucznie, ściskając jego rękę. Dopiero po chwili zauważam, że większość osób ulotniła się w kierunku swoich stolików, a sala wydaje się niemal pustoszeć. Czuję, jak Draco zaciska palce na moim biodrze, próbując opanować szybko bijące serce. Czyżby się czegoś obawiał? Lekceważąc dziwne przeczucie, staram się wyglądać jak najbardziej naturalnie.  

- Bardzo mi miło, panie Satō - oznajmiam sztucznie, puszczając jego szorstką, sporą dłoń. Tang parska spontanicznie, ocierając łzy rozbawienia z kącików oczu. Śmieje się głośno i wyraźnie, poklepując swojego azjatyckiego przyjaciela po ramieniu. Tetsu sztywnieje pod wpływem jego dotyku, strzepując dłoń z wyraźną irytacją. Przez chwilę mierzą się dziwnymi, ale nie wrogimi spojrzeniami. Czujnie przyglądam się Satō, którego zimna arogancja wydaje mi się wręcz przerażająca. Wydaje mi się, że tajemnica, jaką jest owiany, jest dużo bardziej niebezpieczna, niż zwyczajna wylewność Kazuhiro. 

- Nie chcę pana rozczarować, ale Satō nie rozumie angielskiego - wzrusza ramionami Lao, uśmiechając się przy tym przepraszająco w stronę swojego przyjaciela. Ten odwraca tylko głowę w bok, zupełnie ignorując jego gest.

-  Hajimemashite - odpowiada automatycznie blondyn, wpatrując się nieobecnym spojrzeniem w tego wysokiego, szczupłego człowieka. Mężczyzna kiwa głową z uznaniem, uśmiechając się pod nosem. Mam wrażenie, że gdyby zechciał, rozebrałby Draco wzrokiem. I nie podoba mi się ta myśl. Wydaje mi się dużo bardziej obrzydliwy, niż ten, z którym mogę normalnie rozmawiać. Pewnie dlatego, że go nie rozumiem. A może? Może powinniśmy się wycofać i...

- Nie dość, że piękny, to jeszcze utalentowany. Nie dziwię się, czemu Edward jest tak niezadowolony z jego straty - zamieram, zdając sobie sprawę z seksualnego podtekstu ukrytego w tym jednym zdaniu, padającym z ust niższego Japończyka. Zaciskam usta ze złości, co nie uchodzi uwadze tego perfidnego człowieczka. Uśmiecha się z satysfakcją, a dziwny błysk w jego oku tylko jeszcze bardziej mnie rozjusza. Może i nie wiem kim jest, ani dlaczego ktoś go tutaj zaprosił, jednak czuję, że nie znoszę go od samego patrzenia na jego okrągłą, ziemistą twarz. Tang sięga dłonią do podbródka blondyna, obrysowując go swoim kciukiem. W tej jednej chwili, czuję jak coś gotuje się we mnie i pragnie dać swoje ujście w sposób brutalny i bezwzględny. W tym świetle, doskonale widzę liczbę pierścieni na jego palcach, i to, jak bardzo obnosi się swoimi pieniędzmi. To tylko sprawia, że bardziej rytuje mnie moja niewiedza. To, że nie wiem o czym rozmawiają między sobą. To, że robią ze mnie głupca. A także to, że nie wiem co powiedział Draco. Czuję się niedouczony i zbędny. Mimo to, nie mam zamiaru tak łatwo dać za wygraną. - Gomen - mówi czule, podczas gdy jasnowłosy rumieni się lekko. Zanim się spostrzegę, odpycha rękę mężczyzny, zupełnie tracąc nad sobą kontrolę. Wyplątuje się z moich objęć, oddychając ciężko. 

Fałszywa gra cieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz