5. Aga Kalicka "Motylek"

74 9 0
                                    

Krople deszczu uderzają o blaszany przystankowy daszek. Patrzę na tworzącą się w wyżłobionej dziurze kałużę i latające nad nią owady. Woda paruje, powietrze zagęszcza się, mimo że nie ma nawet południa. Mogę je pociąć nożem na pięć kawałków, ale nie robię tego. Brzydzę się przemocą. Dzień zapowiada się paskudnie. Mam nadzieję, że później będzie lepiej. Rozpinam mankiety białej, wykrochmalonej przez mamusię koszuli.

Siedzę na spróchniałej ławce. Tak starej jak ja. Kiedyś była w kolorze soczystej zieleni. Teraz na jednej z nabrzmiałych od wilgoci desek pozostał tylko jeden kawałek łuszczącej się farby. Uważam, że to miejsce należy do mnie, i tak jest, bo przystanek od dawna nie funkcjonuje, a żywej duszy nie widziałem tu od dekady. Zawsze siadam tak, żeby nie ukruszyć tego odprysku, mimo że często mam ochotę zdrapać go paznokciem. Mogę to zrobić. Ze swoją własnością można robić, co się chce. Cudze rzeczy trzeba szanować.

Rozwodzę się nad urokami wioski, w której mieszkam. To typowy wygwizdów, wypierdów, wydmuchów, podpiekle i grajdołek. Najpewniej połączenie tych pięciu. Na stówę. Precyzyjnie podwijam rękawy, żeby nie powstały zagniecenia. Dziś wyjątkowe święto, chcę wyglądać dostojnie na randce z ukochaną. Mimo że jesteśmy ze sobą od wielu lat i widzę ją codziennie, wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. W to, że należy do mnie, że jest tylko moja.

Deszcz przestaje padać, słońce wychyla się zza chmury. Pachnie wiosną. W dni takie jak ten aż chce się usiąść w pełnym słońcu i napawać ciepłem. Ma się przeogromną chęć wystawić twarz w jego kierunku, rozprostować nogi, przeciągnąć się jak leniwy kot, który wychodzi po srogiej zimie przez piwniczne okno. O ile się je ma.

Mówiąc wprost, w dzień taki jak ten ma się ochotę wygrzać stare kości.

Przymykam na moment oczy i obmyślam plan dnia. Zastanawiam się, co zrobię w pierwszej kolejności, co w drugiej, trzeciej, czwartej i piątej. Tyle zadań codziennie stawiam przed sobą, bo to sprawia, że się nie przemęczam, a jednocześnie świadczy o tym, że nie jestem leniem. Pięć to w sam raz. Nie za dużo, nie za mało. Idealnie. Dziś zrobiłem już dwie ważne rzeczy. Pierwszą było śniadanie, drugą relaks na niegdyś zielonej ławce, trzecią będzie zerwanie kwiatów dla ukochanej. Podaruję jej narcyzy, moje ulubione. Ona chyba też je lubi, bo gdy je wręczam, nie grymasi. W ogóle moja ukochana jest dość zachowawczą kobietą. Rzadko okazuje emocje, tłumi je w sobie. Tak wywnioskowałem z artykułu, który przeczytałem w kwartalniku Droga do Szczęścia. Zastosowałem się później do porad pana redaktora, który twierdził, że zna pięć sposobów, by flegmatyczną osobę przemienić w istotę pełną życia. Bez skutku. Porady grafomana. Podarłem tę stronę gazety, a pozostałe kartki podarowałem mamusi, żeby wyłożyła nimi wnętrze szafek w kuchni. Wtedy mokre szklanki nie pozostawiają odbarwień na półkach, a garnki rdzawych odcisków. To nie moje szafki, więc o nie dbam. Ze swoimi rzeczami można robić, co się chce. Z cudzymi nie.

Dopóki Śmierć Nas Nie Rozłączy - Antologia ( Premiera: 14 luty 2020r.)Where stories live. Discover now