Rozdział 90

1.1K 59 28
                                    

Po obudzeniu się, szybko zszedłem na parter do kuchni, w której zastałem całą trójce. Uśmiechnąłem się zadziornie.

ㅡ Witam moich skacowanych przyjaciół! ㅡ Krzyknąłem, a ci jęknęli z bólu. Przysięgam, że ich nie dotknąłem. ㅡ Jak tam życie mija co? ㅡ Spytałem ponownie. ㅡ Pamiętacie coś? Ah.. Na pewno nie. Pijaki. ㅡ Prychnąłem podchodząc do czajnika.

ㅡ Chim może.. ㅡ Zaczął Kook.

ㅡ Co? Coś mówiłeś? Nie? To dobrze, bo nie zamierzam ci odpowiadać. ㅡ Mruknąłem wsypując do kubka kawę.

ㅡ Hej, nie chciałem dobra?

ㅡ O, to jednak pamiętasz co się wczoraj wydarzyło. Super. To niech teraz zżera cię poczucie winy..

Zalałem kubek gorącą wodą, która się zagotowała.

ㅡ Wracacie do zdrowia. ㅡ Zaśmiałem się specjalnie czochrając przyjaciół po głowie i idąc do salonu chcąc uniknąć śmierci. Po odłożeniu naczynia na stół podszedłem do psów. ㅡ Ah.. Moje kochane. ㅡ Powiedziałem z uśmiechem na twarzy głaszcząc je za uchem.

ㅡ Jimin.. Proszę.

Wywróciłem oczyma prostując się i jak gdyby nigdy nic usiadłem na miekkim fotelu włączając telewizję.

ㅡ Kochanie. ㅡ Stanął przede mną tym samym zasłaniając mi ekran. ㅡ Przepraszam.

ㅡ Daruj sobie. Chciałeś to zrobić bez mojej zgody! ㅡ Krzyknąłem stojąc na przeciwko niego.

ㅡ Zachowałem się jak dupek, wiem.

ㅡ Trzeba było myśleć na początku, czy dobrze robisz, że sięgasz po alkohol. Teraz mam gdzieś twoje przeprosiny. ㅡ Popchnąłem go idąc na korytarz. Ubrałem się, a z komody zabrałem smycze. Zawołałem zwierzaki, które przybiegły. Zapiąłem je i razem z nimi wyszedłem z domu idąc przed siebie.

Poszedłem do parku. Na ulicach śnieg prawie zniknął. Została tylko niewielka garstka go. A szkoda.. Wyglądało tak pięknie, a teraz samo błoto.

Na nieszczęście nie mogłem usiąść na żadnej ławce, bo była mokra. Westchnąłem ciężko patrząc w niebo. Było zachmurzone co mówiło, że będzie padać.

Po mieście włuczyliśmy się jeszcze z jakąś godzinę. Nie za bardzo chciałem wracać do domu, ale musiałem, bo cały zmarzłem.
Gdy przekroczyłem próg domu do moich nozdrzy dotarł piękny zapach obiadu.
Rozebrałem się idąc do kuchni, gdzie zastałem starszego, a pozostała dwójka była w salonie. Wpadłem na pomysł jak się z nim podroczyć. Zaszedłem go od tyłu i włożyłem swoje lodowate dłonie pod jego bluzkę.

ㅡ Japierdole! ㅡ Krzyknął odsuwając się. ㅡ Nie rób tak. ㅡ Powiedział wkurzony.

ㅡ To była kara za wczoraj, durniu! ㅡ Fuknąłem odwracając się na pięcie chcąc stamtąd wyjść, lecz złapał moją dłoń przyciągając do siebie i przybijając do lodówki patrząc mi w oczy. ㅡ Już ostrzegam, że nie chce twoich przeprosin.

ㅡ Jimin, wiem... Nie mam pojęcia co mógłbym zrobić, dlatego... ㅡ Odsunął się sięgając po coś. ㅡ Tylko przyjmij te kwiaty jako znak... Połowy przeprosin, bo wiem, że mi do końca nie wybaczysz. Pobiegłem po nie zaraz, gdy wyszedłeś. Przy okazji zaliczyłem glebe, bo było ślizgo. Proszę... Przyjmij je. ㅡ Mówił smutno praktycznie cały czas patrząc mi prosto w oczy.
Prychnąłem pod nosem, lekko się uśmiechając.

ㅡ Dobra, ale nie myśl, że prędko o tym zapomnę. ㅡ Odparłem odbierając od niego bukiet.

ㅡ A pozwolisz się chociaż pocałować?  ㅡ Spytał z nadzieją w głosie. ㅡ A wiesz? Pierdole twoje zdanie. ㅡ Po tych słowach wpił mi się w usta całując delikatnie, a zarazem namiętnie. Z wrażenia upuściłem kwiaty na podłogę zarzucając ręce na jego kark. Muszę przyznać, że brakowało mi jego ust.

Z pocałunkami zjechał na moją szyję przy okazji ściskając moje pośladki. Wplątałem swoje dłonie w jego włosy odchylając głowę do tyłu dając mu większy dostęp. Podskoczyłem i oplotłem swoimi nogami go w pasie.

Po kilku minutach usłyszeliśmy jakiś dziwny dźwięk. Przerwaliśmy zabawę spojrzawszy na źródło skąd pochodziły dziwne dźwięki. Koło blatu stał Tae z Hobim trzymając w dłoni telefon z otworzoną YouTube.

ㅡ Co wy... ㅡ Spytał starszy odstawiając mnie na podłogę.

ㅡ Włączyliśmy wam okres godowy żab. Fajny nie?

ㅡ To nie jest śmieszne. ㅡ Mruknąłem czując jak moje poliki robią się czerwone z zażenowania.

ㅡ Ya! Wyłączcie to. ㅡ Rozkazał chowając mnie w swoich ramionach.

ㅡ No dobra, dobra.. Ale gdybyśmy wam nie przeszkodzilibyśmy to..

ㅡ Nie kończ.

ㅡ Pf... Obiad już zrobiony? Bo widzę, że macie lepsze zajęcia od tego.

ㅡ Nie jeszcze... Jak tak bardzo chcesz jeść to możesz pomóc, co? Pójdzie szybciej.

ㅡ Chętnie. ㅡ Uśmiechnął się brunet.

Odsunąłem się od Kooka podnosząc z podłogi kwiaty, które wstawiłem do wazonu, a następnie opuściłem kuchnie, w której zaraz miały odbyć się kuchenne rewolucje idąc na górę do sypialni. 
Podszedłem do okna obserwując jak deszcz spada na ziemię. Miałem taką ochotę zapalić, ale nie miałem ani jednego. Ugh.. To się nazywa mieć pecha.
Po kilku minutach usłyszałem skrzyp drzwi. Ocknąłem się spojrzawszy w tamtą stronę.
Chciałem być sam. Żadnej rozmowy. Żadnego kontaktu z innymi ludźmi. Po prostu samotność.

ㅡ Cześć, można?

ㅡ Nie za bardzo, wiesz?

ㅡ Oj nie bądź taki. ㅡ Uśmiechnął się Hobi wchodząc do środka.

ㅡ Po co przyszedłeś?

ㅡ Hej, wiem, że... Wczoraj było przegięcie, a my dobrze wiedzieliśmy, że Kook nie może pić, a i tak go do tego zmusiliśmy, ale...

ㅡ Ale co?

ㅡ Tae, jest typem człowieka, który bardzo mocno kocha swoje urodziny, bo wtedy się przecież narodził. Zawsze je spędzał z nami pijąc. Oczywiście odkąd stał się pełnoletni, bo wcześniej opijaliśmy je sokiem porzeczkowym. ㅡ Zaśmiał się.

ㅡ Po prostu powiedz do czego dążysz, bo.. Nie obraź się, ale naprawdę chcę być sam.

ㅡ Podsłuchaliśmy waszą rozmowę z Jungkookiem, bo nie pamiętam co było wczoraj. ㅡ Zaśmiał się. ㅡ Nie bądź na niego zły. Nie chciał. Jedynie na kogo możesz w tej sprawie być zły to na nas. Nie powinien, a pił. To nasza wina.

ㅡ Dobrze, to nie jego wina. Z tym mogę się pogodzić, ale... Nie ważne. Idź już, proszę. ㅡ Szepnąłem odwracając wzrok na krajobraz za szybą.

ㅡ Coś się jeszcze wydarzyło?

ㅡ Nie... Idź.

ㅡ Możesz przecież powiedzieć.

ㅡ Powiedziałem, że masz iść! ㅡ Krzyknąłem.
Chłopak bez słowa wyszedł. Wypuściłem nerwowo powietrze siadając na podłodze podkurczając swoje nogi pod brodę chowają między nimi swoją głowę. Z całych sił próbowałem, ale nie dałem rady. Zacząłem płakać wracając wspomnieniami do wczorajszej nocy.

ㅡ Skarbie? ㅡ Do środka wszedł brunet.

ㅡ Wyjdź. Chcę być sam. ㅡ Powiedziałem wycierając szybko swoje policzki.

ㅡ Nie mogę na to pozwolić. ㅡ Rzekł kucając przede mną. ㅡ Popatrz na mnie... Słuchaj... Wiem, że nie masz ochoty ze mną rozmawiać, bo wczoraj zrobiłem o jeden krok za daleko. Naprawdę nie chciałem cię wykorzystać.  Byłem pijany... Nie wiedziałem co robię. Przepraszam cię za to.

ㅡ Teraz jesteś trzeźwy. Proszę.. Możesz dokończyć to co zacząłeś. Możesz mnie pieprzyć cały dzień. W dupie to mam. Nie wiedziałem, że po alkoholu masz takie zapędy, że nawet chciałeś mnie wykorzystać bez mojej zgody. Po prostu świetnie. No na co czekasz? Bierz mnie. Przecież tego chcesz.

Patrzyłem na niego, a on na mnie, a po moim policzku spływały łzy. Ten wstał i chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował z tego wychodząc z pokoju trzaskając drzwiami.
Wybuchłem płaczem rzucając się na łóżko.

I Love My Brother/ KookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz