Wzbraniałem się przez cały pobyt w tej dziurze przed jakimkolwiek wyjściem poza mury. Z doświadczenia wiedziałem z jak ogromnym ryzykiem wiąże się przystąpienie do szeregów korpusu zwiadowczego - jedynej formacji, do której prawo i obowiązek mają przystąpić cudzoziemcy. Przyznać trzeba, że naszym "wybawcom" inteligencji nie brakowało i nigdy nie pałali się do brudnej roboty. Chociaż... Jest to bardziej kwestia wyrachowania i ksenofobii. Korpus stał się niezwykle wydajnym narzędziem sztucznego doboru etnicznego, pozbawionym oczywistych śladów segregacji i znamion ludobójstwa. Kto bowiem jest w stanie udowodnić, że wszyscy Ci ludzie nie giną podczas "chwalebnej" służby ku bezpieczeństwu kobiet i dzieci?
Nawet przez chwilę nie zamierzałem oddać życia za "wolność", którą zewsząd oferowano mi po ucieczce z Katakumb. Jak można mówić o wolności, jeśli człowiek tutaj jest pozbawiony jakiegokolwiek wyboru? Wolność tutaj to abstrakcja nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich spoza murów. Naszą jedyną alternatywą byłoby usychanie na piasku w samotności, obdarcie ze skóry przez szklaną burzę, bądź śmierć z rąk dzikich stworzeń zamieszkujących okoliczne pasma wydm wędrownych. Nie życzę nikomu takiego losu. Sama wizyta w granicach tego epicentrum miernoty i rozkładu była czystym przypadkiem dla większości z nas.
- Vincent?
Czy wolność nie powinna być prawem wyboru, a nie ułudą względnego ciepła i bezpieczeństwa?
- Vincent!
Jaką cenę musimy zapłacić za tę chwilową iluzję? Rok tutaj nie jest wart ani sekundy tej pieprzonej służby, którą wciska się nam jako synonim honoru i chwały.
- Vincent?! Słuchaj mnie! – Pani Dyrektor, wyraźnie zirytowana roztrzepaniem i bajadurstwem mojego nie tak starego 30-letniego umysłu, wyrwała mnie z potoku myśli zapętlonych jak lina wokół szyi, która zaraz miała mnie udusić.
- Yyyyyeeee... Czołem Pani Dyrektor! Melduję się do wykonania zadania!
- Jak zwykle, Vincent. Mam tylko nadzieję że tym razem zrobisz coś naprawdę użytecznego dla gwardii, której jak zresztą przypominam – jesteś członkiem.
Spojrzałem na swoje przepracowane ręce. Chude, kościste palce, całe pokryte bliznami na zmarniałych, przesuszonych dłoniach. Przypomniało mi się ile razy to wymigując się od obowiązków służbowych zabierałem się za najbardziej żałosną robotę w całym sektorze. Tylko po to żeby nie opuszczać murów Hegla.
- Dobrze Pani wie, że każdy z nowo przybyłych włączany jest do gwardii. Tak samo dobrze Pani wie, że nie mam innego wyjścia niż przystawać na wasze rozkazy z czysto... biologicznych kwestii.
- O czym ty mówisz? Nabawiłeś się udaru? A może masz na myśli jakieś zobowiązania? Czyżbyś zasymilował się już tak bardzo?
- Nie, Pani Dyrektor. Poprzez biologię mam na myśli wolę do bycia niezeżartym przez tutejszą faunę, jak i zresztą równie krwiożerczą florę. Na prawdę myślała Pani że mógłbym polecieć na tutejsze kobiety? Dobre żarty, naprawdę. Piasek jest mniej szorstki i suchy niż wasze skóry i charaktery.
- Zamilcz! Jak śmiesz obrażać swoich wybawców? Bez nas owo "zeżarcie", jak to opisałeś nie byłoby wcale takim złym końcem dla rasowego odmieńca jak ty. Chyba nie muszę Ci przypominać co stało się z poprzednimi oddziałami, które...
- Znowu chcecie przydzielić mnie do patrolu zewnętrznego? Przykro mi, że przerywam tę niezbyt elokwentną próbę okazania dominacji w niezwykle wydajnym systemie hierarchicznym, który sobie wprowadziliście, natomiast dalsza dyskusja ograniczy się jedynie do Pani jednostronnych zagrywek.
- Jesteś bezczelny. Przypominam Ci, że w tym miesiącu twoja kolej na wypełnianie pozytywnego stosunku pracy. W przeciwnym razie razem z tobą poleci cała grupa.
- Odmawiam.
- Vincent, nie wygłupiaj się. Jesteś jedynym, który nie przepracował jeszcze nawet jednego całego dnia poza murami. Daliśmy ci już jedną szansę, którą właśnie przepierdalasz na swoją żałosną dumę opartą na martyrologii twojego podgatunku. Drugiej szansy nie będzie.
Jeden tylko który był na zewnątrz wie, co kryje się za prawdziwym znaczeniem słowa „patrol". Ja mam jeszcze na tyle szczęścia, że nie zdążyłem poznać jego pełnego znaczenia. Niemniej jednak Ci, którzy poznali wracali rozszarpani. Jeśli nie dosłownie, to psychicznie.
W istocie, żołnierze przebywający pod kontrolą medyczną, poddani źródłowaniu kory mózgu oraz analizie biochemicznej wykazali niespodziewane rezultaty. Kimkolwiek byli, to nie były już te same osoby, które opuszczały granice kolonii. Zmiany były tak poważne, że poczęto zadawać sobie pytania, czy nadal dane im jest nosić miano człowieka? Mimo to, ich zachowanie na pierwszy rzut oka, ani wygląd fizyczny nie budziły żadnych zastrzeżeń.
- Pani Dyrektor. Dziękuję za troskę, natomiast radzę sobie dobrze i bez czynnego udziału w tym bezsensownym przedsięwzięciu. Po raz kolejny podziękuję. A co do grupy... Wyrabiamy normę wyższą o kodeksowe 20% każdego miesiąca. Nie widzę żadnego problemu.
W odpowiedzi na mój komentarz, niepozbawionego dozy pretensji i ironii, któremu wcale nie żałowałem opryskliwego tonu, Pani Dyrektor zaczęła podejrzliwie gapić się, omiatając mnie od stóp do głów dotykiem swojego oślizgłego wzroku, który niemalże mogłem poczuć na skórze. Trwało to dłuższą chwilę, kiedy ruch jej gałek ocznych zatrzymał się wreszcie na moim czole.
- Twoja twarz mówi inaczej, Vincent. Być może chciałbyś o tym nie myśleć ale prawo do osiedlenia się w kolonii wcale nie jest dziedziczne w żaden sposób. Ciebie musimy zatrzymać, więc czujesz się bezkarny, prawda? Nie grożą Ci żadne konsekwencje, może poza nieco mniejszymi racjami żywnościowymi. Pamiętaj jednak, że mimo twoich starań od dawna znamy twój mały sekret. A uwierz mi, że okoliczne piaski mają do zaoferowania coś znacznie gorszego niż tylko zwierzęta. Wróg którego nie widać jest o wiele bardziej zabójczy. Przemyśl swoją decyzję, chyba że znudził Ci się dach nad głową i racje żywnościowe gwardii, które rozdzielasz co tydzień na dwie części. Tego miesiąca się nie wymigasz. i nawet nie próbuj wyrabiać godzin okrężnymi sposobami, jak robisz to zwykle. Ooo? Myślałeś, że o tym też nie wiemy? Wiesz, jesteś na prawdę zabawnym gościem, Vincent. Zawsze myślisz, że jesteś o krok do przodu, a zapominasz jak bardzo krótkie masz nóżki. Tam gdzie myślisz, że sięgnąłeś już samego dna, możesz znaleźć się po kolana w mule, od którego się już nie odbijesz. Pamiętaj o tym, kiedy będziesz się wybierał na jutrzejszą zmianę wieczorem. Wiem że przyjdziesz. Na razie! - Oschle odpowiedziała Pani Dyrektor odchodząc i machając do mnie odwrócona plecami.
- „Cholera! Myślałem że uda mi się przytrzymać ich w niewiedzy jeszcze z miesiąc, dwa... Nie wiem skąd wiedzą o Jane, ale muszę ją jak najszybciej odnaleźć! Tutaj nie jest już tak bezpiecznie jak myśleliśmy" – pomyślałem, trąc palce o czoło, ścierając z niego czarny piach zgromadzony w zmarszczkach.
YOU ARE READING
Piaskowa zamieć
Science FictionVincent, opuściwszy pustynny obóz dla imigrantów wyrusza w podróż w poszukiwaniu lepszego życia. Ma nadzieję uciec z Piaskowej Planety i żyć jako wolny człowiek, bez strachu o siebie i bliskich. Mężczyzna wraz z rodziną zostaje odkupiony na targu ni...