Rozdział 6

275 9 12
                                    

Biegnę właśnie po lesie, uciekam przed kimś. Nie wiem kto to ani czego chce. Odwracam głowę ale nie widzę nikogo. Nagle słyszę przeraźliwy krzyk dziecka. Zatrzymuje się w bez ruchu, rozglądam się dokoła, ale nic nie widzę. Wszystko zasłania ta gęsta mgła. Słyszę czyjeś kroki, ale nie wiem skąd one dobiegają. Zapada całkowita cisza, słyszę tylko swój oddech. W pewnym momencie przede mną przelatuje Kruk. One oznaczają śmierć. Ktoś umrze? Nagle czuję czyjaś rękę na ramieniu, odwracam się...

Zrywam się z łóżka do postawy siedzącej. Ciężko oddycham. Czy miałam koszmar? Nigdy w życiu nie śniły mi się koszmary. Pewnie to przez śmierć ojca. Przetarłam twarz rękoma i przeczesałam włosy. Usłyszałam, że ktoś zmierza korytarzem do pomieszczenia, w którym jestem. Po chwili do „pokoju” wbiega zdyszana Łucja.

- Erin, chodź szybko! Wracają już. – powiedziała, ciężko oddychając.
- Kto wraca? – spytałam zdziwiona.
- No Piotrek z resztą. Wyruszyli przecież zdobyć twierdzę.
- Że co! – krzyknęłam, zerwałam się na równe nogi, ubrałam buty i wybiegłam przed kopułę.

Łucja przybiegła chwilę później. Jestem zła na Piotrka i nawet tego nie ukrywam. Po chwili z lasu wyszedł on z Kaspianem, Zuzą i Edmundem. Od razu za nimi wyłoniła się mała grupka Narnijczyków. Parę minut później stali już przede mną.

- Erin. – Powiedział zawiedzony Piotrek.
- Ilu?
- Co ilu? – naprawdę nie wiesz o co mi chodzi.
- Ilu ludzi zabrałeś?
- Połowę – przyznał.
- A ilu straciliśmy? – byłam już wkurwiona.
- Prawie nam się udało, naprawdę – zmienił temat.
- Ilu straciliśmy Piotrek? Ilu ludzi poległo? – krzyknęłam, nie ukrywając swojej złości.
- Pięciuset.
- Żartujesz sobie. – nerwowo się zaśmiałam. – Co ty sobie wyobrażałeś, że wygracie to. Od początku było wiadomo, że nie dalibyśmy rady, ale nie oczywiście musiałeś postawić na swoim, co?

Zapadła cisza nikt się nie ważył odezwać. Już miałam odchodzić, ale Piotrek zabrał głos:

- Wszystko by się udało, gdyby nie to, że Kaspian musiał iść po swojego nauczyciela.
- Nie zwalaj winy na mnie, dobrze. – odezwał się Kaspian.
- Ale to jest twoja wina. Wiesz co, nie nadajesz się na króla. Nie masz praw do tronu, tak samo jak nie miał ich twój ojciec.- powiedział Piotr.
-Ej! – krzykną czarno włosy. – Nie ubliżaj mojemu ojcu. Mogliśmy się wycofać, ale nie bo musiałeś postawić na swoim.

Po tych słowach, Kaspian skierował się do środka kopuły. Ja zrobiłam to samo. Skierowałam się do pomieszczenia, w którym nikogo nie było. Musiałam chwilę odetchnąć i zebrać myśli. Ale nie było mi to dane bo do pokoju przyszli prawowici władcy Narnii. Patrzyliśmy po sobie tak przez jakiś czas.

- Chcę porozmawiać z Piotrem. Zostawicie nas? – spytałam.
- Jasne. – odpowiedział mi Edmund i zabrał ze sobą Łucję i Zuzę.

Patrzyliśmy się z blondynem na siebie. Nie widziałam od czego zacząć. Podeszłam do filara i się o niego oparłam. Król stał na środku z założonymi rękami na piersiach.

- Więc o czym chciałaś porozmawiać? – przerwał ciszę.
- Postąpiłeś głupio, wiesz? Nie zachowałeś się jak król tylko jak rozwydrzony książę, któremu dopiero co dano koronę. Czy nigdy nie możesz posłuchać innych. – przerwałam, chciał już coś powiedzieć ale go wyprzedziłam – Nie chciałam tego robić, bo myślałam że jesteś rozsądny, ale najwyraźniej się myliłam. Od teraz wszystkie plany masz konsultować ze mną. – skończyłam i już miałam wychodzić, kiedy on zaczął mówić.
- Jestem królem i nie muszę nic z tobą konsultować. To, że jesteś córka Aslana nie znaczy, że od razu wszystko Ci wolno rozumiesz. – krzyczał.
- Teoretycznie to mogę wszystko, bo jestem potomkinią Narnii. – również zaczęłam krzyczeć.
- No i co z tego i tak nigdy nie będziesz swoim ojcem, jesteś zbyt słaba. – w tym właśnie momencie miałam ochotę oderwać mu łeb.
Spokojnie do niego podeszłam. Spojrzałam mu w oczy i najmocniej w świecie przywaliłam mu z pieści w twarz. Zatoczył się do tyłu i chwycił za szczękę.
- Nie wątp we mnie.

Zaczęłam odchodzić. Jednak Piotrek mi na to nie pozwolił, chwycił mnie za oba ramiona i pociągnął do tyłu. Upadłam na ziemię. Spojrzałam na niego wkurzona. Podniosłam się szybko z ziemi i na niego skoczyłam. Zaczęliśmy się bić, zadawaliśmy tak samo dobre ciosy. W pewnym momencie przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim okrakiem. Chwilę później do pomieszczenia w którym byliśmy przybiegli Edmund z Kaspianem. Odciągnęli nas od siebie. I chwycili w taliach. Uniemożliwiając dalszą walkę.

- Dosyć, wystarczy. Co Wy najlepszego wyprawiacie? – mówił Edek.
- Ona zaczęła, ja jej tylko oddałem. – bronił się Piotr.

Wyrwałam się z obiec Kaspiana, a Edek puścił Piotra. Spojrzałam na blondyna, machnęłam tylko ręka wzdychając i wyszłam kamiennym korytarzem.

Postanowiłam że pójdę się wyluzować. Poszłam do lasu nie opodal kopuły. Wyjęłam sztylet z pochwy i zaczęłam nim rzucać w drzewo. Tak to jest mój sposób na wyładowanie emocji. Po paru minutach obok mnie na przewalonym pniu, usiadł Kaspian.  Nie miałam ochoty na żadna rozmowę. Ale on chyba to wiedział bo nie odzywał się tylko patrzył jak rzucam.

- Dobra jesteś. – stwierdził.
- Dzięki. – powiedziałam trochę od niechcenia.

Skończyłam moja czynność i usiadłam koło niego. Nie odzywaliśmy się, po prostu siedzieliśmy w milczeniu i patrzyliśmy w las. Kaspian zrobił coś czego bym się nigdy nie spodziewała, objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Moja głowa wylądowała na jego barku. Siedzieliśmy tak chyba z godzinę aż w końcu zaczęło się ściemniać.

- Chyba powinniśmy już iść mogą się o nas zacząć martwić - powiedział.
- No to chodźmy. - stwierdziłam.

Czarno włosy puścił mnie i wstał. Ja również się podniosłam i poszliśmy w stronę kopuły. Po dojściu do niej kiwnęliśmy tylko do siebie głowami na pa i udaliśmy się do swoich pokoi. Weszłam do pomieszczenia, dziewczyny już spały. Po cichu ściągnęłam pas i kamizelke. Położyłam się i poszłam spać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Trochę krótki, ale po prostu nie mam dziś weny twórczej, nie wiem dlaczego. Ale obiecuje, że kolejny rozdział będzie lepszy i dłuższy.

Do jutra ❤️👋🏼

Potomkini NarniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz