☕️=Rozdział 4=☕️

1.3K 90 51
                                    




Do jej uszu dotarł delikatny, melodyjny głosik. Stała przed nią nieznana jej dotąd dziewczyna. Miała ona oliwkową, nieskazitelną cerę oraz oczy w lazurowym odcieniu. Dodatkowego uroku dodawały jej palisandrowe loki. Była wyjątkowo piękna, wręcz Astoria mogłaby się pokusić o określenie idealna. Poczuła odrobinę zazdrości przyglądając się nieznajomej jednak szybko odrzuciła te uczucia – w końcu nie miała ku nim podstaw. Razem z dziewczyną pozbierały papiery.

- Przepraszam za moją nieuwagę. – Zarumieniła się delikatnie i odwróciła wzrok. – Jestem Livia Dea.

- Astoria Zoe, miło mi się poznać. – Uśmiechnęła się przyjaźnie w jej stronę. Szatynka wydawała się być pozytywna.

- O matko! To pani jest tą nową prawą ręką generała. No to mam podwójny przypał! – Rzuciła zrozpaczona.

- Nic się przecież nie stało. Właściwie to nie wiem czy mam jakąś władzę w korpusie, ale nawet jeśli tak to nie dostaniesz żadnej kary, to byłoby absurdalne. To przecież też moja wina, no nie? – Uspokoiła blondynka.

- Dzięki, równa z pani babka. Jak kiedyś wpadłam na kapitana Levi'a to musiałam sprzątać wszystkie toalety. Okropność! – Mówiła wszystko z ogromną dawką energii. Zoe przez myśl przeszło, że może jest pod wpływem, ale nie znała jej więc ciężko było to ocenić.

- Po nim można było się tego spodziewać. – Parsknęła cicho pod nosem jadeitowooka.

- Nieźle się wtedy wkurzył! Może to dlatego, że przeze mnie oblał herbatą swój żabot?

- Żabot? Jestem pod wrażenie tego, że ty wciąż żyjesz po takiej wpadce. – Teraz Astoria bezceremonialnie zarżała niczym Jean. Widok wściekłego bruneta z mokrym kawałkiem materiału w ręce wydawał się jej być wyjątkowo zabawny.

Szatynka spojrzała na stos dokumentów trzymanych przez blondynkę, do głowy wpadł jej pewien pomysł.

- Może w formie zadośćuczynienia za ten wypadek pomogę pani w wypełnianiu tego?

- Jest tego dość dużo, pewnie masz treningi. Będę musiała sobie dać radę niestety sama ale dziękuję za propozycję.

- Właściwie to po ostatniej wyprawie jestem zwolniona z treningów na jakiś czas za względu na obrażenia klatki piersiowej. Potwornie się już nudzę! – Nie odpuszczała. – Niech pani się zgodzi!

- Przestań z tą panią, przecież nie jestem aż tak stara. – Dopiero teraz Zoe zauważyła ten szczegół w wypowiedziach Livii.

- Jednak jest pani wyżej w hierarchii i w ogóle...

- Chrzanić to, mów mi po imieniu. Jeśli tak bardzo chcesz podjąć się tej syzyfowej pracy zwanej potocznie „dokumentacją" to chodź ze mną.

Lazurowooka chętnie podążała za Astorią. Między nimi panowała cisza. Nie była ona nieprzyjemna, raczej stanowiła coś na wzór chwili przemyślenia sytuacji.

Dea po wejściu do gabinetu zielonookiej zachwycała się porządkiem tam panującym. Sama nigdy nie miała talentu do sprzątania ani utrzymywania porządku, u niej raczej zawsze gościł „artystyczny nieład" jak to miała w zwyczaju nazywać. W zasadzie Astoria nie była lepsza, gdyby nie to, iż po wczorajszym sprzątaniu nie robiła nic w gabinecie – teraz musiałby się przedostawać przez Mount Everest śmieci, ubrań i innych niepotrzebnych pierdół.

- Masz tu idealny porządek, Wow. – Zoe może nie sprzątała często ale jak już to robiła, wszystko było ułożone jak od linijki.

- Tia, tylko przez najbliższe parę minut tak będzie. – Doskonale zdawała sobie sprawę, że wystarczy iż położy papiery na biurku a magicznie wszędzie zrobi się bałagan.

𝓒𝔃𝓪𝓻𝓷𝓪 𝓗𝓮𝓻𝓫𝓪𝓽𝓪 || Levi AckermannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz