REY
Sekretarka patrzy na moją zakolanówkę, kiedy odbieram plan zajęć. W tym roku znowu zmienili skład grup, więc zapewne lekcje hiszpańskiego przestaną być tak przyjemne ze względu na obecność Mindy. Pewnie teraz zrobi się nieznośnie. Ale przynajmniej dostałam się na matematykę dla zaawansowanych.
– Dziękuję – mówię.
Już mam wychodzić, kiedy ona woła:
– Jesteś tą dziewczyną z wypadku?
Uśmiecham się wbrew sobie, ale tata dobrze mnie wychował i nie mam w zwyczaju sarkać na kobiety z wąsem w średnim wieku. Przynajmniej to nie moja odstrzałowa koszula jest powodem jej konsternacji.
– Tak, to ja.
– Jak sobie radzisz? – dopytuje, a ja wiem, że robi to tylko z zawodowej uprzejmości.
– Całkiem nieźle. Do widzenia – ucinam i wychodzę.
Po apelu pakujemy z Finnem mój rower na tył jego furgonetki. Musimy przesunąć pudło pełne zabawek jego kuzynów i innych dziwnych szpargałów. Na wierzchu leży dziwna tuba.
– Serio, Finn – mówię. – Noktowizor?
– Jest Brendana – odpowiada tonem, którym oznajmia się czyjąś śmierć, a nie stwierdza, że noktowizor należy do byłego chłopaka. Sam fakt, że licealista może potrzebować noktowizora jest zabawny. Przynajmniej dla mnie. – Pojechaliśmy kiedyś w nocy na ryby.
Wyrzucam ramiona w górę i chichoczę.
– Nie mam więcej pytań.
– Ruszcie się! – krzyczy Rose, a my grzecznie pakujemy się do furgonetki i jedziemy do niej do domu.
Od tej przejażdżki mdli mnie i robi mi się gorąco, ale nie wpadam panikę, czym będę musiała pochwalić się jutro doktor Kalonii. Finn co jakiś czas zerka na mnie, sprawdzić czy nie mdleję, ale uśmiecham się szeroko, jakby wszystko było okej.
Nie jest, ale nie jest też całkiem źle, a to już jakiś pozytyw.
Rose mieszka z matką i siostrą po biedniejszej stronie miasta. Właściwie wszyscy w niej mieszkamy, ale dom Rose stoi nad wodą i jest bardzo ładny, choć nie tak bardzo jak budynki na drugim brzegu.
Rzeka Sana dzieli Jakku na dwie części: zachodnią i wschodnią, biedną i bogatą, zwyczajną i tą pełną drogich aut i gigantycznych domów. Wszystkie ważne urzędy i instytucje, w tym nasza szkoła, znajdują się na wschodnim brzegu, więc nie sposób poruszać się w Jakku i nie odnieść kompleksu niższości, jeśli nie posiada się srebrnej odpicowanej bryki i nie nosi okularów przeciwsłonecznych większych od swojej głowy.
Nie czuję się wcale źle z powodu tego, gdzie się wychowałam, bo tak naprawdę różnicę widać tylko w detalach. Ulice po obu stronach wyglądają tak samo, liście są tak samo zielone, a na wiosnę obie strony miasta są zalewane przez wodę z roztopów.
Chciałabym tylko nie przejmować się tym, że będę musiała zadłużyć się na pół życia aby pójść na jakiś uniwersytet. Jakiś. Nawet nie wiem, czy będę mieć szansę dostać się do jakiegoś porządnego college'u.
– Twoja mama jest w domu? – pytam, gdy parkujemy przed limonkowym domem Rose.
Niemal wyskakuję z auta. Przejażdżka nie była tak okropna, jak się spodziewałam, ale nadal nie chcę być w aucie jeśli mogę w nim nie być.
– Nie, pojechała na jakiś kurs jogi czy coś – odpowiada Rose i prowadzi nas do ogrodu.
Siadamy w cieniu drzew, a starsza siostra Rose, Paige, przynosi nam piwo. Jest zimne i ohydne, ale i tak je pijemy i prowadzimy niezobowiązujące rozmowy o szkole. Szybko zapominam, że w ogóle wsiadłam do auta.
CZYTASZ
powstrzymując wszechświat || reylo au
FanfictionRey i Ben są normalnymi nastolatkami, którzy rozpoczynają ostatnią klasę liceum i z pozoru nic ich nie łączy. On pochodzi z bogatej rodziny i jest zainteresowany muzyką oraz poezją, ona dorabia jako korepetytorka i szyje najbardziej odjechane stroje...