Poniedziałkowy poranek okazał się być koszmarny. O mały włos nie spóźniłam się na zajęcia, przez to, że zapałam. Nie zdążyłam też z tego powodu zjeść śniadania, ale będę musiała jakoś dać sobie radę bez tego. Nie mam już czasu na kupienie niczego w drodze do szkoły.
Na pierwszych dwóch lekcjach miałam spokój, a na trzeciej czekał mnie sprawdzian. Na szczęście byłam świetnie przygotowana i nie miałam o co się martwić. Na ostatniej godzinie lekcyjnej oddałam wypracowanie które pisałam do późna w sobotę i nareszcie miałam już wolne od nauki na kilka godzin.
Po lekcjach udałam się ze znajomymi do pizzerii. Nie zawarłam tu wielkich przyjaźni, jednak miałam grono znajomych, których szczerze lubiłam.
Nie powiedziałam jeszcze nikomu o rzekomych zaręczynach i na razie nie planowałam. Uznałam, że powiem im o wyjeździe, a resztę zachowam na razie dla siebie, chociaż pewnie i tak poinformują ich o tym media. O ile mi wiadomo, to w piątek po załatwieniu wszystkiego w placówce gdzie się uczę czeka nas gala z okazji współpracy naszych rodziców na której mamy się koniecznie pokazać razem. Wtedy właśnie mają plan ogłosić całemu światu, nasze zaręczyny.
Kiedy rozmawialiśmy zadzwonił mój telefon. Gdy zobaczyłam kto dzwoni uznałam, że to zignoruję i nacieszę się swoim życiem póki mogę.
-Nie odbierzesz Kornelia? Komuś musi zależeć na rozmowie skoro dzwoni do ciebie już trzeci raz.-odezwała się jedna rudowłosa dziewczyna.
-Masz rację. Przepraszam was na chwilę, ale muszę odebrać.-westchnęłam.
Wyszłam przed pizzerię, aby w spokoju odebrać telefon.
-Halo?-zapytałam lekko zirytowana.
-Kornelia, dlaczego nie odbierałaś? Dzwonię do ciebie trzeci raz.
-Wiem, stało się coś?-nie miałam czasu na pogaduszki.
-Musimy się spotkać.
-W jakiej sprawie?
-W sprawie umowy. To nie potrwa długo.-mam już dość tego cyrku.
-Jestem teraz zajęta.-oznajmiłam.
-W takim razie kiedy nie będziesz?-nie odpuszczał.
-Jutro po zajęciach.-rzuciłam na poczekaniu.
-Musimy to załatwić dzisiaj.-przewróciłam oczami i policzyłam do trzech tracąc cierpliwość do tego człowieka.
-W takim razie będę wolna za dwie godziny.-odpuściłam.
-Dobrze. Przyjadę do ciebie o szóstej.
-Nie będzie mnie w domu. Będę na mieście.-oznajmiłam szybko starając się naprostować sytuację.
-W takim razie gdzie mam przyjechać?
-Do kawiarni w której widzieliśmy się ostatnio.-wymyśliłam na szybko.
-Zgoda. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Spotkanie ze znajomymi ze szkoły było bardzo przyjemne. Niestety kiedy wszyscy planowali iść do baru z karaoke, ja musiałam dotrzeć na miejsce, gdzie umówiłam się z szatynem.
-O co chodzi? Co nie mogło poczekać do jutra?-zapytałam od razu?
-Ciebie też miło widzieć Kornelia. Mam coś dla ciebie.
-Co takiego?-mężczyzna wyjął z kieszeni małe pudełeczko.
-Narzeczona musi mieć pierścionek.-zmarszczyłam brwi widząc delikatny, złoty pierścionek wysadzany diamentami.
Chcę, czy nie muszę przyznać, że mężczyzna trafił w mój gust. Nie jest to gigantyczny pierścionek z niebotycznej wielkości kamieniem. Oczywiście nie mógł pozwolić sobie na zszarganie opinii i musiał wybrać coś, co kosztowało pewnie tyle, że można by za to wykarmić całą armię ludzi. Mimo to cieszę się, że nie przesadził już w zupełności, bo zapewne skończyłoby się to niepotrzebnym sporem.
-Nie musiałeś się tak wysilać.-oznajmiłam.
-Wszystko ma wyglądać realistycznie. Jeśli powiemy o zaręczynach każdy zacznie pytać o pierścionek.-wzruszył ramionami podsuwając w moją stronę małe pudełeczko.- Jak idzie pakowanie?-zmienił temat po tym jak włożyłam biżuterię na palec.
-Powiedzmy, że żyję na walizkach.-mruknęłam.
-W czwartek zabierzemy większość rzeczy, żeby nie zostawiać tego na ostatnią chwilę. W sobotę zabierzemy już jedynie ostatnie, najpotrzebniejsze bagaże-powiedział na co przytaknęłam.
To oznacza, że w czwartek muszę jechać do rodziców, a muszę przyznać, że nie skaczę z radości kiedy o tym pomyślę.
Konwersację zakończyliśmy kilka minut później. Cieszę się niezmiernie, iż Oliwier widząc moją niechęć na rozmowy nie drążył tematu i wreszcie mogłam zamknąć się w pokoju z dala o tego wszystkiego.
***
Wykończona po wtorkowych zajęciach wracałam do hotelu. Chciałam jedynie obejrzeć jakiś film i odpocząć. Ostatnie dni przed wystawieniem ocen zawsze są bardzo pracowite i wyczerpujące.
Niektórzy znajomi zaczęli wypytywać o pierścionek znajdujący się na moim palcu i wieści zaczęły się całkiem szybko rozchodzić po szkole. To tyle z zatrzymaniem tego dla siebie. Gdy miałam zamiar wejść do budynku w którym się zatrzymałam stało się coś, czego za wszelką cenę chciałam uniknąć.
-Z tego co wiem, twój dom jest w drugą stronę.-zatrzymałam się na ten głos.
-Moje życie to nie twoja sprawa. Małżeństwem będziemy za dwa miesiące i tylko na papierku. Masz takie samo podejście, więc nie bądź hipokrytą i daj mi spokój.-wiem, że zareagowałam za ostro, ale nie podobało mi się, że ten chłopak tak bardzo wtrąca się w moje życie.
Nie powiem mu przecież o moich problemach z rodzicami. Nic o nim nie wiem i nie mam takiego obowiązku. Musi wiedzieć, że nie jestem zabawką którą załatwił mu tatuś dzięki swojej pozycji.
-Przestań się zgrywać i powiedz mi o co chodzi. Dlaczego mieszkasz w hotelu?-zapytał stanowczo patrząc mi w oczy.
-Nie ważne.
-Kto cię uderzył?
-Nie ważne.-ponowiłam odpowiedź.
-Kto ci to kurwa zrobił? Mam zapytać jeszcze raz?-złapał mnie za nadgarstek gdy miałam zamiar odejść.
-Masz mnie puścić.-odparłam stanowczo z zaciętą miną.
-Nie jestem głupi Kornelia. W tej chwili masz mi powiedzieć co się wydarzyło.
-Wyniosłam się od rodziców.-oznajmiłam wzruszając ramionami.
-Do hotelu?-drążył temat.
-Tak.-odpowiedziałam.
-Dlaczego?
-Dlaczego ty chcesz wszystko wiedzieć?-zapytałam jednak mina chłopaka dała mi do zrozumienia, że odpowiedź na to pytanie mnie nie ominie-Bo chciałam.
-Kto ci to zrobił?-nie odpowiedziałam.
-Inaczej... Uderzył cię ojciec czy matka?
-Skąd pomysł, że to moi rodzice?
-A czy ja ci wyglądam na idiotę?-zapytał patrząc na mnie wymownie.
-Serio mam odpowiedzieć?-zapytałam chcąc się roześmiać.
-Tak, na pytanie kto ci to zrobił.-nie ustępował, aż w końcu doprowadził do tego, że wybuchłam.
-Matka! Zadowolony?!-rzuciłam zła.
-Za co?
-Nie chcę o tym mówić.-szepnęłam.
-Zgoda, ale w czwartek odbieram cię ze szkoły i razem jedziemy spakować twoje rzeczy. Opowiesz mi o tym kiedy indziej.-nareszcie nie drążył tematu, za co byłam mu niesłychanie wdzięczna.
-Nie musisz...
-Ale pojadę i dopilnuję, żeby twoja matka nie podniosła na ciebie ręki.-nie wiedziałam co powiedzieć więc nie mówiłam nic.
Stałam tam jak słup soli ze spuszczoną głową. Nie tak powinnam zachowywać się kiedy mowa o wyszkolonym opanowaniu, ale ja nie jestem jak moi rodzice i mimo, że na ogół radziłam sobie z tym doskonale, dziś poległam.