Rozdział 27

14 1 0
                                    

Spędził w pokoju resztę dnia, głównie na spaniu lub wpatrywaniu się w sufit. Nie mógł pojąć, dlaczego brunetka nagle się nim zainteresowała, po tylu miesiącach. Przecież zachowywał się jak zawsze, czuł się jak zawsze, czyli jak totalne gówno. Odkąd pamiętał, taki był, a te miesiące, w których zdawało mu się, że jest lepiej, były zwyczajnym wymysłem ludzkiej głupoty. Wiedział to od początku, jednak dawały jakiś promyk nadziei, że coś się zmieni. I co? Chuj wszystko wróciło do normy.
Kolejnego dnia, o tej samej godzinie co wczoraj usłyszał dzwonek do drzwi.
- No kurwa... - jęknął pod nosem i ruszył niechętnie do drzwi. Tym razem nie zaskoczyło go, że zobaczył za nimi Jane z szeroki uśmiechem na twarzy.
- Yo!- pomachała mu i wepchała się do mieszkania.
- Co ty tu znowu robisz?
- Przyszłam zabrać cię na spacer- zaśmiała się, złapała go za rękę i zaciągnęła na górę do jego pokoju.
- Spacer... - mruknął, krzywiąc się.
- Yhm, spokojnie nie będę cię zmuszać do jedzenia, wszystko pomału- uśmiechnęła się i zaczęła szperać w jego szafie za ubraniami, które mógłby włożyć. Po chwili posłusznie się przebrał i wyszli z domu.
- Dlaczego mi to robisz?- spytał szeptem, gdy krążyli po okolicy, trzymając się za ręce. Znowu, dawała mu tę pierdoloną nadzieję.
- Bo chcę ci pomóc- spojrzała na niego- Czy to niejasne?
- Nie za bardzo....

***
Przez godzinę chodzili bez celu, aż nie zatrzymali się w parku na ławce. Jane oparła głowę o ramię chłopaka i wpatrywała się w przechodniów.
-Wiesz...- zaczęła, przerywając ciszę- Marzyłam o takiej sytuacji od dawna...- nie odpowiedział jej, lecz w jego głowie znowu zaczęły się rodzić pytania, na które bał się znać odpowiedzi, nie rozumiał, o co jej chodzi. Jeszcze miesiąc temu się kłócili, a teraz zachowywali jak para. Oplotła go sobie wokoło palca, o czym bardzo dobrze wiedział, jednak nie chciał, by to się zakończyło... Podobało mu się, jak było.
- Czyli tak wygląda ta twoja choroba, co!? - usłyszeli z prawej. Brunetka wyprostowała się jak struna, dobrze znając ten głos. Spojrzeli w tamtym kierunku, a w ich stronę wraz z grupką znajomych szedł rozzłoszczony czerwono włosy chłopak.
- Castiel...- wyszeptała, wstając i puszczając rękę Matthiasa.
- Co ty tu do jasnej cholery robisz!?- wrzasnął na nią.
- Mogłabym spytać o to samo- zmarszczyła lekko brwi.- Nie masz teraz lekcji?
- To teraz nie jest ważne! Mówiłaś mi, że jesteś chora, a siedzisz sobie w parku jak gdyby nigdy nic i to jeszcze z nim!- pokazał palcem w stronę czarnowłosego który, przyglądał im się w ciszy.
- I co z tego?- przechyliła lekko głowę.- Po co robisz z tego tak wielką aferę? To chyba moja sprawa co i z kim robię.
- Jestem twoim chłopakiem- przypomniał jej- Powinnaś mi mówić o takich rzeczach...
- Chłopakiem?- parsknęła cicho śmiechem- Niby od kiedy?- jej ton nagle przybrał na chłodzie, a oczy Castiela się powiększyły.
- Co ty gadasz?- spytał niepewnie prawie szeptem.
- Pytam niby od kiedy?
- Jane przecież...
- Wtedy kiedy rżnąłeś Jessie?- spojrzała w stronę blondynki która zamarła.- Czy może Samantę?- przeniosła wzrok na czarnowłosą. - Myślisz, że o tym nie wiedziałam? Głupota, wybaczyłam ci wiele takich błędów, ale już dość, jestem tym zmęczona. Nie zamierzam więcej udawać. Zrywam z tobą Cass.
- Nie- pokręcił głową- Nie możesz mi tego zrobić Jane.
- Mogę robić, co chcę, a z nami koniec.- obróciła się na pięcie.
- Nie kurwa!- wrzasnął, łapiąc ją za ramię i szarpnął lekko- Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem!?
- Castiel...- jęknął jeden z jego znajomych.
- Nie zostawisz mnie kurwa! Ty dziwko!- uniósł dłoń, by ją uderzyć. Dziewczyna pisnęła głośno w strachu i zamknęła oczy. Nie czując jednak bólu, powoli podniosła powieki. Rękę Castiela powstrzymywał Matthias, ściskając mocno jego nadgarstek.
- Matty...- brunetka spojrzała na niego zdumiona i wyrwała ramię z uścisku czerwonowłosego.
- Spieprzaj- warknął chłopak i zamachnął się wolną ręką, uderzając Matthiasa w twarz. Foster runął do tyłu, wywracając się o własne nogi. Z jego nosa pociekła krew.
- Matthias!- Jane kucnęła przy nim.- Wszystko w porządku?
- Nic mi nie jest...- mruknął, wycierając twarz rękawem bluzy.
- Jaja sobie ze mnie robisz!? Jeszcze się o niego martwisz!?- wrzasnął rozjuszony Castiel.
- Odwal się- warknęła brunetka w jego stronę.
- Cas... Powinniśmy się zbierać- jeden z jego znajomych złapał go za ramię.
- Słucham!? Ja jeszcze nie...
- Rozejrzyj się dookoła, ludzie się na nas patrzą. Wprowadzasz niepotrzebny zamęt... To koniec i musisz się z tym pogodzić- westchnął, a chłopak rozejrzał się. Faktycznie wszyscy ludzie obecni w parku patrzyli na nich z wypisanym na twarzach niepokojem. Czerwonowłosy zmarszczył brwi, obrócił się na pięcie i odszedł wraz ze znajomymi.
- Powinniśmy iść do szpitala- wyszeptała Jane, przyciskając chusteczkę do jego nosa.
- Nie trzeba... Nic mi nie jest...-mruknął, odpychając jej dłoń. Wstał, otrzepał ubranie i ruszył przed siebie.
- Ma... Poczekaj- pobiegła za nim.

Death Is For EveryoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz