Rozdział 17

138 5 0
                                    

DRACO

Nadszedł dzień Drugiego zadania Turnieju Trójmagicznego...
Już od paru dni Sam i Cheryl były tym poddenerwowane. No cóż...
Obie martwiły się o Victora.
Ja oczywiście na tej sytuacji skorzystałem, bo mogłem pocieszać panne Felx, a to oznacza jej piękny uśmiech. Do Samanty oczywiście pchali się jacyś debile myślący, że spojrzy na nich mogąc mieć Kruma, ale ona na szczęście pozostała mu wierna. Nie wiem dlaczego, ale już nawet fakt, że Ciotter bierze udział w Turnieju mnie tak bardzo nie denerwuje. W końcu przegrywa...

To co działo się po balu chyba na zawsze zostanie i w pamięci. Nasz pierwszym raz... Niecałe pół roku po poznaniu się, ale kto by to liczył.
Ja i Cheryl po tamtym wydarzeniu trochę bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Wydaje mi się, że ona również nie żałuje tego co się stało.
Naprawdę wiele bym dał żeby móc na nią patrzeć 24/24. Przez siedem dni w tygodniu. Jest po prostu za piękna na ten zepsuty świat. To wyjaśnia dlaczego pół Hogwartu z nią flirtuje.

-Draco. - usłyszałem cichy głos najpiękniejszej dziewczyny na świecie. Stała w drzwiach mojego pokoju, ubrana w czarne rurki, białą bluzę i długą czarną pelerynę z kapturem. Jakie ona ma śliczne oczka.

-Tak. - podeszłem do niej. Widać, że czymś się stresowała.

-Idziesz z nami obejrzeć drugie zadanie? - zapytała. To już teraz?!
Porażka bliznowatego się zbliża! Jej.

-Pewnie, że idę.- ubrałem płaszcz i wyszłem razem z nią z pokoju całując ją przy okazji w policzek.

***

Usłyszeliśmy strzał i reprezentanci wskoczyli do wody. Trybuny oszalały.
Siedziałem na nich pomoędzy Cheryl i Blaisem. Olivia, Pansy i Teodor siedzieli tuż obok. Nigdzie jednak nie było Samanty. Parkinson cały czas się do mnie szczerzyła co zaczęło mi działać na nerwy. Jescze bardziej wkurzało mnie jednak to, że Cheryl nic nie mówi i się nie uśmiecha.
Nie wiem czy ona chce wygrać pierwsze miejsce w konkursie na najbardziej pozbawioną emocji osobę, bo innego wytłumaczenia nie widzę.
Czasem się uśmiecha i jest spoko, a czasem kompletnie nie pokazuje żadnej emocji przez pare dni.
Delacur wypłyneła sama na powierzchnię i wytłumaczyła, że nie dała rady.

Nagle z wody wynurzył się Diggory z Chang. Puchoni oszaleli. Dosłownie przekrzyczeli Dropsa. Każdy chciał pogratulować zwycięscy.

Następny wypłynął Krum z Samantą.
Cheryl natychmiast do nich podbiegła, a za nią Olivia. Widziałem tylko jak przytula Victora i mu gratuluję, bo mój wzrok skierowała na siebie Pansy.

-Draco... - wymiałczała. Ona zaczyna działać mi na nerwy. Spojrzałem zdesperowany na Blaisa, ale on wstał i poszedł do dziewczyn.
Kurde, dzięki Diable.

-O co chodzi? - spytałem najmilej jak potrafiłem. W końcu to moja przyjaciółka. Tak myślę...

-Może wyjdziemy do Hosmade? - zapytała błagalnym głosem.

-Jako przyjaciele? - uniosłem brew.

-Myślałam bardziej o randce. - spojrzała na mnie tymi wielkimi czarnymi oczami. Jezu...
Pans jest dla mnie tylko przyjaciółką więc nie chce jej robić nadziei, ale Olivia mi mówiła, że ją bardzo boli to że wciąż ją odrzucam, bo jest we mnie zakochana. Ja bym to bardziej nazwał Obsesją.

-Pansy, musimy porozmawiać. - powiedziałem. Zignorowałem fakt, że Wielki Harry Potter właśnie się wynużył z małą Delacur i Wesleyem.
Zignorowałem nawet to, że część Ślizgonów gapi się na nas jak na parę która zaraz zacznie się całować.
O nie, nie...

Nagle przed nami pojawił się chyba nie trzeźwy Goyle i zaczoł strasznie głośnio krzyczeć:

-Całuj!Całuj! - o co temu debilowi chodzi? Wszyscy spojrzeli na nas.
Tak...
Wszyscy to znaczy, że Cheryl też.
Nie miałem pojęcia jak to wygląda u niej w oczach, ale chyba niezbyt kolorowo. To co krzyczy Goyle ma jedno przesłanie, jedno znaczenie i jedną przyczynę którą sobie ubzdurał.
Parkinson spojrzała na mnie jak lwica na cel. Usłyszałem głośnie "Uuuu" od drugorocznych siedzących nad nami.
Zabiłem ich wzrokiem.

Pansy złapał moje policzki i przyciągneła do siebie. Spojrzała mi w oczy.

-Nie masz wyboru. - szepnęła i złączyła nasze usta w pocałunku.
Długim i namiętnym...
Ktoś zaczął bić brawo, a ja próbowałem się wyrwać, ale ona mocno trzymała moje policzki.
Boże co za kobieta.

Kiedy wreszcie się ode mnie oderwała od razu spojrzałem w miejsce w którym jescze przed chwilą stała Cheryl. Jednak jej tam już nie było.

BLAISE

-Cheryl poczekaj! - biegłem za tą upartą Hiszapnką próbując ją złapać.
Ja wiem, jak to musiało dla niej wyglądać i jak zniechęciło w tym momencie do niej Dracona, ale swoje cholerne przeczucie, że to nie jest tak jak myśli. Zresztą Malfoy to mój przyjaciel i muszę mu pomóc.
Ludzie zaczęli po zadaniu iść w stronę zamku, więc tłum działał na jej korzyść. Jednak na samym dziedzińcu łatwo było ją zauważyć. Nie reagowała na moje krzyki, wołania czy prośby. Wbiegła do pokoju wspólnego Sliterinu, a następnie do swojego dormitorium. Stanołem w drzwiach jej pokoju. Siedziała na łóżlu, jednak wyglądała dziwnie spokojnie. Hmm... Może po prostu nie robi bezsensownych dram jak np. Parkinson.

-Blaise, idź stąd. - warkneła gdy mnie zauważyła. Pokręciłem głową i usiadłem obok niej.

-Słuchaj, ja wiem jak to wyglądało...-powiedziałem spokojnie.

-Ale to nie jest ważne, jak to wyglądało. Najwyraźniej Malfoy znalazł sobie nową koleżankę. - powiedziała ze swoim cudownym akcentem.

-Cheryl, on na pewno nie chciał...

-Blaise, przyjechałam tutaj dobrze wiedząc, że ta szkoła jest pełna dupków którzy codziennie całują inną, ale nie myślałam, że Draco też taki jest. - wyraźnie posmutniała.

-On taki nie jest. - próbowałem bronić blondyna.

-Najwyraźniej to do czego dochodziło między nami mu nie odpowiadało, więc wymienił mnie na kogoś innego.
-nagle jej ton zrobił się poważniejszy, tak jakby próbowała sama coś sobie wmówić. - To mnie nie rusza. Życie, Blaise... Jednego dnia jesteś najważniejsza dla księcia Sliterinu, a drugiego mops zajmuje twoje miejsce.

-Powtarzam ci ty uparta dziewczyno, że ona nie zajęła twojego miejsca u boku Dracona. - zdenerwowałem się.

-Masz rację. - wstała i ruszyła do drzwi. - Ono zawsze było wolne.

CHERYL

ONO ZAWSZE BYŁO WOLNE...

Tak...
Miejsce obok Malfoya nigdy nie należało i nie będzie należeć do mnie.
To koniec...

Poszłam pewnym krokiem na wieżę astronomiczną. Robiło się coraz ciemniej, chyba nawet trwała już kolacja. Kiedy znalazłam się na wieży rozejrzałam się dookoła.
Hogwart jednak jest piękny...

-Ładne widoki co? - usłyszałam głos za sobą. Dlaczego on za mną łazi!

-Odwal się Malfoy. - warknełam. Podszedł jescze bliżej. Chciał złapać mnie za ręke. Niech spierdala.
Wyrwałam mu się i zeszłam z wieży.
Popsuł mi humor.
No cóż... Skoro wieża jest zaatakowana to pozostają mi błonia.
Przechadzałam się w świetle księżyca. Było całkiem miło...

Nagle zobaczyłam jak wielka górska sowa leci w stronę sowiarni.
O tej porze?
Wydawało mi się to dziwne.
Pobiegłam więc w stronę sowiarni.

Kiedy znalzłam się w środku zobaczyłam tą sowę siedzącą na parapecie. W dziobie trzymała list.
Zabrałam go, a ona odleciała.
Popatrzyłam na kopertę.

ŁAPA

To raczej nie do mnie, ale w takim razie do kogo. Nie ma imienia i nazwisko, tylko to jedno słowo.
Postanowiłam otworzyć kopertę...

CDN

....

Ma nadzieję, że wam się spodobał rozdział bo niedługo wstawiam kolejny. Chciałam też się dowiedzieć co sądzicie o nowej okładce?

Do zobaczenia w kolejnej części.

CHERYL (ZAKOŃCZONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz