Rozdział XI

888 81 17
                                    

Jeszcze raz zerknęłam na telefon aby sprawdzić, czy na pewno idę w dobrym kierunku.

Miło zaskoczył mnie fakt, że restauracja w której mieliśmy się spotkać znajdowała się niecałe dwa kilometry od mojego domu. Szczerze, mieszkałam w tych okolicach całe życie, a nawet nie miałam pojęcia o jej istnieniu. Zaczęłam się zastanawiać, co jeszcze mnie ominęło.

Korzystając ze słonecznej pogody, postawiłam pójść na piechotę. Temperatura panująca na zewnątrz z każdym dniem wzrastała zwiastując nadchodzące upały, więc postawiłam na bardziej zwiewne i lekkie ubrania. Białą bawełnianą bluzkę włożyłam w długą po łydki spódnicę w kwiecisty wzór, którą swoją drogą cudem wykopałam z zakamarków mojej szafy. Na stopy nasunęłam jasne, wygodne trampki, a uszy udekorowałam srebrnymi, zwisającymi kolczykami w kształcie okręgów.

Rzadko ubierałam się w ten sposób - jeśli już opuszczałam dom, to albo do szkoły, albo na trening czy siłownię. Ale nigdy na spotkanie. Z dziewczynami również nie często urządzałyśmy wspólne wypady, głównie z braku czasu. W mojej garderobie dominowały wszelkiego rodzaju dresy, bluzy czy stroje do ćwiczeń. Po prostu nie odczuwałam potrzeby nagminnego strojenia się czy chęci zwrócenia uwagi innych swoim ubiorem. Jednak teraz naprawdę miałam ochotę poczuć się bardziej... dziewczęco.

Wychyliłam lekko głowę za róg budynku, gdzie teoretycznie znajdował się cel mojej podróży. Naraz moim oczom ukazała się alejka wypełniona po brzegi różnorakimi barami oraz kafejkami, z których dochodziły przytłumione rozmowy klientów, raz po raz przerywane nagłymi spazmami śmiechu. Niemal na każdym sklepie wisiały wielokolorowe neonowe banery, z pewnością cudownie oświetlające w nocy cały teren. Pomimo ciasnoty, znalazło się też miejsce dla kilku roślin, szczególnie tui, porozstawianych wokół drewnianych ławek i zapchanych koszy na śmieci. Wciągnęłam powietrze wdychając w nozdrza upojny zapach parzonej kawy. Istny raj dla studentów oraz zmęczonych życiem ludzi.

Zaciskając mocniej palce na ramiączku torebki zaczęłam się rozglądać za restauracją o nazwie "Ichiraku Ramen". Na szczęście nie musiałam się za bardzo wysilać - poszukiwany przeze mnie budynek mocno odcinał się od reszty swoją wielkością i ogromnymi szklanymi oknami z wypisanym menu tygodnia.

- Yo, Suzume-san!

Przed wejściem stał Tendou. Pomachał do mnie dłonią, abym do niego dołączyła. Zlusustrował uważnie wzrokiem mój ubiór, mrużąc zabawnie oczy.

- Ślicznie wyglądasz! - przyznał zdecydowanym tonem.

- Dziękuję - odparłam z uśmiechem, odruchowo odgarniając kosmyk włosów za ucho.

- Kto to?

Odwróciłam głowę słysząc nowy głos. Ujrzałam chłopaka z telefonem w dłoni, mniej więcej w moim wieku, swobodnie opierającego się o bok ławki. Lustrował mnie swoimi dużymi, miodowymi oczami, w których ewidentnie kryła się iskierka podejrzliwości połączonej z nieufnością. Włosy w tym samym kolorze miał krótkie, ze ściętą pod idealnym kątem grzywką. Dałabym sobie rękę uciąć, że razem z Goshikim chodzą do tego samego fryzjera.

- Shirabu, mówiłem ci przecież, co? - westchnął obok mnie Satori. - Nie wiedziałem, że masz taką krótką pamięć.

Kładąc mi rękę na plecach, popchnął mnie lekko w stronę chłopaka.

- Suzume Hato, Shirabu Kenjirou, Shirabu Kenjorou, Suzume Hato - pokrótce przedstawił nas czerwonowłosy. - Również jak ty rozgrywający - dodał.

Wspomniany wcześniej Shirabu wydął usta posyłając środkowemu zirytowane spojrzenie. Jednak szybko jego twarz na nowo przybrała kamienny wyraz i odwrócił głowę w moją stronę. Schylił się lekko w pasie w geście przywitania. Odpowiedziałam tym samym.

Niezwyciężeni || Ushijima Wakatoshi X OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz