Rozdział Drugi

16 0 0
                                    

Cięższy o karabin i przyjemną świadomość ulepszenia wyposażenia, pomaszerowałem spowrotem do baru z zamiarem opicia zakupu, ot każda okazja żeby się urżnąć jest dobra, nie?
No nie.
Powinienem iść do ala "hotelu" aka noclegowni dla włóczęgów zamiast przychodzić do baru o tak późnej porze, po północy zamiast porządnych stalker ów w stu radach zbierają się... Różni ludzie. Stare dziady udające weteranów, ludzie którzy nie cenią już własnego życia, bandyci pod przykrywką... Jednym zdaniem, różne szemrane typy.
Jeśli do nich nie należysz albo sam nie jesteś naprawdę niezłym kozakiem to zwyczajnie nie powinieneś bo dzieją się dziwne, niekoniecznie fajne rzeczy, na przykład coś Ci ginie, albo ktoś pije na twój koszt.
Albo ty giniesz.

Ja oczywiście, jako prawdziwy mężczyzna, nie przejmując się różnymi pokurwieńcami kulturalnie usiadłem z zamiarem dokończenia połóweczki która mi została, i nawet zacząłem, przyjemnie było aż ktoś się do mnie dosiadł.
Ot tak, po prostu się dosiadł jak do znajomego, wyjął własny, blaszany, poobijany kubek, wziął moją wódę po czym sobie polał. Już szykowałem się do cywilizowanego kazania mu wypierdalać grożąc bronią, gdy ten uniósł wzrok znad kubka na mnie.
Zamknąłem otwarte usta z głośnym "klap".
To po prostu widać po człowieku, po prostu widać że ktoś jest lepszy od ciebie. I to nawet nie chodzi o to że gość był ubrany w pełni koszerne wyposażenie specnazowca, wytarte, przetarte ale bynajmniej nie ze starości a z stałego i aktywnego użytkowania, nie po tym że ładownice ma wypchane wszelkimi dobrodziejstwami, nie po tym że ma na plecach wintorieza, nie po tym że nosi epicki skórzany płaszcz.
To że ktoś na śniadanie może wciągnąć cię nosem widać po twarzy.
Każdy, ale to każdy pajac który jest bogaty może kupić sobie takie wyposażenie, każdy może udawać. Każdy może się zgrywać, ale zwykle oni szybko giną.
Jednak to co odróżnia pajaca od człowieka przede mną to to że ten człowiek zwyczajnie WIE że jest lepszy, nie udaje, nie zgrywa się, nic nawet nie mówi, a widać po twarzy pobrużdżonej zmarszczkami, po tych szarych, wypalonych oczach i dziesiątkach blizn, widać po samym wzroku jakim na ciebie patrzy że jesteś dla niego czymś pomiędzy dzieckiem a niedużym psem, patrzy jakbyś niby mógł mu coś zrobić ale równie dobrze on mógłby ci jedną ręką przetrącić kark nawet nie patrząc.
Gość był weteranem do jebanego sześcianu a przysiadł się do mnie... Od tak.
- Robota jest, młody - powiedział jak gdyby nigdy nic i wychylił kubek, skrzywił się, dolał sobie więcej. - może i dobra wódka ale za ciepła. - rzucił mi w twarz jak wilgotną szmatą i znowu wypił zawartość blaszanki.
- Jaka? - spytałem czując się jak bohater taniej kreskówki, bez emocji, bez sensu, na automacie bo tak ktoś to nagrał a montażysta wkleił w ten akurat wycinek filmu.
- Trudna - powiedział lakonicznie, patrząc z umiarkowanym rozbawieniem jak gapię się na niego. - masz do rozwalenia obóz bandytów. - wyjaśnił równie szczegółowo.
- Czemu akurat ja? - spytałem, nie za bardzo myśląc że znowu zachowuję się jak głupi prosiaczek pytający puchatka czemu mam przynieść miodek.
- Bo jako jedyny z tej bandy zjebów masz jakąś broń. - powiedział, niespecjalnie nawet ściszając głos.
Normalnie za takie coś ludzie ci potrafili wsadzić bagnet pod żebro, a ta to ludzie tylko zamarli i spojrzeli trwożnie na kozaka.
Kurwa, trafiłem na naprawdę lepszego chuja.
- Ale inni też mają przecież... - czuję się jak płytka postać wyrysowana przez jakiegoś dwunastolatka na kartce w zeszycie, ot niby gada ale ani to sensu nie ma ani polotu. Kurwa jego jebana mać.
- No tak, mają, rzeczywiście - mlasnął rozpierając się wygodnie - ale ty mi wpadłeś w oko. - uśmiechnął się nieznacznie.
Ot pedał jeden.
- Jak chcesz być czyimś tatuśkiem to do wolności idź, tam na pewno kogoś znajdziesz kto ci podpasuje. - prychnąłem niby pogardliwie, w środku jednak myśląc czy zdążę wyciągnąć glocka zanim się na mnie rzuci.
W odpowiedzi zarechotał rubasznie i nachylił się do mnie, spoważniał.
- Nie jesteś zabawny, wymoczku, mówię że jest robota, nie chcesz to spierdalaj. - wskazał wyjście odchylając się na krześle.
- Chcę, szczegóły daj, dziadku. - odgryzłem się.
W barze zapadła grobowa wręcz cisza.
Ciszę przerwało westchnięcie Dziadka.
- Wiesz, że mnie to nie rusza, synku? W dupie mam co do mnie gadasz. A jak chcesz informacje to ładnie poproś. - uśmiechnął się paskudnie do mnie.
- A spierdalaj. - sarknąłem wstając, może ktoś być weteranem, może być doświadczony i zajebisty ale jeśli był kurwą wcześniej to teraz też jest kurwą, i kurwą pozostanie aż nie zdechnie.
- siadaj. - warknął.
usiadłem
Nie miejcie mi za złe bycia pizdą ale kurwa, jak ktoś sięga do kabury a widać że gołymi rękami by cię zajebał to lepiej nie ryzykować.
- Zgrubsza na północno-wschodnim wysypisku jest nieduża ruina, trochę betonowych rur, jakaś Kępka krzaków, w środku jest pomiędzy trzema a tuzinem bandytów i jeniec, cel to rozjebane bandyterii i uratowanie jeńca, ale lepiej w odwrotnej kolejności, jeśli jeniec zginie to następne zlecenie pójdzie na ciebie, a to akurat chętnie wykonam sam. Jak chcesz to ci wyślę koordynaty na PDA - mówił pozornie od niechcenia, dając szczątkowe, nieprecyzyjne informacje. Chuj jeden, daję rękę że sam wiedział wszystko doskonale, po prostu nie chciało mu się mi tłumaczyć tego wszystkiego. - bierzesz?
No i chuj, teraz tak albo nie, jak spróbuję się dopytać to se wyjdzie, albo każe mi wypierdalać.
Albo każe innym mnie wypierdolić, bo po co się męczyć?
- Biorę.

S.T.A.L.K.E.R - Los włóczęgi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz