V. Widocznie mamy słodką krew

242 17 137
                                    

Chodzę w kółko i próbuję rozsądnie myśleć, choć jest to trudne w tych wrzaskach, natomiast Brian i John starają się uspokoić Rogera oraz Freddiego, któremu udzieliła się panika blondyna.

Mimo iż to nic wielkiego - tylko pęknięta opona - to staję się kłębkiem nerwów, bo tak już mam, najmniejszy stres, a ja zaczynam się denerwować jak przed bardzo ważnym sprawdzianem w szkole. 

Brian podchodzi do mnie zapewne z zamiarem zapytania czy wszystko okej, zauważam coś w oddali, więc bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zaczynam biec w tamtą stronę, bo jeśli to jest to, o czym myślę i będzie działać, może nie utkniemy na tym zadupiu.

Brunet krzyczy coś w moją stronę, ale ja nie wiem dokładnie co. Zatrzymuję się chyba po jakiś trzystu metrach, gdy widzę już zarys tej rzeczy i dosłownie padam z nóg. 

Cholera, zapomniałam, że przecież ja nie mam kondycji i nie mogę się tak przemęczać. Trochę kaszlę i gdy widzę, że Brian chce już tutaj iść, wołam na całe gardło:

- Budka! - znowu dostaję ataku kaszlu - telefoniczna! - wskazuję na czerwony przedmiot, a zielonooki pokazuje dwa kciuki w górę i obraca się do chłopaków.

Gdy mój oddech trochę się uspokaja, powoli wstaję i otrzepuję się z pyłu, a po chwili widzę, że John biegnie truchtem w moją stronę.

- Przecież musimy jakoś zapłacić za połączenie - potrząsa dłonią, a drobniaki, które trzyma, lekko brzęczą.

Idziemy przez krótki moment w ciszy, gdy w końcu odzywa się szatyn.

- Podoba mi się ktoś - mówi i rumieni się. Wyznaje to tak nagle i niespodziewanie, że na chwilę staję w bezruchu - przepraszam, że tak nagle, pewnie teraz się zastanawiasz, dlaczego mówię to tobie... mimo iż jestem zawsze cicho, jak mysz pod miotłą. - dokańcza, gdy znów zaczynamy iść.

Kiwam niepewnie głową.

- Ponieważ ty znasz tę osobę, która mi się podoba... bardzo dobrze - nagle zapala mi się lampka w głowie. A co jeśli to o mnie chodzi? Nie chcę go zranić, przecież jest moim dobrym kolegą.

- ...jeśli mogę spytać, kto to? - zaczynam się denerwować.

- Jasne to... - chrząka - Natalie - uspokajam się i oddycham z ulgą, ale tylko na chwilę.

- Tylko nie to... - Deacon nagle odwraca głowę w moją stronę - znaczy nie zrozum mnie źle, ale nie chcę żeby Natalie złamała ci serce - wyjaśniam szybko, machając rękami.

- Czemu niby miałaby to zrobić?

- No bo... Natalie to damska wersja Rogera. Z chłopakiem w związku była - próbuję sobie przypomnieć - z trzy tygodnie? Ona nie chce związku na poważnie, dla niej to tylko taka zabawa, nie wiem czy rozumiesz... - zaczynam kręcić kosmyki włosów na palcu. Zawsze tak robię, gdy się stresuję.

- Ale może ja chcę spróbować? Nawet nie wiesz jak iskrzyło między nami, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem i poszliśmy razem zjeść pizzę! - chyba się troszkę wkurzył, brawo Sophie, potrafisz doprowadzić oazę spokoju do białej gorączki. 

Chcę coś powiedzieć, ale w sumie nie wiem co. Otwieram tylko lekko usta, gdy myślę, że to będzie odpowiednie, po czym jednak rezygnuję i je zamykam.

- Tobie się podoba Brian, prawda? - co on dzisiaj jest tak bardzo bezpośredni?! Spuszczam głowę i zażenowana kiwam nią.

- Mhm... no ale tylko podoba, w sensie... on jest taki przystojny i miły, i opiekuńczy, i mądry i... po prostu się w nim zauroczyłam! - staję i wykrzykuję to, ale nie na tyle głośno, aby sam May mógł to usłyszeć po czym znów spuszczam moją czuprynę, robiąc się cała czerwona.

I can't live without you • Brian May •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz