Czas świąt zawsze wydawał się wyjątkowy.
Pomimo tego, że trwała wojna, ludzie starali się jakoś spędzić ten czas ze swoimi rodzinami.
Jeszcze kilka lat wcześniej nikt nie bał się, że może już nie wrócić z przerwy świątecznej.
Niegdyś świat wydawał się zupełnie inny, jakby bardziej kolorowy.
Teraz przez ostatnie pół roku gazety donosiły o kolejnych zabójstwach, dokonanych przez popleczników Voldemorta.
I chociaż opuszczenie szkoły było ryzykowne, to jednak dużo osób chciało zobaczyć swoje rodziny. A przynajmniej te osoby, które przeżyły.
To było aż dziwne, ile mogło się zmienić w przeciągu ledwo kilku lat. Dwa lata wcześniej wszyscy byli podekscytowani Turniejem i Balem Bożonarodzeniowym. Nikt nie myślał o wojnie, a to, co stało się podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu, wzięto za jednorazową sytuację.
Pół roku później powrócił Voldemort, ale wielu w to nie wierzyło, włącznie z samym Ministrem Magii.
Megan jadąc pociągiem do Londynu, przypominała sobie, jak niegdyś to wyglądało. Gdy nie musiała się bać o rodzinę i przyjaciół.
Bo chociaż zazwyczaj była do wszystkiego optymistycznie nastawiona, nie znaczyło to, że się nie bała.
Aktualnie siedziała w jednym przedziale z Susan, Erniem, Justinem i Neville'em, który zgodził się do nich dołączyć. Przedział obok miała też swoją kuzynkę Alice wraz z jej przyjaciółmi, a więc była otoczona osobami, które lubiła.
Tęskniła za rodziną, nawet za siostrą, z którą kontakt bywał różny. Martwiła się o nią, bo w końcu Hestia działała aktywnie w Zakonie Feniksa. Nie wiedziała, czym dokładnie się zajmuje, ale i tak znajdowała się w centrum tego wszystkiego. Natomiast rodzice byli po stronie Zakonu, ale nie angażowali się w misje.
- Meg, wszystko w porządku? - zapytał ją Neville, siedzący obok niej. Dziewczyna wpatrywała się przez chwilę zamyślona w okno, przerywając dopiero, gdy Gryfon dotknął delikatnie jej ramienia.
- Jasne, wszystko dobrze. Po prostu się zamyśliłam i tyle - Megan uśmiechnęła się do niego. Cieszyła się, że zgodził się usiąść w przedziale z nią i mogli spędzić razem czas w pociągu.
Po przyjęciu Bożonarodzeniowym Megan zapoznała Gryfona ze swoimi przyjaciółmi z domu, a ci przyjęli go naprawdę dobrze. Dzięki temu chłopak nie czuł się teraz tak skrępowany ich obecnością.
Susan siedziała naprzeciwko Megan i przymykała oczy, jakby starając się zasnąć. Obok niej siedzieli Ernie i Justin, rozmawiając o czymś między sobą.
Neville może i mógłby spróbować włączyć się do rozmowy z nimi, ale jakiś bardziej miał ochotę pogadać z Megan. Poza tym, zobaczył, że wpatruje się w okno przez kilka minut i chciał wiedzieć, czy coś się dzieje.
- Na pewno? - zapytał Gryfon, chcąc się upewnić. Zastanawiał się, czy może za bardzo nie docieka, ale na szczęście dziewczyna nie wyglądała na zirytowaną.
- Tak. Po prostu pomyślałam o tym, że chciałabym, żeby to wszystko się już skończyło. Żebyśmy nie musieli martwić się o naszych bliskich i mogli żyć w spokoju - odparła szatynka.
Chociaż zazwyczaj była pełna pozytywnej energii, tego dnia sama miała gorszy humor. Nie wiedziała, czy to przez to, że opuszcza bezpieczne mury zamku, czy z innego powodu. Dziwnie się czuła z tym wszystkim.
- Też bym tego chciał. Ale będziemy walczyć, gdy nadejdzie pora. I zwyciężymy - powiedział Longbottom, zarazem widząc, że Puchonka ma dzisiaj gorszy dzień. Aż żałował, że za kilka godzin będą musieli się rozstać. Chciał, żeby było jej lepiej.
CZYTASZ
Babeczka z malinami | Neville Longbottom ✅
Fanfiction🍓 Chcesz babeczkę z malinami? Chętnie. Co babeczki mają wspólnego z wojną? Niby nic, ale zawsze można się nimi pożywić, gdy wokół zapada mrok, a Voldemort zbiera swoją armię. Zawsze można też w niego rzucić, raczej się tego nie spodziewa. Całe uniw...