XXXIII Rozdział

906 40 10
                                    

Pov Jack

Z chwili na chwilę Bella była coraz bardziej słaba. Kiedy dotarliśmy do łóżka miała przymknięte powieki, szeptała o pomoc, a po tym zamilkła. Klęczałem obok mojej mate przerażony jej stanem. Wsłuchałem się w wolne bicie serca. Zbyt wolne! Dotknąłem dłonią jej czoła, które było niesamowicie rozpalone. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? W jednej chwili zerwałem się na nogi i biegiem skierowałem się do łazienki zrobić zimny okład. W tym samym momencie wezwałem lekarza oraz mojego betę, aby natychmiast zjawili się w naszej sypialni. Wróciłem do Beli już parę sekund później z mokrym ręcznikiem w ręce. Usłyszałem, że jej puls jeszcze bardziej zwolnił. Ręce trzęsły mi się z nerwów, gdy kładłem mokrą tkaninę na czoło mojej ukochanej. Złożyłem krótki pocałunek na jej szyi i wtuliłem tam głowę. 

-Trzymaj się kochanie, zaraz przyjdzie lekarz, nie możesz mnie opuścić. - szeptałem przy jej skórze i brałem głębokie wdechy wciągając jej zapach, aby chociaż trochę się uspokoić. 

W momencie, kiedy składałem drugi pocałunek po pokoju rozniósł się dźwięk pukania. 

-Wejść. - rozkazałem, a mój głos delikatnie drżał. 

-Wzywałeś alfo. - odezwał się lekarz kłaniając się. Zaraz jednak przeniósł wzrok na nieprzytomną Belle. - Mogę? - spytał wskazując dłonią na kobietę. Skinąłem głową na znak zgody i wstałem z kolan. Mężczyzna obszedł łóżko i stanął po jego drugiej stronie, zaczynając badać moją mate. W międzyczasie opowiedziałem co się stało. Dokładnie obserwowałem jego poczynania. Byłem zniecierpliwiony tym oczekiwaniem, a na dodatek Bella wyglądała coraz gorzej, stała się blada jak ściana, a jej serce ledwo pracowało. 

Usiadłem na brzegu łóżka i wziąłem moją ukochaną za rękę. Była taka drobna i delikatna w porównaniu do mojej. Podniosłem oczy na jej śliczną twarz, która w tej chwili przypominała kolorem ducha. Wyglądała tak spokojnie, jakby spała. Jej klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała, lecz ruch ten był tak znikomy, że mocniej ścisnąłem jej drobną dłoń. Moje serce ścisnęło się w obawie, że może tego nie przeżyć. Bałem się o nią, wilkołaki bardzo rzadko chorowały, a jak już to nigdy tak poważnie. Nie mogła umrzeć, to nie wchodziło w grę. Stado jej potrzebowało, ja jej potrzebowałem. Podniosłem jej trzymaną dłoń do góry, a następnie przycisnąłem do niej usta pozostając w tej pozycji przez dłuższą chwilę. 

-Nie mam wątpliwości, Luna została otruta. - odezwał się lekarz, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. - Ktoś podał jej dużą dawkę wilczego ziela. - wstrzymałem powietrze słysząc jego słowa. Zmroziło mnie. Moje serce przestało bić, a po chwili zaczęło galopować, słyszałem w uszach tylko szum krwi. Ona może umrzeć. Moja kochana, malutka mate naprawdę może umrzeć. Wilcze ziele to najgroźniejsza trucizna dla wilkołaków. - Niestety nie ma żadnej odtrutki na to, jedyne co mogę podać do leki wzmacniające oraz zbijające gorączkę. - założył jej wenflon i spuścił głowę smutno przyglądając się mojej mate - Za chwilę przyjdę i przyniosę kroplówki. - powiedział i zaczął kierować się do wyjścia. Zatrzymałem go jednak mówiąc.

-Czy ona przeżyje? - nie spojrzałem w jego stronę, uparcie wpatrując się w bladą twarz kobiety. 

-Nie wiem. To wszystko zależy od tego jak silny jest jej organizm. Dostała naprawdę sporą dawkę trucizny, więc nawet to, że jest alfą może nie wystarczyć. 

Siedziałem tak na łóżku i nie wierzyłem własnym oczom i uszom. Moja waleczna Bella właśnie walczy o życie. 

-Jack? - usłyszałem cichy głos mojego bety dochodzący ze strony balkonu.

-Zapomniałem, że tu jesteś. - podniosłem powoli głowę i spojrzałem przepraszająco. 

-Nic się nie stało. - odparł i podszedł do mnie - Przykro mi stary. - powiedział i razem ze mną zaczął przyglądając się leżącej kobiecie. 

-Musisz mi pomóc złapać winowajcę. - powiedziałem spoglądając na niego twardo.

-Oczywiście, masz jakieś podejrzenia? 

-Tak, Bella wspominała, że widziała w kuchni rudą z którą wcześniej walczyła. Mogła chcieć się zemścić. Prawdopodobnie jest już daleko stąd, więc weź potrzebnych ci ludzi i znajdźcie ją. - rozkazałem i odwróciłem się do niego plecami. Chciałem zostać sam. Michael musiał to wyczuł, bo po obiecaniu, że znajdą tę sukę i wszystko się jakoś ułoży wyszedł i cicho zamknął drzwi. 

Krótką chwilę po tym jak drzwi od sypialni się zamknęły, znowu zostały otworzone. Wszedł przez nie mężczyzna trzymający w ręku stojak oraz dwa woreczki kroplówki. Zaczął podłączać wszystko, a mnie naszło jedno pytanie. 

-Jak to możliwe, że mi nic nie jest? Przez cały dzień jedliśmy razem, te same potrawy. - zapytałem lekarza. Ten spojrzał na mnie ze zdziwieniem i wzruszył ramionami.

-Ostatnio jedliście to? - wskazał na tacę z już prawie pustą miską popcornu i szklankami po coli. Przytaknąłem -Prawdopodobnie w jednej ze szklanek była trucizna. - stwierdził i zabrał obie aby je przebadać. 

Drzwi ponownie trzasnęły, a ja znowu zostałem sam na sam z moją nieprzytomną ukochaną. Ułożyłem się obok Beli  przytulając się do jej delikatnego ciałka. Nie mogłam znieść myśli, że może mnie opuścić. Bez niej świat nie byłby już taki sam. Przestałoby się liczyć cokolwiek, bo to właśnie moja niepokorna mate wprowadziła do mojego życia barwy. Bez niej świat jest szary. Jeśli umrze odejdę razem z nią. 



Niemożliwa prawda [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz