Akt 47 - Niedźwiedzia Przysługa

363 37 0
                                    

- Czyś ty oszalała, durna babo?!

Reakcja Roche'a zaskoczyła Tiernan, bo szczerze nie tego się spodziewała. Tygodniami walczyła za ludzi i Temerię, ryzykowała życie i zabijała Czarnych, wspierając partyzantów z ukrycia. A on? Wielki patriota od siedmiu boleści miał czelność ją obrażać? Zacisnęła szczęki, by samej nie wydrzeć się na tego dupka, pozwalając mu kontynuować opiernicz stulecia.

- Jak zwykle musisz działać na własną rękę! Kiedyś byłaś bardziej rozsądna! Najpierw myślisz, potem działasz! A czy teraz w ogóle pomyślałaś?! - Wskazał na nią oskarżycielsko palcem.

Trzepnęła go dłonią w wyciągniętą rękę, cofając się o krok. Inaczej wyobrażała sobie to spotkanie po długich miesiącach. Zwłaszcza, gdyby powiedziała mu, jak dzielnie walczy za jego ukochaną ojczyznę.

- Odbiło ci? Oczywiście, że o tym pomyślałam! Cała akcja od zamachu po późniejsze ataki na karawany były zaplanowane. Czarni rozpanoszyli się po Temerii, a ja nie mam zamiaru tego tolerować! Myślałam, że ciebie jako rasowego patriotę to ucieszy!

- Byłaś egoistką, więc dlaczego, do cholery, się musiałaś wplątać akurat w to?!

- Nadal jestem egoistką! - warknęła, przez chwilę przypominając dziką bestię. Dopiero teraz Vernon zobaczył w niej coś z elfa, co mu się bardzo nie spodobało. - Zemściłam się na Salamandrze, zniszczyłam ją. Teraz, kiedy jestem wolna... walczę o to, co mi zostało. Po tym wszystkim uświadomiłam sobie, że została mi tylko Temeria, mój dom. Myślałam, że to rozumiesz. Ty, który dla Temerii zrobiłbyś wszystko.

Nie odpowiedział jej. Uważnie przyglądał się jej twarzy, doszukując się kłamstwa. Była szczera. Żyła dla zemsty, poświęciła jej wszystko, ale zamiast spędzić resztę życia na spokojnej wsi, podjęła walkę. Potrzebowała walki, a przede wszystkim domu. Powinien docenić jej upór i wolę wyswobodzenia Temerii, ale nie mógł tego zrobić. Już dawno sam zaplanował i podążał inną drogą ku wolności ojczyzny. Wiedząc, że Tiernan przeprowadziła zamach na Shilarda, nie mógł nic jej powiedzieć. Nie poparłaby jego działać. Wręcz przeciwnie, byłaby opozycją i wrogiem.

Jednak musiał ją tu zatrzymać, gdzie mógł kontrolować jej działania, wydawać rozkazy i mieć na oku. Szybko doszedł do wniosku, że znalazł się między młotem i kowadłem. Kobieta odrzuciła warkocz z ramienia i opuściła jaskinię, nie pozwalając mu już cokolwiek powiedzieć. Kopnął butem fajkę. I tak była beznadziejna w porównaniu do tej, którą spalił jeszcze w Vergen.

- Chyba nie poszło najlepiej? - spytała Ves, stając blisko niego. - Wtajemniczyłeś ją i się zdenerwowała?

- Nie - odparł Roche. - Nic nie powiedziałem. I ty też masz milczeć. Tiernan zadarła z Nilfgaardem i zamordowała Shilarda.

- Dobrze. Po Loc Muinne i tak jego życie było zagrożone. - Wzruszyła ramionami.

Roche tej obojętność nie podzielał. Owszem, Shilard nie był mu potrzebny, ale pełnił ważną rolę na dworze cesarza. A przecież Vernon próbował utargować wolną Temerię właśnie z Emhyrem. Pertraktował z Nilfgaardem. Może i po części było to plucie w twarz jego ludziom nieświadomym, do czego on dąży, ale nie żałował. Robił to dla swego kraju. Historia mu podziękuje. Cesarz, jeśli odkryłby, że Roche kryje zabójczynię jego człowieka, zerwałby porozumienie.

- Teraz jest poszukiwana przez Nilfgaard. Cesarz nie może wiedzieć, że tu jest - powiedział, przecierając rękawem twarz. - A ona nie może wiedzieć, co planujemy.

Ves skinęła głową, rozumiejąc niemy rozkaz. Odwróciła się na pięcie i wyszła na zewnątrz, pozwalając dowódcy spędzić czas samemu. Prawie jak zawsze. Szczerze, znając krótką, ale burzliwą historię tych dwoje spodziewała się czegoś innego. Rzucili się sobie do gardeł w niecałe dziesięć minut od rozpoczęcia rozmowy. Nowy rekord, pomyślała z przekąsem.

Tiernan | Vernon Roche ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz