Recenzja zawiera spojlery!
Smoki. Ludzkość od zawsze zastanawiała się nad tymi stworzeniami i wymyślała na ich temat różne mity, bardziej lub mniej prawdziwe. To właśnie o fantastycznych istotach opowiada historia pióra milky_way_2000 pod tytułem Smok słońca.
Zacznę od mojego pierwszego wrażenia. Okładka przedstawia młodego chłopaka osłaniającego twarz przed promieniami. Za nim widać wyłaniającą się sylwetkę smoka. W tle za to możemy się dopatrzeć zaćmienia słońca. Grafika jest utrzymana w ciepłej kolorystyce, przeważa kolor pomarańczowy i złoto. Na dole widnieje tytuł, zapisany w dwóch fontach – ozdobnym ,,Smok" i prostym ,,Słońca" – oba są koloru miedzianego. Oprawa graficzna jest dopracowana, ale nie trafia w moje gusta. Prawdopodobnie dlatego, że zbyt wiele się na niej dzieje, przez co traci wiele estetyki. Gdyby zmniejszyć każdy element, powstałoby nieco więcej wolnej przestrzeni, która w tym wypadku może być kluczowa do wprowadzenia nieco schludności i przejrzystości.
Wstęp zaś jest jak najbardziej poprawny – intryguje, ale nie zdradza zbyt wiele. Może poza faktem o pochodzeniu Nawisa. To może podchodzić jako dość istotny zwrot akcji, który niestety zostaje tam zaspojlerowany. Co nie zmienia tego, że to właśnie opis zdecydowanie jest lepszym elementem pierwszego wrażenia i o wiele bardziej zachęca do lektury – a przynajmniej w moim przypadku – niż okładka. Jednak muszę przyznać, że osobiście sama raczej nie zajrzałabym do tej opowieści – może to być związane z tym, że nieczęsto sięgam po fantastykę o smokach.
Historia opowiada o wojnie między łowcami a smokami. Obie strony nienawidzą się nawzajem, a śmierć zbiera swoje żniwo. Wśród tego wojennego zamieszania żyje Nawis, przybrany syn władcy ludzkiej strony konfliktu. Chłopak był od dziecka poniżany przez ,,ojca" i ,,brata", a jego jedynym celem jest zostać łowcą, aby pokazać innym, na co go stać. Jednak wszystko się zmienia, gdy jego mentor, który był mu jak rodzic, Emas, okazuje się być łuskowatą bestią. Cała twierdza wrze wtedy od plotek o zdrajcy – wrogiej istoty pośród ludzi. Nawis, główny bohater, nie wie co myśleć o swoim byłym znajomym. A jego problem się tylko powiększa, gdy podczas zaćmienia przemienia się po raz pierwszy w Smoka Słońca. I on sam okazuje się kimś zupełnie innym – istotą, do której podobne dotychczas brał za wrogów.
Nawis niedługo zapoznaje się ze smokami, które pokrótce zdradzają mu swój plan, szykowany od jego dzieciństwa. Chłopak miał być szpiegiem w twierdzy łowców, szczególnie, że jako przybrany syn władcy Tenebrisa, cały czas stał w centrum ważnych wydarzeń. Nawis zaczyna lubić swoje nowe wcielenie, ale podwójne życie nie jest proste. Zwłaszcza, gdy jego najbliższa przyjaciółka zaczyna żywić do niego nieco inne uczucia niż wcześniej, a jego ciągłe znikanie robi się coraz bardziej podejrzane.
Osobiście uważam fabułę za dość interesującą. Nie jest ona pozbawiona szablonów, wojna między smokami a ludźmi to dość typowy temat, ale myślę, że Autorka odświeżyła cały ten pomysł i nadała mu swojakiego blasku. Chciałabym powiedzieć, że opowieść jest pozbawiona dziur fabularnych, ale niestety dopatrzyłam się kilku.
Pierwsza z nich dotyczy swatania Nawisa z Melawi, księżniczką smoków, przez Kamatina, przyjaciela królewny. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się normalne – zwykłe przekomarzanie między bliskimi znajomymi. Jednak nieco inaczej wygląda sprawa, gdy zdamy sobie sprawę, że Melawi jest zaręczona z innym smokiem. Czyżby kolega namawiał ją do zdrady narzeczonego? Zdecydowanie nie wydaje mi się zwyczajnym, aby swatać osobę zajętą. Zachowanie Kamatina, a raczej brak stosownej reakcji jego znajomych na te zaczepki, dodatkowo staje się nielogiczne, gdy w trakcie pobytu w Daremis, królestwie w sojuszu z tymi wielkimi istotami, królewna Melawi tłumaczy Nawisowi, że córka władcy smoków nie może poślubić Smoka Słońca, gdyż wtedy ten po śmierci monarchy stałby się królem tych istot. Ustalono bowiem, że te dwie role nie mogą spoczywać na barkach jednego stworzenia. Dlaczego więc Kamatin tak nakłania swoich przyjaciół do związku, który nie ma przyszłości?
Inną rzeczą, która przykuła moją uwagę jako dość nielogiczna, jest to, że nikt – żaden z łowców, ani przybrana rodzina Nawisa, ani jego przyjaciółka Enuika – nikt nie zwrócił uwagi na zniknięcie chłopaka podczas wizyty w królestwie Daremis. A jednak zajęło to kilka godzin i ktoś powinien się zainteresować, mimo wszystko.
Poza tym fabuła jest wciągająca i naprawdę ciekawa, choć raczej nie całkiem oryginalna, jedyna w swoim rodzaju. Mimo tych drobnych usterek jest na wysokim poziomie.
Główny bohater, Nawis, to samotnik, introwertyk, co jednak nie kłóci się z jego wybuchowym charakterem. Jego największą wadą jest to, że nie potrafi powstrzymywać gniewu i łatwo wyprowadzić go z równowagi. Dla bliskich jest opiekuńczy (choć właściwie przejawia się to tylko w kontaktach z Enuiką), zaś do osób, które go poniżają, czuje bezgraniczną nienawiść i pogardę. Jest postacią charakterystyczną, choć pełną sprzeczności. Ale bynajmniej nie przeszkadza to w lekturze, a raczej sprawia, że postać ta wydaje się bardziej prawdziwa, nie jest papierowa.
Ważną postacią jest Enuika, przyjaciółka Nawisa, łowczyni. Jest nieśmiała i delikatna, ale od kiedy jej ojca zabił smok, na widok przedstawiciela tych stworzeń staje się mściwa i bezlitosna – zupełnie jak nie ona. Można dostrzec tu piękny przykład rozwoju postaci i zmian w charakterze po trudnym wydarzeniu, traumie, utracie bliskiego. Ponadto jej relacja z Nawisem jest przeurocza, choć bardzo irytują mnie momenty, gdy chłopak ją zbywa. Według mnie, zasłużyła na lepsze traktowanie, bo jest cudowną duszą, tak delikatną i niewinną.
Melawi, księżniczka smoków, jest w opowieści określana ,,chodzącą zagadką" bardzo trafnie. Nie dziwię się, że Nawis tak się nią zafascynował, bo mnie jako czytelniczkę również ona intrygowała. Jej wahania nastrojów – raz jest miła, a raz wredna – dziwiły i dezorientowały, ale tak jak w innych przypadkach, nie uważam tego za coś złego. Zastanawiam się, czy to kwestia nastoletnich zmian humoru, czy też charakteru dziewczyny. Wszystkie sceny Melawi z Nawisem są bardzo przyjemne do czytania – zarówno sprzeczki i dogryzanie, jak i te bardziej emocjonalne, wzruszające chwile.
Wśród bohaterów warto też wspomnieć Tenebrisa, który zawładnął moim sercem w sensie całkiem negatywnym. Nienawidzę go szczerze, ale uważam za świetnie wykreowaną postać – żaden czytelnik nie zdołałby go polubić, a więc bezkonkurencyjnie spełnia swoje zadanie antagonisty.
Warci wyróżnienia są też przyjaciele Nawisa i Melawi, smoki. Wspomniany wyżej Kamatin, Marlo, Aira, Kailiana, Othan – wszyscy są charakterystyczni i nie mieszają się ze sobą, choć zostali wprowadzeni na raz (z wyjątkiem Kamatina, którego główny bohater poznał trochę wcześniej). Jest to duży plus dla Autorki. Jedynie ich wyglądy na początku były dla mnie nie do zapamiętania, ale po kilku rozdziałach utrwaliłam sobie w głowie ich wizerunki.
Teraz jednak przejdę do spraw, które, choć niekoniecznie są błędami, utrudniały mi płynny odbiór tekstu.
Z początku (później się przyzwyczaiłam) bardzo denerwowała mnie narracja pierwszoosobowa – osobiście preferuję opisywanie zdarzeń w trzeciej osobie. Najbardziej rzucały mi się w oczy takie zwroty w narracji, które raczej mówiły o aktualnych myślach bohatera niż o zdarzeniach, np. ,,Och, jakbym chciał uniknąć tej kolacji (...).", ,,Coś jest ze mną nie tak?", ,,Dzięki temu uniknę kłopotów". Brzmią dobrze? Tak, ale jako myśli, a nie luzem zapisane w narracji. Zdania te, nie dość, że w większości w czasie teraźniejszym, choć cała reszta jest w przeszłym, wybijają z rytmu, bo powinny być zapisane bardziej jako myśli bohatera. Proponuję je przekształcić na jeden z tych dwóch sposobów: ,,Dzięki temu uniknę kłopotów – pomyślałem." lub ,,Pomyślałem, że dzięki temu uniknę kłopotów." W ten sposób pozbywamy się nieprzyjemnego czasu, a czyta się dużo płynniej. Podobnych zdań do tych trzech wyżej przytoczonych jest wiele w całym tekście, jednak te powyższe pochodzą z rozdziału 6.
Co się trochę wiąże z akapitem wyżej, inną rzeczą, która mnie irytowała w trakcie czytania, były potoczne zwroty w narracji. Ponadto często powtarzały się te same zdania, czasem tylko ujęte w nieco inny sposób. Najczęściej wyłapałam ,,Chyba śnicie", które w kilku rozdziałach pojawiło się w dokładnie takim samym kontekście. Nie da się tego uznać za błąd, nie jest to powtórzenie. Ale myślę, że da się to wyrazić na wiele innych sposobów, nie powtarzając cały czas dokładnie tego samego.
Kolejna kwestia to monotonia składniowa, która nie pojawiała się aż tak często, ale jednak obniżała komfort czytania. Zdania często były zbudowane w bardzo podobny, szablonowy sposób – podmiot i orzeczenie na początku, ewentualnie z pominięciem podmiotu, jeśli dana czynność dotyczyła głównego bohatera. Najprostszym sposobem jest różnicowanie ich pod względem składniowym, tj. łączenie je w współrzędnie i podrzędnie złożone oraz wprowadzenie różnorodnego szyku zdań. Ale i z tym nie można przesadzić! Bo i czasami zdarzało się, że wypowiedzenia były zbyt długie, przez co traciły całą płynność czytania i ciężko było zrozumieć sens. W takim przypadku lepiej podzielić długie na kilka krótszych, ale bardziej zrozumiałych.
Nie zawsze podobały mi się opisy emocji, zwłaszcza na początku. Autorka czasami wyliczała uczucia towarzyszące bohaterowi zamiast je płynnie przedstawić w opisie sytuacji. Podam przykład: zamiast napisać, że postać została opanowana przez stres, można zdradzić, że trzęsły jej się ręce, miała nogi jak z waty, motyle w brzuchu... Jest tyle pięknych sformułowań do użycia!
Bardzo przeszkadzało mi to, że kwestie mówione w myślach (smoki porozumiewają się telepatycznie) były zapisane tak samo, jak te wymawiane na głos. Przez to czasem gubiłam się, co jest w jaki sposób wypowiedziane, zwłaszcza gdy na raz były prowadzone dwie konwersacje – jedna z człowiekiem, druga z łuskowatą istotą. Gdyby wyróżnić w tekście słowa mówione w umyśle, np. kursywą, byłoby przejrzyściej i łatwiej w odbiorze.
Przejdźmy więc do błędów, których niestety troszkę było. Dobrym pomysłem jest przypomnienie sobie zasad interpunkcji lub znalezienie bety (zapraszam przy tym do Zakurzonej Betowni na profilu @ZakurzeniPisarze). Znalazłam kilka literówek, np. ,,królwena" zamiast ,,królewna", ,,korki" zamiast ,,kroki", ,,wszczyscy" zamiast ,,wszyscy". Takie usterki zdarzają się każdemu, zwłaszcza gdy pisze się na szybko, i można je łatwo wyeliminować, czytając tekst kilka razy przed publikacją, najlepiej na głos. Imiesłowy przysłówkowe były często źle zapisane – niewydzielone przecinkami od reszty zdania. Kilka razy zwróciłam uwagę na błędne kolokacje, np. ,,słabł na oczach" zamiast ,,słabł w oczach". Czasem również dialog był źle zapisany, szczególnie przy słowie ,,zaśmiał(em) się", które często było traktowane jako orzeczenie odnoszące się do mowy. Tutaj akurat można polemizować, ale uważam, że śmiech jest osobną czynnością od mówienia, więc zdanie powinno zostać zapisane w normalnym szyku zdania (podmiot + orzeczenie, nie na odwrót).
Poza tymi drobnymi błędami opowieść jest na dość wysokim poziomie. Bardzo cenię w tej historii relacje między postaciami – każda jest unikalna i wyjątkowa. Autorka jest mistrzynią w przedstawianiu rozmów, podczas których postaci sobie dogryzają, ale i bardziej klimatyczne i emocjonalne chwile są świetne. Absolutnie uwielbiam imiona, po których od razu widać, że jest to powieść fantasy – są bardzo oryginalne, ale (bez obaw!) łatwe do odczytania i zapamiętania. Akcja jest szybka, wartka, wiele się dzieje, ale nie przeszkadza to w swobodnym odnalezieniu się w fabule. Bohaterowie są realistycznie wykreowani i prowadzeni. Polecam tę historię wszystkim fanom fantasy, w szczególności o smokach, bo jest to naprawdę przyjemna do czytania pozycja. Autorce zaś życzę dużo weny w pisaniu i mnóstwa pomysłów!