🕸50🕸

145 8 2
                                    


-I właśnie tak załatwiłem zlecenie! Supersilny i niepowstrzymany. Ta dam!

-Chciałabym iść tam z tobą, głupku. Nie podoba mi się, że pracujesz za mnie.-westchnęła Ivy, wysłuchawszy całej historii akcji Nelsona.

-Oj chyba jesteś zazdrosna, kłamczuszku.- uśmiechnął się z satysfakcją i wyjął z plecaka pojemnik.

-A to co?- zapytała dziewczyna, poprawiając ułożenie swojego za ciężkiego gipsu.

-To...- chłopak przerwał, kiedy pudełko skrzypnęło, przy zdejmowaniu pokrywki.- są strzykawki od Klaina. Mówi, że powinienem wziąć od ciebie zapas Battlecry.

-Oh... Cóż, pewnie ma rację.- odparła szatynka, biorą od kolegi podełko i po kolei napełniając ampułki zieloną supstancją, wyciekającą spod jej paznokcia.

-Był zadowolony z tego, jak mi poszło i dał mi parę kolejnych zleceń.- przyznał się ciemnoskóry i przysiadł na łóżku obok Ivy.- Co prawda wolałbym skopać tyłek Spider-manowi, ale kilka fantów też mogę mu przynieść.

-Parę zleceń? Tylko nie zaniedbaj swojego prawdziwego życia, co?- dziewczyna spojrzała na niego swoimi zielonymi oczami, jak podejrzliwa matka patrzy na dziecko.

-Daj spokój.- Nel machnął ręką i usiadł wygodniej, po turecku.- Za miesiąc wszystko pewnie się skończy. Myślę, że doktorek wystarczająco długo buduje tę swoją magiczną maszynę.

-Mam taką nadzieję.- odparła, zakręcając ostatnią ampułkę. Pudełeczko przypominało teraz zestaw małego ćpuna.

-No dobra. Będę leciał, bo sprzęt sam nie przyjdzie.- powiedział z uśmiechem Rike, pakując pojemnik do plecaka.- Widzimy się jutro.

-Paa.- odparła, trochę zagłuszona przez trzaśnięcie drzwi. Od kiedy czuła, jakby jej pokój stał się klatką?

Już tydzień nikt nie zgłaszał ataku z użyciem toksyn czy chemikaliów. Toxine przepadła, jak kamień, który wpadł do jeziora. Jednak Peter czuł, że to była cisza przed burzą. Jeśli zloczyńca tak po prostu milczał, nie mógł się spodziewać niczego innego, jak wielkiego powrotu.

Ale był jeden, malutki problem. Gas Mask wcale nie zniknął. Był sam, działał po cichu, a Spider-man dowiadywał się o jego małych kradzieżach dopiero po fakcie.

Bohater postanowił zapolować na supersilnego przestępcę, jednak nie miał zbyt wielu pomysłów, gdzie mógłby go szukać. Gas Mask nie przemieszczał się po dachach, więc nie było tak łatwo go znaleźć, jak Toxine.

Pete siedział więc na jednej z najwyższych wierz w mieście i wytężał wzrok, poszukując niewidocznego. Zwykle bohaterowie mają w bajkach niesamowicie dużo szczęścia i mogą bez problemu znaleźć i pokonać swojego wroga. Mimo, że Spider-man wcale nie żył w bajce, odrobina tego szczęścia nadal na niego skapnęła, bo wraz z dźwiękiem syren, rozbrzmiało kilka krzyków, a na schodach pożarowych pobliskiego biurowca zamajaczyła zielonkawa bluza z kapturem. A spod niego wystawały filtry maski gazowej.

Pajęczakowi nikt dwa razy nie powtarzał. Od razu ruszył w stronę poszukiwanego przeciwnika. Nim Gas Mask się zorientował, obok niego przeleciała srebrna nić, która po chwili zniknęła z jego oczu. Być może dlatego, że jego głowa miała wlaśnie randkę z twardym dachem budynku. A swatką była oczywiście noga Ścianołaza.

Nelson szybko się pozbierał, mimo krwi, spływającej po jego twarzy z rozciętego łuku brwiowego. Gotowość do walki miał wypisaną na twarzy. Spider-man nie wyglądał jednak, jakby chciał kontynuować walkę.

-Gdzie się podziała Toxine?- zapytał młodym głosem, jednak bez cienia emocji.

Nelson wyprowadził silny cios prawą ręką, jednak powietrze nie wyraziło żadnego podziwu. Pająk był teraz za jego plecami.

-Przygotowuje ci piekło.- odparł Nel i odwrócił się szybko w stronę Pajęczaka, z zamiarem zadania mu kolejnego ciosu. I tym razem spudłował.

-Oddajcie się policji. Nie ma sensu tego ciągnąć.- powiedział znowu, ciągle utrzymując w głosie spokój.- Na pewno nie jesteście źli, chętnie pomogę wam z waszymi problemami.

-A spadaj.-mruknął i teraz w końcu trafił, prosto w trzewia przeciwnika. Usłyszał głuchy jęk bohatera, który splunął żółcią, która podeszla mu do gardła. I to się nazywa boks.

Pająk zrozumiał, że słowa nie dadzą tu żadnego efektu, toteż postanowił oddać zamaskowanemu. Okładali się jeszcze przez chwilę, jednak Gas Mask podstawił mu nogę, a sam zaczął uciekać.

Etap pościgu był Peterowi dobrze znany. Złoczyńcy szukali zwykle jakiejś kryjówki na trasie, którą przemierzali. Sztuka polegała na zniknięciu z pola wzroku ścigającego, co często robili źle. Tak jak Gas Mask.

Gdzie by się nie schronił, Spider-man go dopadał i zmuszał do daleszej ucieczki. Nel miał już serdecznie dosyć i brutalne zmuszał się do walki ze zmęczeniem. Uciekał między budynkami, chował się pod balkonami, znikał za banerami. A Pająk był mistrzem w chowanego.

W końcu doszło do kolejnej konfrontacji, na remontowanym blokowisku. Ciosy obydwu chłopców były już niedbałe i znacznie słabsze, ale nadal zdawali się dawać z siebie wszystko. W pewnej chwili Nelson znowu oberwał w głowę, a cały świat zakołysał się, jakby chciał się zaraz wyłączyć. Ostatkami sił popchnął przeciwnika, który sturlał się po pochyłym dachu, łapiąc się jego krańca, a sam, opadłszy z sił, spadł, znikając w ciemnościach u stóp Nowego Jorku.

Peter nigdzie nie mógł znaleźć swojego przeciwnika. Trochę zajęło mu pozbieranie się do kupy, ale w końcu mógł dalej go szukać. Był pewien, że ten nie uciekł daleko, ale na żadnym z przeszukanych pięter, ani na podwórku między blokami nie było Gas Maska. Dalsze poszukiwania były bez sensu, jednak Peter ruszył na północ, z nadzieją na odnalezienie przeciwnika.

Zanim stracił przytomność, poczuł chłodne powietrze, przebiegające w górę między jego palcami i okalające stłuczone boki jego ciała. Później ciemność trwała niesamowicie długo, jednak przyniosła ze sobą przyjemne odrętwienie i znieczulenie. Jednak musiała kiedyś ustąpić, więc zaczynała odsłaniać świat warstwa po warstwie. Z każdą warstwą powracało też czucie w ciele Nelsona, co było zarówno dobrą, jak i złą wiadomością. Był w stanie poczuć zimną ziemię, trawę, która głaskała jego skórę pod wpływem wiatru i zimną ciecz pod swoimi plecami. Niestety ból też wracał, fala po fali, przeszywając jego ciało od okolicy piątego żebra, aż po jego najgłębsze zakamarki. Nelson Rike spadł z bloku, który miał jedenaście pięter. Nie zabił się chyba tylko dlatego, że był pod wpływem Battlecry. No i moze dzięki rusztowaniom, które spowolniły nieznacznie jego upadek, kiedy uderzył o nie kilka razy.

Nel nie śmiał nawet się podnieść. Miał wrażenie, że wszystkie kręgi jego kręgosłupa rozsypią się jak puzle. Mimo to, zaczął szukać ręką swojego plecaka. Bolało, każdy ruch odpowiadał ciężkim dudnieniem jego mięśni. Doszedł do wniosku, że jego bark musiał spotkać się przy upadku z niesionym przezeń sprzętem. Nie oznaczało to nic dobrego.

Jednak w końcu dosięgnął tego, czygo szukał. Nieduże, niebieskie pudełko zgrzytnęło, kiedy zerwał z niego pokrywkę. Wziął do zakrwawionej ręki strzykawkę i przeraził się cieczą, którą umorusał przedmiot. Upuścił go, a zielona toksyna zmieszała się z krwią i błotem na ziemi.

"Oddychaj... oddychaj... ODDYCHAJ DO CHOLERY!": powtarzał sobie w głowie, sięgając po drugą ampułkę. Przygryzł wargi, aby nie pozwolić łzom zamydlić jego wizji.

Musiał jakoś wzmocnić swój organizm. Przy jego żebrach, z prawej strony, widniała głęboka rana, którą niechybnie zadał mu pręt, górujący na miejscem, gdzie leżał. Był zardzewiały, ale krew na nim lśniła, odbijajac nikłe światła nieba i budynków.

Trzy... Dwa... Jeden...

Wbił igłę w brzeg rany. Bolało jak diabli, jednak miał nadzieję, że to ocali mu życie. Nie chciał się tam tak po prostu wykrwawić. Zapewne następnego dnia robotnicy znaleźli by jego trupa, chcąc zjeść lunch na jedynym, pokrytym trawą fragmencie placu.

Zanim ciemność znowu przysłoniła świat, Nelson załkał żałośnie, chcąc nadal oglądać gwiazdy. Jednak światło zgasło...

Spider-man:Toxine (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz