Był to deszczowy dzień, tak samo nudny jak reszta tygodnia według Antka. Wracał on właśnie z kolejnego 'spotkania' z Wincentem w ciemni. Musiał to tak nazywać, przecież nikt nie może dowiedzieć się o kolejnej porwanej i prawdopodobnie już martwej dziewczynie. Antek był tak wykorzystywany już od początku liceum. Wincent zauważył jego niesamowitą urodę i natychmiast w głowie miał wizję młodego Antoniego uwodzącego równie młode dziewczyny, aby następnie je odurzyć i nieprzytomne oddać w jego ręce, wszystko w imię sztuki. Niewinność, bezbronność i młodość, tych słów młody chłopak nasłuchał się wystarczająco przez 3 lata pomagania w chorych sesjach Wincenta. Staruch miał jakąś obsesje, a kto inny mógłby mu ją zaspokajać jak nie niestabilnie psychicznie chłopak? Antek przyzwyczajony już do tego, wyprany z emocji, nie odczuwał już empatii czy współczucia w stronę ofiar, rzadko miewał nawet wyrzuty sumienia. Ale oczywiście, wszędzie znajdą się wyjątki. Zosia, wielka, pierwsza i ostatnia miłość Antoniego. Piękna i popularna dziewczyna, obiekt westchnień całej szkoły. Właśnie przez to Antek tyle zastanawiał się dlaczego wybrała właśnie go. Przecież on był tylko żałosnym chłopakiem, popychadłem starszych roczników. Na początku myślał, że poleciała na jego pieniądze, w końcu należy do rodziny, która rządzi tym miastem. Ale było inaczej. Rozumieli się na wysokim poziomie, każdy dzień spędzony z nią był kolejnym powodem do życia, mógł jej zaufać, a ona nawet nie śmiała go wyśmiewać. Przeżyli ze sobą mnóstwo cudownych chwil i pierwszych razy, można powiedzieć, że dojrzewali razem. Wielokrotnie zapewniała go, że to prawdziwa miłość, on jest jej jedynym i zostanie tak już na zawsze. Szybko jednak okazało się, że Zośka miała 'tych jedynych' na pęczki, mogła w nich wybierać i przebierać, a jednym z nich był nawet Wincent. Najwyraźniej tak właśnie wygląda prawdziwa miłość, popychadło znów dało się zmanipulować.
Kiedy usłyszał że to ona ma być następna ofiarą, nie wiedział czy się śmiać, czy płakać. Należała jej się kara, skrzywdziła go za bardzo, ale wciąż ją kochał, czy był gotowy na pożegnanie się z nią? Porwanie kogoś tak bliskiego jak Zosia było dla Antka wyzwaniem, cały wieczór głowił się czy na pewno to zrobić, rozważał co jest ważniejsze, sama Zosia, czy uznanie Wincenta? Nastała godzina 21:00, chłopak był już na miejscu, jak zwykle punktualnie.
"Myśl o tym jak bardzo cię zraniła, myśl o tym jak bardzo cię zraniła" - powtarzał aby nabrać trochę odwagi. Mijały sekundy, minuty, aż w końcu minęła godzina, Zosia nie zjawiła się tej nocy. Antek natomiast do cierpliwych nie należał, jego żyły wypełniały agresja pomieszana ze zmartwieniem i małą ilością stresu. Zrezygnowany wszedł do auta i nie zwracając uwagi na jakiekolwiek ograniczenia prędkości, pojechał w stron ciemni wiedząc już jaka będzie reakcja Wincenta.
Na miejscu jednak zaskoczył się. Dziewczyna już dawno tam była, przywiązana do krzesła przed statywem aparatu. Ich oczy spotkały się na chwilę, był to moment, w którym myślenie Antoniego zmieniło się o 180 stopni i całkowicie zapomniał po co tu przyszedł oraz co miał dziś zrobić, teraz jego celem było uratowanie Zosi. Podbiegł w jej stronę jakby zupełnie nie zauważył stojącego obok Wincenta, który natychmiast przerwał tą scenę popychając Antka na ścianę.
"Chyba się spóźniłeś, ofiaro" - powiedział zdegustowany Wincent - "wiesz że jestem niecierpliwy, nie mogłem już dłużej czekać więc wziąłem sprawy w swoje ręce".
Chłopak na te słowa zmarszczył brwi próbując grać twardego, jednak czuł napięcie które się buduje i już się bał co go czeka. Znał ten ton głosu doskonale.
"Dobrze wiem, że lubicie się z Zosią, myślę, że to nie jest tajemnicą, ale żeby taki chłopak jak ty nie znalazł odwagi na pomoc swojemu kochanemu nauczycielowi? Znów mnie zawiodłeś, Antku" - Wincent sięgnął po strzykawkę - "Wiesz, że za każdą winę należy się kara, prawda? I wiesz też, że ja jestem sprawiedliwy i miłosierny, więc nigdy bym ciebie nie skrzywdził, tak"? - Mówił te słowa wolno i z uśmiechem, lecz strzykawkę napełniał już tajemniczym płynem - "Pozwolę wam być razem na zawsze, zawsze chce jak najlepiej dla moich uczniów".
Wincent złapał młodego za brodę, przechylając ją w odpowiednią stronę aby miał idealny wgląd na jego szyję
"Zabieraj te obrzydliwe łapy" - powiedział Antek przez zaciśnięte zęby. Czyżby był to pierwszy raz gdy sprzeciwił się Wincentowi? Można się domyślić, że zrobił to ze względu na Zosie.
"A więc tak chcesz się bawić" - nauczyciel powiedział z przerażającym uśmiechem odkładając strzykawkę, szybko jednak wyraz jego twarzy zmienił się w złość, którą prędko wyładował na naszym biednym, młodym Antonim. Ten szybko znalazł się na podłodze, jego twarz była już dawno zakrwawiona, a tułowia nawet nie czuł ze względu na ilość otrzymanych kopnięć. Krzyczał, płakał, słyszał nawet histerię Zosi. Przed oczami zaczęło robić mu się ciemno, niestety nie miał już siły walczyć. Ostatnie co zapamiętał, to zapłakaną twarz dziewczyny wiedzącą, że ona będzie następna. I tak wygląda jego ostatnie z nią wspomnienie.
Te właśnie sytuacje wspominał Antek wracając do domu. Wciąż wzbudzały one w nim silne emocje, razem z poczuciem winy. Zauważył jak trzęsą mu się ręce, a po skroniach spływa mu pot.
"Jesteś już blisko Antek, ogarnij się" - powtarzał do siebie w kółko.
Ostatnie dwa zakręty dzieliły go od domu. Gniew pomieszany z paniką narastał, a w głowie wciąż dudniły mu słowa Wincenta. Znowu Ci się nie udało, jesteś do niczego, ale zaraz potem dziękuję Ci Antku, jestem z Ciebie dumny. Chłopak zacisnął ręce na kierownicy oraz zamknął oczy.
"Zamknij się".
Naprawdę myślał, że to coś da. Wtedy przez głowę przeleciała mu kolejna myśl. Czy na pewno wziął dziś leki? Kolejne głosy w jego głowie, potwierdzały fakt, że ich nie wziął. Jestem tylko twoja, nigdy nie przestanę Cię kochać. Tym razem była to Zosia. Na te słowa chłopakowi po policzkach spłynęło parę łez. Miał już dość.
Dotarł na miejsce i jak najszybciej pobiegł do swojego pokoju. Głosy nie ustawały, wręcz przeciwnie, były nawet głośniejsze. Paznokcie wbijał w swoją pięść już na tyle mocno, że zostawiły one krwawe ślady. I coś ty zrobił, mówiłem Ci jaką masz dać dawkę! To wszystko przez Ciebie, przecież nikt nie kazał ci mi pomagać, prawda? Jesteś bezużyteczny, muszę się zastanowić czy warto dalej z Tobą pracować.Chłopak ledwo co wszedł po schodach, gdyby ktoś go teraz zobaczył, od razu wiedziałby, że zdrowy to on nie jest. Krzyczał, płakał, bił we wszystko co stanęło na jego drodze. Otworzył drzwi do swojego pokoju, wszedł, i zsunął się po nich na podłogę, zakrywając twarz rękoma. Wincent miał rację, to wszystko to jego wina. Może to nawet przez niego Zosia nigdy nie została odnaleziona. Może ona nie żyje? Wincent nigdy nie wspomniał nic o tym, co stało się z Zosią tego dnia. Zazwyczaj wszystkie martwe ofiary miały dla siebie osobny folder w szafie Wincenta, natomiast Zosia takiego nie posiadała. Ale od tego czasu nikt też już Zosi nie ujrzał, plakaty o jej zaginięciu wisiały niemal gdzie się da. A Antek nic nie pamiętał. Wierzył, że ona jeszcze gdzieś tam jest i po prostu wyjechała z kraju, aby uniknąć niepotrzebnych rozmów i pozbyć się traumy. Wciąż utopiony w swoich myślach dusił się łzami, aż nie poczuł dotyku znanej mu dłoni w jego włosach.
"Hej Antek, wszystko w porządku"?
Podniósł głowę i niemal nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przez łzy zauważył tą cudowną jasnowłosą dziewczynę, z tymi niesamowitymi, orzechowymi oczyma.
"Jestem tutaj, powiedz mi co się stało".
Chłopak zaniemówił. Właśnie przed nim jakby nigdy nic staneła Zosia, ubrana identycznie jak w dzień zaginięcia. Widział ją pierwszy raz od tylu miesięcy. Nawet nie wiedział od czego zacząć.
"Zosia..? Ja, znaczy.. znaczy mi nic, mi nic nie-" - nawet nie potrafił dobrze ułożyć zdania, lecz ona tylko uśmiechnęła się łagodnie i usiadła bliżej.
"Csii, rozumiem. Oddychaj razem ze mną" - powiedziała Zosia po czym zamknęła oczy i wzieła głeboki wdech. Antek posłusznie powtórzył jej działanie. Po dłuższym czasie jego oddech rzeczywiście się uspokoił, nie słyszał już żadnych głosów i opanował swoją histerię. Jej obecność zawsze tak na niego działała.
"Zosia, co ty tu robisz?" - chłopakowi wreszcie udało się wydusić z siebie coś sensownego
"Ja? Przecież mieliśmy się dziś spotkać, nie pamiętasz? Nie było Cię na miejscu spotkania,
więć przyszłam do Ciebie zobaczyć czy wszystko okej"
Co? Teraz Antoni nie wiedział już nic. Jaki mamy dziś dzień? Która jest godzina? To sen, wytwór jego wyobraźni, czy może podróże w czasie istnieją? Nie miał pojęcia czy ma jej ufać, co teraz zrobić, co powiedzieć.
"Bardzo się za Tobą stęskniłam, wiesz"?- powiedziała dziewczyna zbliżając swoją twarz do jego. Położyła swoją dłoń na jego policzku. - "Pamiętasz jak obiecałam Ci, że będziemy razem na zawsze? Nareszcie udało mi się znaleźć na to sposób. Zaufaj mi". - mówiąc to znów się uśmiechnęła, przechyliła swoją głowę, a następnie połączyła ich usta w długim pocałunku.
Antoni zamknął oczy i próbował wyciągnąć z tego jak najwięcej. Tak długo nie widział się z Zosią, kompletnie zapomniał o bólu jaki mu wyrządziła, dla niej był w stanie przebaczyć wszystko. Teraz był po prostu szczęśliwy, że z nią jest i nic więcej nie będzie im przeszkadzać.Poczuł jak jej usta powoli zaczynają się odrywać, a ręka zniknęła z jego policzka. Otworzył oczy i zobaczył dziwny, strasznie jasny świat. Obejrzał się dookoła i nie zobaczył nic więcej, jak samą Zosię.
"Jak Ci się podoba"? - usłyszał jej głos - Wiesz, że zawiniłam, tam na Ziemi i trafiłam do świata grzeszników. Ale jednak wykorzystując moją urodę udało mi się przekonać Pana aby przygotował dla nas świat, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. Możemy teraz się poczuć jakbyśmy byli jedynymi winnymi, co nie?
Chciał jej odpowiedzieć, ale nie mógł z siebie nic wydusić. Dostrzegł też, że powoli wszystko mu twardnieje, a on sam nie może się poruszyć.
"Kochanie, słyszysz mnie"? - na twarzy Zosi pojawiło się zmartwienie - "Proszę, powiedz mi, że mnie słyszysz"! - złapała go za ramiona powoli popadając w panikę - "Miałeś duszę, prawda? Niemożliwe, żebyś jej nie miał. Błagam, odezwij się"!
Antoni słyszał ją doskonale, lecz nie mógł już nic zrobić. Cały leżał wpatrzony w jej piękną twarz, niezdolny do ruchu. Dusza? Najwyraźniej cudowna Zosia była tylko duchem, który przeniósł go do tego świata poprzez pocałunek, a on naiwny znowu dał się nabrać. Ale dlaczego w takim razie on nie stał się jednym z nich?
"Mój ukochany..." - mówiła Zosia, już przez łzy - "Myślałam, że mi się uda... W świecie tym mogą przebywać tylko duchy, lecz ty nie możesz się nim stać... Zgaduję, że to przez to, iż zrobiłam to wbrew woli Pana... w końcu to on decyduje kiedy kto ma do nas przybyć. Owszem, zgodził się na stworzenie tego świata, lecz nigdy nie dowiedział się, po co mi on jest. Głupia ja, nawet o tym nie pomyślałam."
Mówiła tak jeszcze długi czas, można było zauważyć zachodzące i wschodzące słońce. Ona nie przestawała mówić, płakać, wierzyć, że Antoni się jeszcze obudzi. Niestety, nigdy już do tego nie doszło, a dwójka naszych winnych kochanków została tam już na wieki. Zosia, tajemnicza uwodzicielka, która zdradziła tak wiele kochających ją ludzi, teraz płacze i gada sama do siebie obok Antoniego, pomocnika w zabójstwie kilkunastu niewinnych dziewczyn wykorzystując do tego swój wdzięk, teraz młody i bezbronny, lecz wcale nie taki niewinny, leży w bezruchu zdolny jedynie do wzroku i słuchu.