Rozdział IX

423 31 321
                                    



 Jughead się nie spieszył, lubił patrzeć na świat, który dopiero co budził się do życia po kolejnej nocy. Kroki stawiał wolno, dokładnie sprawdzając, by nie postawić nogi w jednej z kałuż, które rozsiane były na jego drodze. Szedł sam, potrzebował tej samotności. W ostatnich dniach starał się łapać każdą sekundę, w której mógł być sam ze sobą, ale o to nie było łatwo. Miał obowiązki, a do tego musiał całkowicie przedefiniować swój sposób patrzenia na świat i na swoją pracę.

 Czy zdarzyło wam się kiedyś kroczyć po świecie i samemu zadawać sobie pytanie: Czy to aby na pewno nie jest sen? Powszechnie wiadomo, że ludzkie drogi bardzo często są kręte i wyboiste, ale czasem, jeden człowiek na wielu innych, doświadcza, że ta ścieżka, którą idzie, nawet nie przypomina racjonalnej drogi. Wtedy masz wybór, możesz dać się poprowadzić i wkroczyć w sen lub koszmar. Możesz też zawrócić.

 Na takim rozdrożu stał teraz Jughead. Wydarzenia ostatnich dni były dla niego nieprawdopodobne. Cały jego racjonalny, skrupulatnie budowany świat runął niczym domek z kart pozostawiony na wietrze. Musiał ustalić dalszą metodę działań, ale nie potrafił. Czuł się jak zawodowy, wytrawny pisarz, który nagle dostał blokady artystycznej. Pisarz, który wprawdzie umie pisać, zna mnóstwo słów i wie, w którym kierunku powinna rozwijać się fabuła, ale gdy przychodzi do pisania, nic z tego nie wynika. Tak właśnie czuł się Jughead, znał metody, znał techniki, wiedział jak prowadzić śledztwa i walczyć z przestępcami, ale jak, do cholery, miał walczyć z demonem?!

Zatrzymał się przed jedną z witryn sklepowych. Była to niewielka drogeria, jedyna w Riverdale, do której, jeszcze w czasach szkolnych, często zaglądały dziewczyny. Na drzwiach wisiała tabliczka z napisem "Zamknięte do Odwołania". Jughead dowiedział się od Veronici, że właścicielka sklepiku postanowiła wyjechać. Na podobny krok zdecydowało się wielu mieszkańców, którzy stwierdzili, że Riverdale jest niewarte ryzyka. Jughead w duchu przyznawał im rację. Gdyby nie ten cholerny kontrakt, który podpisał, sam już dawno pozwoliłby temu miastu zgnić.

 Spojrzał na zegarek. Miał jeszcze całe dwie godziny, by wyrobić się na spotkanie z Archiem, na które burmistrz nalegał od kilku dni. Jughead za każdym razem odmawiał. Był absolutnie wściekły na rudowłosego mężczyznę, obawiał się, że jeśli zgodziłby się na spotkanie, to mogłoby się ono zakończyć tragicznie. Stwierdził, że musi ochłonąć, że emocje muszą trochę opaść, zanim znów, ku skaraniu boskiemu, będą mogli usiąść do rozmów. Jones wciąż pamiętał, że oprócz oczywistych wieści, musi w jakiś dobitny sposób zakomunikować Archiemu, że nie życzy sobie, bo kiedykolwiek pojawiał się w okolicach jego domu.

 Miał dwie godziny. Znalazł najbliższą ławkę, usiadł na niej i zapalił papierosa.

- Jak ja nienawidzę życia - szepnął.

***

- Spóźniłeś się - warknął Archie, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem - Znowu.

 Jughead westchnął i poczuł, że narasta w nim irytacja. Ciężar pistoletu, jak nigdy, zaciążył mu w wewnętrznej kieszeni marynarki. Archie stał odwrócony do niego plecami. Wpatrywał się w lekko zaparowane okno, za którym, ledwie widoczne, niby za jakąś mglistą kotarą, leżało jego miasto. Jughead ze zdziwieniem stwierdził, że Archie lekko się garbi, a jego ramiona, zawsze dumnie uniesione, teraz smętnie zwisały. Wyglądało to tak, jakby na szyję tego dumnego, wyniosłego i przekonanego o swojej doskonałości mężczyzny, ktoś zarzucił ciężki łańcuch, który ciągnął go do podłogi. Jughead nawet wiedział co to za łańcuch. Każdy człowiek taki łańcuch dźwiga, czasem jest on lżejszy, czasem cięższy, ale na całym świecie nie ma człowieka pozbawionego łańcucha trosk i zmartwień.

LalkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz