ROZDZIAŁ 4 - Hermiona

198 19 5
                                    

Trzy dni. Tyle zajęło nam sprowadzenie wszystkich obozowiczów z powrotem do domu. Bezpiecznej przystani, którą w gruncie rzeczy był kawałek tkaniny składającej się na namiot i ludzie. Ludzie, z którymi od ponad trzech lat walczyliśmy ramię w ramię, leczyliśmy rany i wspieraliśmy się w gorszych momentach. Przeżyliśmy wspólnie niemal trzydzieści siedem miesięcy ciągłej ucieczki, strachu i niepewności. Część przebąkiwała o buncie, wyjściu z ukrycia, walce, jednak wciąż nie widziałam ku temu sposobności. Cały czas miałam też nadzieję na nagły powrót Harry'ego... choć i one zaczęły powoli gasnąć.

Odhaczyłam na liście nazwiska ostatnich obozowiczów i przytuliłam podkładkę z kartką do piersi, by móc rozejrzeć się po częściowo rozłożonych namiotach. Organizacja powrotu była złożona, jednak każdy z obozowiczów został zaznajomiony ze sposobem działania w razie podobnej sytuacji. Dzięki Ronaldowi i dokładnie ustalonym wytycznym, każdy znał swoją kolejność, wiedział kiedy i w jakim momencie powinien się teleportować, aby nie zwróciło to nadmiernej uwagi.

Plan zakładał deportację w bliskiej odległości od legalnie pracujących, zarejestrowanych czarodziejów, którzy teleportowali się do lub z pracy. Kluczem było zgranie zniknięć tak, by nasze ślady się zmieszały. Oczywiście wiązało się to z ryzykiem wykrycia, jednak praktyka pokazała, że było ono mniejsze niż w momencie, gdy przenosiliśmy się o różnych porach, nieskorelowanych z innymi, zarejestrowanymi - lub nie - czarodziejami.

– Mamy wszystkich – oznajmiła Parvati, odchylając lekko trzymaną przeze mnie kartkę, by sprawdzić czy wszystko się zgadza. – Luna opatruje syna Doverów, zranił się w nogę podczas upadku. Padma pomaga w rozkładaniu obozu, a Ron zaszył się w namiocie chwilę temu. Wspomniał, że porzebuje drzemki i kubełka skrzydełek w miodzie...

Słuchałam jej relacji, jednocześnie wciąż obserwując proces ponownego tworzenia obozu. Poprzednim razem zajęło nam mniej więcej trzy tygodnie nim poczuliśmy się na tyle bezpiecznie, by móc wyruszyć w teren. Wiedziałam jednak, że tym razem nie mamy tyle czasu. Nagła ucieczka skutkowała pozostawieniem większości zapasów jakie udało nam się zebrać w przygotowaniu na nadchodzącą zimę. Co prawda zostały jeszcze trzy miesiące, jednak ostatnie lata doskonale pokazały, że im szybciej zaczniemy zdobywać jedzenie, tym lepiej. Nie mogłam pozwolić sobie na czekanie do ostatniej chwili. Nie w momencie, gdy miałam pod opieką dwadzieścia pięć osób. Musieliśmy działać, bez chwili wahania.

Parvati nadal coś mówiła, jednak wyczułam jej napięcie. Doskonale wiedziała, że przestałam jej słuchać, a mimo to wciąż trajkotała dla zachowania pozorów.

– Parvati – przerwałam jej w połowie słowa.

– Dzięki – odetchnęła z ulgą, a ja uniosłam brwi. – Nie patrz tak na mnie, gdybyś mi nie przerwała, musiałabym kolejny raz opowiedzieć o tej historii z krabem i...

Pokręciłam głową.

– Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? – zapytałam ostrożnie, jednak tylko przechyliła głowę z lekkim uśmiechem.

– Muszę. Widziałam, że wpadłaś w jeden ze swoich transów. Ustawiło się już kilka chętnych osób do rozmowy, a dzięki temu, że paplałam, nie odważyli się przerwać.

Poczułam ucisk w piersi, gdy moje serce zalała czułość. Sięgnęłam po jej dłoń i ścisnęłam lekko.

– Dziękuję.

– Nie ma problemu – wzruszyła ramionami i przerzuciła długie, czarne włosy na plecy. – Nie wszyscy rozpoznają twoje transe, a po co mają czuć się lekceważeni. Coś chciałaś powiedzieć?

Na sekundę zupełnie zapomniałam.

– Tak – potwierdziłam energicznie, i ruszyłam w stronę obozu. Wiedziałam, że ruszy za mną. – Zwołaj proszę zespoły do zbierania zapasów. Eric niech będzie w gotowości do polowania. Odprawa za dziesięć minut.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 24, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W Twoich Oczach - Dramione (Zawieszone)Where stories live. Discover now