Rozdział 1

184 16 4
                                    




To mimo wszystko wciąż był mój dom. Urządzony ze zbędnym i niekoniecznie gustownym przepychem, pełen niedobranych mebli i drogich, niezbyt ładnych antyków. Lecz nie znałam innego miejsca, które mogłabym uznać tak bardzo za własne, jak właśnie to.
Już przed laty przyjęłam do wiadomości, że ja i moja macocha mamy zupełnie inne poczucie estetyki. Dawno musiałam się nauczyć jakoś z tym żyć. Gdy byłam mała, to miejsce było dla mnie azylem. Kawałeczkiem raju, barwnym i fascynującym. Kochałam nasz ogród. Lubiłam figlować w basenie. Często zwijałam się na podłodze przed kominkiem, słuchając jak mama przepięknie gra na fortepianie. We wspomnieniach wracały do mnie te chwilę, gdy razem piekłyśmy pyszne ciasteczka, a później zanosiłyśmy je tacie do jego gabinetu. Wciąż się razem śmialiśmy. To były dobre czasy. Mama zawsze była taka barwna, taka pełna życia... Wszystko w jej otoczeniu było ciepłe i radosne, a dom pomimo imponujących rozmiarów, bardziej przypominał chatkę na plaży, niż wytworną rezydencję.

I wszystko to nagle się skończyło, pewnego deszczowego, październikowego dnia, gdy miałam zaledwie osiem lat. Moje życie rozsypało się w tej jednej chwili. I nim zdążyłam się jakoś po tym pozbierać i pogodzić z utratą ukochanej matki, miejsce u boku ojca już zdążyła zająć jego wcześniejsza asystentka - Mandy. Od razu dała się poznać ze swojego zamiłowania do nowobogackiego luksusu. Od pierwszego dnia zaczęła zmieniać cały wystrój domu, krytykując przy tym głośno i dosadnie gust poprzedniej pani Corell. Pojawiła się w moim życiu niczym macocha ze złej bajki i przez lata nic się specjalnie w tej kwestii nie zmieniło.

Doskonale pamiętałam jak z początku buntowałam się i kłóciłam o zniknięcie każdego drobiazgu. Nowa żona ojca jednak szybko ugasiła moje zapędy. Gdy tylko zaszła w ciążę, od razu zaczęła mnie straszyć, że każde nawet jej najmniejsze poczucie dyskomfortu, będzie tylko i wyłącznie moją winą, a ojciec się za to na mnie wścieknie. Byłam wtedy jeszcze zbyt mała, by zrozumieć, że to była tylko manipulacja i zwykły szantaż, a Mandy naprawdę uwielbiała to wykorzystywać. Nie mając innego wyboru, w milczeniu wygrzebywałam pamiątki po swojej mamie z koszów na śmieci i kartonów przeznaczonych na aukcje charytatywne. Schowałam je potem wszystkie w najdalszym kącie strychu, gdzie znajdowały się do dziś. Miałam cichą nadzieję, że pewnego dnia, gdy już wreszcie kupię własny dom, to je tam przeniosę i na nowo poczuję ten spokój, który zawsze się pojawiał w obecności mojej mamy.

<>><<>

Zdjęłam szpilki i ostrożnie wspięłam się po schodach tak, by przypadkiem kogoś nie obudzić. Wróciłam dużo później niż początkowo zakładałam. Na palcach przemknęła do swojej starej sypialni. Po wejściu rzuciłam swoją niewielką podróżną torbę na zakryte kremową narzutą łóżko i podeszłam, by rozsunąć zasłony. Księżyc odbijał się srebrną łuną w wodach Zatoki Meksykańskiej. Ten cudowny krajobraz zawsze przynosił mi ukojenie. To za nim tęskniłam najbardziej przez całe studia. Wychodziło na to, że chyba nawet bardziej niż za własną rodziną...
    Ucieszyłam się, widząc, że zdążyłam dotrzeć do domu w sam raz przed wschodem słońca. Postanowiłam cicho wyjść na taras i z przyjemnością odetchnąć świeżym, morskim powietrzem. Szesnaście godzin spędzonych w samochodzie, nieco dało mi się w kość, lecz mimo to, nie czuła się specjalnie zmęczona. Wiedziałam, że powinnam nacieszyć się ciszą, póki jeszcze miałam taką szansę. Był środek sezonu wakacyjnego i dom zapewne pękał w szwach. Moja przyrodnia siostra, macocha, a nawet ojciec jak zwykle zaprosili tu swoich licznych znajomych, tak by ci mogli wypocząć i nieco się zabawić w tej pięknej willi w słonecznej Sarasocie.

Szczerze nienawidziłam tych dzikich spędów. Dom pełen obcych, niekoniecznie trzeźwych ludzi, był ostatnim czego potrzebowałam w czasie swoich zwykle krótkich wakacji. Oficjalnie jednak nie miała prawa narzekać. Rezydencja, choć kiedyś kupiona wspólnie przez moich rodziców - teraz znajdował się pod niepodzielnymi rządami Mandy, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Zresztą starałam się wykrzesać z siebie trochę optymizmu. Może odrobina rozrywki wcale mi nie zaszkodzi? Taki ostatni miesiąc wolności przed poważnymi wyzwaniami, jakie miała przynieść mi moja wymarzona praca.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 19 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

ZnakomitośćWhere stories live. Discover now