Poważna pomyłka

55 6 2
                                    

Zbliżaliśmy się do celu. Lotnisko znajdowało się jedynie parę przecznic dalej. Mijaliśmy obskurne kamienice, ogromne biurowce a także przepiękne posiadłości. Niesamowita jest ta zmienność krajobrazu. Dokładnie ujawnia różnice pomiędzy szczeblami społecznymi, jakie występują w naszym środowisku.

- Za 5 minut będziemy już na miejscu. - rzekł Bartie. - Kurde, ale masz szczęście, chłopie! Tacy przyjaciele to największy skarb. Moi towarzysze zazwyczaj wywracają moje ubrania na lewą stronę i robią flagę z moich bokserek. Są niesamowici! - w tym momencie parsknął śmiechem tak, że opluł przednią szybę.

- Na pewno jest u was bardzo wesoło! - zaśmiałem się.

Pojazd dojechał na miejsce. Nacisnąłem klamkę i wysiadłem. Bartie także wysiadł, aby wyjąć walizkę z bagażnika. Zrobił to w śmieszny sposób! Kiedy opuścił auto, niechcący zahaczył nogą o krawężnik i wpadł na znak stopu. Po tym incydencie rzekł: "Spoko, Andy. Nic mi nie jest!", a następnie podszedł do mnie i podał mi ekwipunek.

- No to w drogę... - westchnąłem, a Bartie rzucił mi się na szyję, poklepał parę razy po twarzy i wrócił z powrotem do samochodu.

- Trzymaj się, chłopie!

Ach, ten Bartie.

- - -

Aktualnie oczekuję mojego samolotu. Wylatuję o godzinie 11:00. Mimowolnie spoglądam na zegarek.

- 10:40... - mruczę pod nosem.

Ile tutaj ludzi... Setki! A może i tysiące? Każdy z nich się spieszy, gdzieś biegnie, kogoś szuka. Dlaczego żyją w takim stresie? Ja naprawdę nie mógłbym tak... Ale przecież ja też żyję w stresie, stąd mój wyjazd. Boże, jaki jestem głupi!

Odwracam się w prawą stronę i dostrzegam niezwykłą dziewczynę. Jest naprawdę piękna... Blondynka z wytatuowaną czaszką na lewej łydce. Zaczytana w powieści, którą trzyma na kolanach. Chwila! Ona... Ona ma na sobie koszulkę z logo naszego zespołu. A siedzi jedynie parę miejsc ode mnie.

Przywitać się? Nie... Pewnie sama mnie niedługo zauważy. A jak uzna mnie za wariata, który podszywa się pod... Samego siebie? To absurd!

- Nazywam się Andy. Tak, Andy to ja. - powiedziałem sam do siebie.

Tajemnicza dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Zmierzyła mnie wzrokiem, a potem... Zabrała swoje bagaże i odeszła. Najwidoczniej nas nie zna lub też po prostu... Nie zna mnie. Ech, szkoda.

Siedziałem tak jeszcze przez dobre 15 minut. Kiedy na zegarze wreszcie zawitała godzina 10:55, powoli wstałem z miejsca, złapałem za rączkę mojej walizki i udałem się do informacji, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat zbliżającego się na lotnisko samolotu. 

- Dzień dobry. - przywitałem się z kobietą, która jednocześnie żuła gumę i rozmawiała z kimś przez telefon. - Przepraszam, czy orientuje się pani...

- Haha, kochana! Przecież Jake to totalna świnia, nie przejmuj się nim! O, przypomniałam sobie... - zauważyła mnie. - Witam pana! W czym mogę pomóc?

- Chciałem dowiedzieć się... - samolot właśnie wylądował na lotnisku. - Już nieważne! Miłego dnia pani życzę! - oddaliłem się od blatu.

Podszedłem do osoby sprawdzającej bilety. Wysoki, o masywnej posturze mężczyzna wyglądał na niezbyt szczęśliwego i zupełnie niezainteresowanego wykonywaniem swojej pracy. Za każdym razem jedynie spoglądał na obrazek znajdujący się na bilecie i wpuszczał kolejno osoby na pokład. Nadeszła moja kolej.

- Dzień dobry panu! - przywitałem się z uśmiechem na ustach, aby zmusić człowieka do wykazania choć odrobiny sympatii. Spojrzał na mnie jedynie spode łba, nawet nie mrugnął. - Już sobie idę...

Oddałem swój bagaż i wszedłem do samolotu. Znalazłem swoje miejsce, wygodnie usadowiłem się na białym, skórzanym fotelu i spojrzałem na pozostałe siedzenia. Tak niewiele osób wyjeżdża na Hawaje? Nieprawdopodobne...

Spojrzałem przez okno. Po chwili w samolocie rozległ się kobiecy głos z prośbą o zapięcie pasów oraz wyłączenie telefonów komórkowych. Wykonałem polecenie i zamknąłem oczy. Zasnąłem.

- - -

To była przyjemna drzemka. Śniło mi się, że razem z Petem oraz Patrickiem dawaliśmy czadu na koncercie wraz z nowym gitarzystą. Ale on potrafił porwać publiczność! 

"Zbliżamy się do lądowania. Spacerowiczów prosimy o ponowne zajęcie miejsc i zapięcie się pasami bezpieczeństwa. Dziękuję." 

Ogromna prędkość przygwoździła mnie do oparcia fotela. Nigdy wcześniej tak gwałtownie nie lądowałem. A leciałem już wieloma liniami lotniczymi.

"Za 10 sekund znajdziemy się na ziemi."

Udało się. Nareszcie kółka samolotu dotknęły asfaltu. Żyjemy! Ucieszony wstałem z siedzenia i poszedłem w stronę wyjścia. Odebrałem swoje bagaże, już miałem się zbierać do opuszczenia lotniska, ale... Zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. To nie były Hawaje. Zdezorientowany podbiegłem do najbliższej tablicy informacyjnej.

"Pogranicze ekwadorsko-peruwiańskie."

CO?!

Jak to możliwe? Przecież chłopaki wszystkiego dopilnowali, pokazałem bilet kontrolerowi... Chwila... Na biletach innych znajdował się zupełnie inny obrazek. Na moim widniały palmy kokosowe, a na nich... JESTEM DEBILEM! Wsiadłem do zupełnie innego samolotu. Mogłem dowiedzieć się wtedy czegoś więcej o moim locie. Cholera jasna!

Pozostaje mi jedynie jedno. Skombinować od kogoś jakiś środek transportu. Rower, skuter, COKOLWIEK. Wyszedłem przed budynek. Ani jednej żywej duszy. Pustka. Cisza. Oficjalnie znajduję się na zadupiu, ekstra.

Zobaczyłem drogę, która ciągnęła się przez las. Kurde, pójdę tamtędy. I poszedłem.

* * *

Idę tak już od dobrej godziny. Najwyższy czas, abym zrobił sobie przerwę. Zszedłem na bok i usiadłem na kamieniu. Wyciągnąłem z walizki telefon oraz butelkę wody.

- Spróbuję go włączyć...

Włączyłem, super! Tyle, że mam problem. W tej dziurze nie ma zasięgu. Dlaczego w tej dziurze nie ma zasięgu!?

I z powrotem telefon wylądował w walizce. Pociągnąłem z butelki łyk wody i rozejrzałem się po okolicy. Las. Wszędzie las. Co ja zrobię sam w tej przeklętej dziczy? Mam pomysł. Zbuduję sobie szałas, rozpalę ognisko i będę zachowywał się jak tutejszy tubylec. Reszta plemienia mnie odnajdzie, a ja dołączę do nich, będę tak sobie żył i żył... Ale najpierw zabiję idiotów, którzy zaproponowali mi ten wyjazd. Dobra! Nie ma co dalej jęczeć.

Spakowałem butelkę i ruszyłem wgłąb lasu.

Muzyczna Podróż (Andy Hurley)Where stories live. Discover now