Zwykły, niezwykły dzień.

734 41 4
                                    

Światło uderzyło w moje ciężkie ślepia. Wchodząc wczoraj do domu pewnie zapomniałam zamknąć rolet.

Wszystko co działo się tamtej nocy, było niczym sen, koszmar. Teraz leżąc w swoim łóżku czułam się taka wolna. Okryta ciepłą kołdrą, wciąż miałam ochotę spać. Podniosłam telefon, dochodziła już 14, a jutro pierwszy dzień w nowej szkole. Odkąd mój tata znalazł nową pracę, bliżej mi z dojazdem do tego liceum.

Wstałam z łóżka i założyłam swoją ulubioną, czerwoną koszulkę i czarne legginsy. Zeszam na dół za zapachem podsmarzanego bekonu. Byłam głodna jak wilk.

W kuchni zauważyłam tatę stojącego przy kuchence, trzymając patelnię.

-Witaj śpioszku - zaśmiał się, słysząc moje kroki.

-Hej. - mruknęłam. Denerwuje mnie on, gdy traktuje mnie dziecinnie. No cóż, taki jest.

Usiadłam naburmuszona przy niewielkim stole.

Wiele osób mówiło, że jestem klonem w żeńskiej wersji mojego ojca. Mieliśmy takie same, delikatne rysy twarzy, brązowe oczy i ciemne włosy.

Podał mi na talerzu bekon, jajka sadzone i dwa tosty. Zapach bił w moich nozdrzach. Ślinka kapałami niekontrolowanie. Praktycznie od razu rzuciłam się za jedzenie. Dawno nie czułam takiego mocnego, idealnie przyprawionego smaku.

- Ale głodomorek z Ciebie. - powiedział i usiadł na przeciwko mnie.

Olałam go najzwyczajniej i kończyłam jeść. Wstałam od stołu.

- Wychodzę - założyłam buty i wyszłam z domu. Spojrzałam na niego. Zwykły, drewniany budynek, pasujący do lasu, który nas otaczał. W nocy zawsze było tam strasznie. Słychać z niego często dochodzące hałasy...

MutacjaWhere stories live. Discover now