Po paru dniach nadeszła idealna okazja, by zacząć poszukiwania. Pięćdziesięciolecie otwarcia jedynego na całą wieś kościoła, na które wybierała się każda starsza osoba. Zofia nie mogła być gorsza.
- Idziesz na to pięćdziesięciolecie? – zapytała Jadzia, poprawiając sobie fryzurę przed lustrem.
- A muszę?
- No, nie musisz, tylko się pytam. Ja idę. – powiedziała chwytając za szminkę.
- Szczerze mówiąc, nie chce mi się. Jak masz ochot to, rób, co uważasz.
- Dobra. – odpowiedziała, nie przestając się malować.
Po jakieś godzinie wreszcie była gotowa. Wzięła elegancką sukienkę i wyszła z domu. Poczekałem kilkanaście minut, po czym zerwałem się szybko z kanapy. Przebrałem się w robocze ubranie i tak przygotowany wyruszyłem z domu. Po drodze zahaczyłem jeszcze o garaż, z którego wyciągnąłem sporą, ostrą siekierę.
Kiedy byłem przy domie Zofii podszedłem do uwiązanego na smyczy psa – Buły. Odwiązałem go i przywitałem się z nim radośnie. Postanowiłem, że będzie mi towarzyszyć.
W lesie byłem paręnaście minut później. Zagłębiłem się trochę między drzewa, wybrałem jedno, mocno zacisnąłem palce na drewnianej rękojeści siekiery i z całej siły uderzyłem nią w pień. Wióry drewna posypały się na mnie i na ziemię, ja jednak, nie przejmując się tym, uderzałem dalej, czekając, aż drzewo w końcu się podda. Stało się to paręnaście minut potem. Z głośnym trzaskiem upadło, łamiąc przy okazji parę gałęzi innych, stojących nieopodal pni. Buła patrzył na to z niepokojem, szczekał i machał ogonem. Uklęknąłem koło niego i pogłaskałem uspokajająco.
Patrzyłem na to przez chwilę z satysfakcją, odłożyłem na bok narzędzie, upadłem na kolana i gołymi rękami zacząłem przekopywać twardą ziemię pod konarem, od czasu do czasu pomagając sobie przy tym siekierą.
Po wykopaniu dość dużego dołka, z lekkim rozczarowaniem stwierdziłem, że nie ma w nim nic poza korzeniami.
Wstałem, otrzepałem kolana i wziąłem się za kolejne drzewo.
Po wycięciu ośmiu drzew usiadłem na ziemi, mocno zmachany i zmęczony. Starczy na dziś.
Zastanawiając się nad tym, co zrobić z powstałym tak drewnem, wpadłem na pewien pomysł: Mógłbym pojechać z nimi do centrali i je sprzedać, by zarobić przy okazji trochę pieniędzy.
Jak postanowiłem tak zrobiłem.
***
Zdaję sobie sprawę, że niektóre elementy fabuły mogą być... Nieco... Niedopasowane?
Po prostu, chciałbym oznajmić, że książka ta nie jest i nie będzie w 100% logiczna i spójna. Nie będzie jakaś... Idealna w tym temacie, wiem to i... I wiem, że być może niektórym z Was się to nie spodoba. Zdaję sobie z tego sprawę. I to nigdy nie będzie idealna książka, nie będzie bardzo poważna, świetna, wybitna... Ale myślę, że jak na poziom po prostu fanfika, który przeczytacie i po paru dniach zapomnicie, to spokojnie wystarczy.
Ta... Musiałem to tu napisać. Po prostu, nie oczekujcie zbyt wiele.
YOU ARE READING
Stachu - Historia Prawdziwa |GDZIE PIENIĄDZE SĄ ZA LAS|
FanfictionFanfik opowiadający o historii stojącej za rozmową między Babką a Jadzią, znaną z filmu "stachu?? jest stachu w domu ???" Czy Stachu odkryje brutalną prawdę, skrywaną przez mroki przeszłości Babki? [pisane na poważnie]