2. Bad feelings...

93 15 1
                                    

Dom Carla Manfreda o tej późnej godzinie prezentował się zachwycająco. Budynek wykonany był z czerwonej cegły, a po jego ścianach piął się zadbany, ciemnozielony bluszcz, który dodawał mu nieprzeciętnego stylu. Nie można było przeoczyć pięknych, zdobionych kolumn stworzonych z białego kamienia, podtrzymujących duży, również inkrustowany gzyms.

Sophie za każdym razem, gdy podjeżdżała pod owy budynek, nigdy nie mogła przestać zachwycać się jego architekturą. Niby trochę prosty, a jednak niepowtarzalny w swoim obyciu.

Kobieta była częstym gościem w domu Manfreda, odwiedzała go częściej niż sam Leo, jedyny pierworodny Carla. Uwielbiała z nim rozmawiać, roztrzygać partyjkę szachów lub siedzieć w jego pracowni i patrzeć jak wymachuje pędzlem, tworząc kolejne, niepowtarzalne arcydzieło.
          Ostatnimi tygodniami nie miała okazji odwiedzić staruszka - była przepracowana, bo przecież z tym wiąże się posada stróża prawa, nie licząc zmęczenia poczynaniami swojego teraz byłego chłopaka.

     Nie wiedziała jak oznajmić Carlowi, że rozdział w jej życiu pod tytułem "Leo" jest już zamknięty i nie ma zamiaru zaglądać do niego następny raz. A teraz, jak gdyby nigdy nic przychodzi prosić go o dach nad głową na te jedną noc. Nie lubiła, tak samo jak Hank, prosić ludzi o pomoc, bo późnej zawsze oczekiwali czegoś w zamian, jednak ta sytuacja tego wymagała, choć w głębi duszy wiedziała, iż artysta nie będzie miał jej tego za złe. Jednak w myślach policjantki pojawił się kłębek niepokoju, który ściskał brzuch, formując dziwne uczucie przechodzące przez jej ciało. Bała się zawieść Manfreda, jedną z najbliższych, pozostałych osób, na które dziewczyna niezaprzeczalnie mogła liczyć.

    Sophie stanęła przed dębowymi, lakierowanymi drzwiami, wahając się wcisnąć dzwonek. Nerwy zżerały ją od środka, obawiając się reakcji Carla na nowe wieści. Będzie na nią zły, a może zawiedziony? - Te pytania przewlekły sie po myślach dziewczyny, jednak zadzwoniła do drzwi, odpychając je na drugi plan. Nie czekała długo, a w progu stanął uśmiechnięty, lecz lekko zdziwiony czarnoskóry android, którego bardzo dobrze znała.

- Sophie? Co ty tu robisz o pierwszej w nocy? - zapytał, unosząc jedną brew, przepuszczając kobietę w drzwiach, a torba trzymana przez nią w ręku, nie uniknęła wzroku humanoida.

- Długa historia. - oznajmiła smętnie. - Nie chciałabym tak prosto z mostu, ale czy mogłabym dziś tu przenocować?

- Myślę, że Carl nie będzie miał nic przeciwko, jesteś tu zawsze mile widziana. - posłał uśmiech w stronę blondynki, zamykając za nią drzwi, a ona resztkami sił go odwzajemniła. Zdjęła płaszcz i czapkę, umieszczając rzeczy na wieszaku, który stał po prawej stronie przedpokoju.

- Carl śpi? - zapytała, choć w duszy wiedziała, że każdy normalny człowiek o tej godzinie leży w łóżku w objęciach Morfeusza. Spojrzała na Marcusa, który odebrał od niej jej torbę, chwytając ową rzecz w lewą rękę.

- Nie, jeszcze nie. Choć namawiałem go wiele razy, by poszedł odpocząć, jednak wiesz, jaki jest uparty, kiedy maluje nowy obraz. Nie odciągniesz go wtedy od sztalugi.

- Tak, doskonale wiem.

- Może do niego dołączymy? - zaproponował czarnoskóry, na co kobieta ochoczo kiwnęła głową. - Ja pójdę odstawić twój bagaż do pokoju, a ty dołącz do Carla, znasz drogę.

Przytakneła mu cicho, zgadzając się. Wyszła z ekstrawagancko umeblowanego przedpokoju z wypolerowaną podłogą wchodząc do przytulnego salonu, gdzie wraz z Manfredem rozgrywali kilkugodzinne partie szachów. Przeszła przez pomieszczenie z dębowymi meblami i wielką żyrafą, stojącą w rogu, by stanąć przed drzwiami do pracowni malarskiej Carla. Przystanęła na chwilę przed wejściem, układając sobie w głowie plan, jak oznajmić artyście nowe, nieprzyjemne wieści.      

Be human ∆ | Connor Fanfiction | ∆Where stories live. Discover now