2.

111 6 2
                                    

Święta. Lubię spędzać je w Hogwarcie. Po jaką cholerę nie zostałam w Hogwarcie tylko przyjechałam do mojego rodzinnego domu. No tak. Bliźniacy i Dominique - moja najlepsza przyjaciółka - też pojechali na święta do domu. Przecież każą mi grać na fortepianie. Lubię grać, ale tylko wtedy kiedy sama tego chcę, a nie jak każe mi matka, albo ojciec. Kiedyś, zanim jeszcze chodziłam do Hogwartu lubiłam grać na fortepianie dla mojego dość rozległego kuzynostwa. 

 — Katherine!  Słyszę głos mojej 10-letniej kuzynki — Julie  dochodzący z pokoju, w którym bawią się dzieci.  Chodź nam coś zagrać! 

 — Idę, Julie!  Odkrzykuje. Julie jak wszyscy moi kuzyni i kuzynki traktuje mnie jak zwykłą członkini naszej rodziny mimo mojej przynależności do domu Lwa. Wyjątkiem jest Draco Malfoy, ale Malfoy to Malfoy. Jego nie ogarniesz. Jestem pewna, że Julie będzie prawdziwą gryfonką. Wracając. Wyszłam z mojego pokoju i zeszłam pa schodach. Przeszłam caaały korytarz i znowu zeszłam po schodach. Następnie minęła salę balową, która na razie była pusta. Niczym cień przemknęłam przed otwartymi drzwiami do jadalni gdzie rozmową na sztywne tematy nie było końca. Przeszłam kilka stóp i otworzyłam masywne drzwi z ciemnego drewna. Następnie weszłam do pokoju dziecięcego. To tu bawią się dzieci w czasie ważnych wydarzeń rodzinnych i świąt. Co ja taka sztywna? 

  Kath!  Słyszę krzyk Samanthy  mojej drugiej kuzynki i siostry bliźniaczki Julie. 

 — Cześć, Sam.  Witam się z Sam.  Co wam zagrać?  Pytam zgrai dzieciaków w wieku przed pójściem do Hogwartu i kilku w czasie nauki. Jestem najstarsza ze wszystkich dzieciaków w rodzinie. Nie polecam ~ Katherine King. 

 * * *

Wymęczona przebrałam się w piżamę i padłam na łóżko nie zwracając sobie głowy czymś takim jak nakrycie się kołdrą mimo niskiej temperatury. Ta dzieciarnia nigdy nie przestanie mnie lubić. Nie wiem jaki jest tego powód, ale w tym momencie mnie to nie obchodzi. Teraz liczy się tylko ciepłe łóżko. Dobranoc! 

 * * *

Leniwe otworzyłam oczy i spojrzałam na zegar wiszący na turkusowej ścianie. Wskazywał godzinę 9.30. Późno jak na mnie. Wstałam i podeszłam do szafy, czyli mojej zmory. Brr... Nie ma nic gorszego od szafy pełnej ciuchów. Chociaż nie. Jest coś gorszego. Kupowanie ciuchów. 

Ubrałam czerwony sweter, dżinsy i trampki. 

Weszłam do łazienki zrobić poranną toaletę. Wychodząc z niej omal nie dostałam zawału, kiedy moja kotka  Ali  nagle przede mnie wyskoczyła. Po tym wydarzeniu zeszłam na śniadanie. Zjadłam tosta i wypiłam sok dyniowy. Po śniadaniu mama prze teleportowała mnie na peron numer 9 i 3/4. Tam się z nią pożegnałam i wsiadłam do pociągu. Niemalże natychmiast znalazłam pusty przedział. Wygodnie się w nim usadowiłam. W tym przedziale siadam tylko  ja, Dominique i bliźniacy. We framudze okna są wyryte dwa napisy:

' Najwięksi żartownisie w dziejach Hogwartu  Huncwoci R.L. S.B. P.P. J.P. '

' Drudzy najwięksi żartownisie Hogwartu, którzy za cel mają pobić Huncwotów  G.W. F.W. K.K D.S. '

Jestem pewna, że przyszłe pokolenia żartownisiów też nie dadzą o sobie zapomnieć i wygrawerują własne teksty i inicjały.  Zaczęłam się przyglądać widokom zza okna. Co chwilę przed oknem migało mi jakieś drzewo. Po chwili do przedziału wpadły trzy osoby. Skąd to wiem skoro siedzę przodem do okna? Usłyszałam trzy głosy. Jeden melodyjny i damski na pewno należący do Dominique i dwa męskie na pewno należące do Freda i George. Mnie tak łatwo nie można poznać po głosie. Czemu? Nie wiem. Dla mnie jest to najbardziej tajemnicza tajemnica ze wszystkich najbardziej tajemniczych tajemnic. Wracając. 

 — To nasz przedział  powiedział bez wątpienia Fred. 

 — Nie był oznaczony, ani podpisany  odpowiedziałam z niedowierzaniem. Najłatwiej mnie poznać po tyle. A podobno są moimi przyjaciółmi. Nawet nie potrafią mnie rozpoznać. 

 — Ja byłem pewna, że jest opisany  wtrąciła Dominique.

 — Jak widać myliłaś się, albo po prostu pomyliliście przedziały. 

 — Odwróć się. Nie wygodnie się rozmawia nie widząc twarzy rozmówcy powiedział George. 

Tak jak poprosił odwróciłam się do nich przodem. Zaraz zostałam przyparta do ściany.

 — Dusicie...  wydusiłam z siebie. 

 — Przepraszamy Kath — powiedzieli równo bliźniacy i Dominique, co wywołało u mnie i Dominique chichot. 

 — Z czego się śmiejecie?  Zapytali bliźniacy. 

 — A z niczego  powiedziałam z Dominique. 

***

 — Wiej!  Krzyknął Fred wrzucając do przedziału Draco i jego paczki łajnobombę. W kilku susach znalazłam się pod naszym przedziałem, który był co najmniej dwa wagony dalej. Bliźniacy i Dominique nie mieli takiego szczęścia i po 10 minutach znaleźli się pod przedziałem. 

 — Jak ty to zrobiłaś?  Spytała Domi. 

 — Nie wiem  odpowiedziałam nieszczerze. Wiedziałam, ale zobowiązałam się nie wyjawić tajemnicy. Zresztą nikt nie może poznać tajemnicy. Jeśli się domyśli to trudno. Nie mogę tego nawet przelać na papier, bo ktoś (ty) może to przeczytać i rozgłosić, a tajemnica pryśnie jak bańka mydlana. I tak wkrótce będę musiała komuś powiedzieć. Mogę powiedzieć tylko, że jestem niebezpieczna. Bardzo niebezpieczna. 

***

Zmęczona padłam na łóżko i niemal natychmiast zasnęłam mimo, że moje współlokatorki (bez Dominique, która spała od co najmniej piętnastu minut) trajkotały jak najęte o tym kto się im podoba i jak spędziły święta. Przed zaśnięciem dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o tych dwóch plotkarach. Tego można się było spodziewać. Nie przepuszczą żadnej okazji, aby poplotkować. Nie za bardzo je lubię, bo na początku tej klasy rozpuściły plotkę, że ja zakochałam się w Fredzie. W sumie jest to prawdą, ale do uszu Freda to jeszcze nie dotarło i bardzo dobrze. Za nic bym się do tego nie przyznała. 

***

Kolejna część gotowa, żeby ujrzały ją wasze oczy. A więc do następnej. 

Lady_Weasley

Zakazana miłośćWhere stories live. Discover now