1. Boruta i Wek

37 3 0
                                    

Pierwszy marcowy poranek. Słońce mozolnie wstawało, rozjaśniając obdartą ścianę frontową małej kamienicy. Ściana była wyblakła, prawie biała u góry, gdzie kolor został wypalony przez promienie słońca, oraz ciemno żółta na dole, w miejscu, gdzie światło już nie miało okazji dotrzeć. Resztek honoru tej części kamienicy broniły otaczające ją budynki. Były to głównie mieszkania, kilka sklepów z różnościami, kwiaciarnia oraz mały, zamknięty już pub.

Choć promienie słońca na niebie zaczynały rozgrzewać ulice, to widać było jeszcze wkoło, że tutaj dopiero kończyła się zima. Drogi i chodniki jeszcze zakurzone, obłocone, opustoszałe (choć ta ostatnia cecha nie była tutaj domeną wyłącznie zimy).

Pustka na ulicach mogła mieć kilka powodów. Pierwszym był wiek pobliskich mieszkańców. Gdy młodzi zaczęli przeprowadzać się do miasteczek nieopodal, a nieliczni nawet do dużych miast, tutaj zostali sami starzy, którym nie w myśl już spacery. Drugim pewnie to, że samo miejsce nie było w centrum wsi, a nawet tam ludzie raczej przechodzili z miejsca na miejsce, niżeli gromadzili się tworząc widoczne skupiska. Ważną była też sama sława wcześniej wspomnianej kamienicy, obok której mało kto chciał przechodzić.

„Dom Przybłęd" – tak od lat nazywane było to miejsce. Wysoki budynek, z dużymi podwójnymi drzwiami, które dumnie prezentowały swoje rzeźbione zdobienia. Drzwi jednak zawsze były zamknięte. Wiedzieli o tym nie tylko ci, którzy chcieli na chwilę zajrzeć do środka tajemniczego domostwa i przekonać się jak wygląda choćby sam korytarz, ale i sąsiedzi, którzy z racji wieku oraz braku większych zainteresowań lubowali się w obserwowaniu świata zza szyb swoich okiennic. Ci właśnie ludzie najczęściej podnosili temat, że nigdy nie widzieli aby drzwi starej kamienicy kiedykolwiek zostały otwarte. A plotki rozchodziły się we wsi bardzo szybko.

Z budynku od czasu do czasu można było usłyszeć nie tylko odgłosy życia, ale i mowę ludzką, co jasno definiowało, że ktoś tam musiał przebywać. We wsi jednak każdy znał każdego, a skoro nikt nie znał, ani nie widział mieszkańców kamienicy to znak, że prawdopodobnie w budynku straszyło. Inni, mniej zabobonni woleli przypuszczać, że było gdzieś mniej przystępne wejście do wnętrza i po prostu przemieszkiwali tam od czasu do czasu grupy ludzi bezdomnych. Dla jednych więc była to przystań dla przybłęd, którzy szukali dachu nad głową, dla innych przystań dla przybłęd, którzy zagubili się w zaświatach i nie wiedzieli jak uciec z ziemskiego czyśćca.

Słońce wyłoniło się już całkowicie zza budynków naprzeciwko Domu Przybłęd, nacierając na okna tak mocno, że zamieniały się one w białe tafle światła. Jedno z tych okien na najwyższym, trzecim piętrze, oddzielało świat zewnętrzny od małego pokoju, który teraz powoli napełniał się pięknym pobrzaskiem. To też było jedno z bardziej zadbanych pomieszczeń tego domu i tutaj można było przyznać pełną zasługę lokatorom, którzy w tym pokoju urzędowali. Ściany, co prawda, nie były odmalowane, a tynk od czasu do czasu pękał i kruszył się, lecz od razu w takim miejscu pojawiała się mała ramka z obrazem przybita na gwoździk, bądź jakikolwiek inny bibelot sklecony na szybko, albo znaleziony na jednej z wycieczek poza dom. Stąd oczywisty aranżacyjny chaos na ścianach. Jednak i te ręcznie malowane obrazki przedstawiające małe, pokraczne potworki, i popękane lustra w złotych ramkach, i szmaciane lalki trzymające się na wbitym w serce gwoździu nie odbierały pokojowi nadzwyczajnego uroku. Tym bardziej jeśli wzięlibyśmy pod uwagę stan całej reszty domu.

W rogu pokoju do ściany podoklejane zostały małe, wydarte z książek cienkie paski z literackimi cytatami, oraz trochę pokaźniejsze prostokąty zaplamionych brudem i starością, skrawków papieru z wyblakłymi bloczkami drukowanych liter. Akapity tych bardziej malowniczych opisów przyrody z jednej z książek znajdujących się na półkach małej biblioteczki poniżej. Z poniszczonych grzbietów tłustą, srebrzystą czcionką widniały takie tytuły jak: „Alchemia", „Horoskop", "Zielarstwo" i każdej z nich po dwa, bądź trzy tomy. Na najniższej półce dwie grube książki zawstydzone brakiem grzbietu leżały na bokach, a zaraz obok nich trzy powieści z których pochodziły przylepione cytaty. Powieści te były zostawione jeszcze po którychś z poprzednich lokatorów.

Łowcy BiesówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz