4. Rzeźnik

13 0 0
                                    

Najpierw zawrzało chrumczenie. Następnie z wnętrza małego budynku wybiegło dziewięć dorodnych, czarnych jak smoła świniaków. Zwierzęta w pośpiechu wpadły do zagrody i szybko rozlokowały się na całej przestrzeni tak, że każda miała jakiś skrawek błotnistego terenu dla siebie.

- Co to ma być? – zagrzmiał poddenerwowany Hans.

- No moje świnie – odparł pan Michalak, zdziwiony pojawieniem się takiego pytania. – Tak jak ci opowiadałem.

- Scheiße. W dupę z takimi świniami – Hans zaczął wymachiwać rękami, przed twarzą gospodarza. – Nie mówiłeś, że one są całe czarne.

- Mówiłem, że sczerniały – kłócił się Michalak. – Mówiłem przez telefon.

- Cholera – warknął ponownie Niemiec. – Czerniejące mięso to sprawa prosta. Zrobiłbym tu jakiś zwykły rytuał i tyle. Ale czarne zwierzęta to już zupełnie inny problem. Na to zwykły rytuał nie pomoże.

Michalak zakrył usta dłońmi i zassał powietrze przerażony. Hans przyglądał się teraz zwierzakom, każdemu z osobna. Każdy z oglądanych osobników, tak samo czarny, bez żadnego jaśniejszego miejsca, jakby wrzucony wcześniej do kadzi z atramentem.

- Powiem ci szczerze, Kazik – zaczął nagle. – Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem. I mogę się tylko domyślać co za pech się tu wydarzył.

- Jak wydarzył? – spytał Michalak, rozglądając się po wszystkich obecnych osobach, licząc, że może chłopcy dadzą jaśniejszą odpowiedź.

- To demon, prawda Hans? – rzucił nagle Wek. Chłopiec podszedł do zagrody i wysunął rękę w kierunku zwierząt. – Wydaje mi się, że go czuję. Czułem go już w domu.

- Boże Święty, jakaś siła nieczysta, tak? – Michalak skulił się przerażony, wyjąc jeszcze mocniej. – O czym on mówi, Hans? No, skąd u nas takie rzeczy, na wsi?

- Takie rzeczy to zazwyczaj na wsiach. Barany na przykład rodzą się czarne, gdy w ciele matki był przez chwilę demon – kontynuował Boruta, parafrazując słowa jednej z książek, które przeczytał. – U kotów jest podobnie, prawda? Czasem tylko część się rodzi czarna. Zależy jak bardzo demon wpłynął na zwierzę.

Pan Michalak wyprostował się nagle, a na twarzy zagościł optymizm.

- Ale one nie urodziły się takie – wtrącił radośnie. – Jak pamiętam różowe były jeszcze przed niedzielą. To teraz dopiero sine się zrobiły. Jakby kto je pomalował.

Hans przekroczył niski płotek i stanął po kostki w zielonkawobrązowym błocie.

- Nein – wycedził przez zęby. – Demony nie przechodzą przez świnie. To zwierzę zbyt nieczyste nawet jak na to plugastwo.

- Całe szczęście, Hans – powiedział Michalak, już dużo spokojniejszy. – Ten gówniarz mnie mocno nastraszył – dodał, wskazując paluchem na Weka, który zawstydzony odwrócił wzrok.

- Jakie mięso mają? – rzucił nagle Hans.

- Co? – spytał staruszek.

- Jaki kolor mięsa mają świnie? –powtórzył wyraźniej Niemiec.

- Nie wiem. Nie brałem ich na kiełbasę. Mówiłem ci, że się brzydzę jak one takie. Jak ma być mięso takie pognite i miałbym wyrzucić to mnie żal zabijać.

- Panie Michalak – zaczął Boruta. – Nie zabił pan ostatnio żadnej ze świń?

- Nie. Te jeszcze młode są. Ich rodziców z bratem zabijaliśmy przed zimą na kiełbasę i boczek. Te trzeba jeszcze upasać z pół roku zanim trafią pod siekierkę.

Łowcy BiesówWhere stories live. Discover now