The best people in life are free

133 16 2
                                    


Dookoła niej krążyli pijani ludzie, dziewczyny w za krótkich sukienkach, mężczyźni szukający zabawy na jedną noc, a pośród tego wszystkiego ona, Taylor Swift. W swojej sukience za kolano, wzrokiem, który odstraszał każdego i prawie pełnej szklance whisky. Nie pasowała tam, a jednak siedziała przy barze, brudziła szklankę czerwoną szminką i marzyła tylko o tym, aby się upić. Przegrała tę walkę, była zbyt słabo uzbrojona i dała się skaleczyć. Mogła sobie wmawiać, że ich zdanie się nie liczy, że mogą ją krytykować, a ona nie posłucha. Ale pod koniec dnia i tak skończyła jako przegrana, z rozmazanym makijażem i głową pełną myśli, czym tym razem zawiniła. Wzięła kolejnego łyka i związała włosy w kucyka. Próbowała, tak, próbowała, lecz czasem nawet jej zdarzało się zwątpić. Każdy dzień był jak bitwa, a ona przecież nie miała kompanów, kogoś kto by jej pomógł.

Lecz czy ona potrzebowała pomocy?

- Dziewczyna z peronu.- Słysząc słowa skierowane do niej, wystraszona podskoczyła na krześle i odwróciła się. Przed nią stał młody mężczyzna, a ona wstrzymała oddech. Przez chwile, nic nie mówiąc, przyglądała się jego twarzy, zielonym oczom, krótko ściętym, jasnobrązowym włosom, delikatnemu zarostowi, lecz jej wzrok na dłużej zatrzymał się na jego ustach, które tak uroczo się do niej uśmiechały.

- Chłopak z peronu. - Nadal nie mogła wyjść z podziwu albo była zbyt zaskoczona, bo myślała, że nigdy już go nie zobaczy.

- Co... - zaczął, a ona od razu mu przerwała, przekręcając oczami.

- Jak zamierzasz spytać, co robię tu sama, to już możesz odejść.

- A co ci zrobiła ta biedna whisky, że się tak marnuje? I tak nie wysłucha twoich gorzkich żalów.

- Ty też nie, więc nie marnuj ze mną czasu. Dziewczyn masz na pęczki - burknęła, wywracając oczami. Doskonale widziała, jak inne oglądają się za nim, patrzą z oburzeniem i zazdrością na blondynę. A ona i tak odpowiadała na jego zaczepki.

- A właściwie, jak nazywa się piękna pani z peronu? - spytał, dosiadając się i dopijając jej whisky. Nim zdążyła zaprotestować, zamówił dwa piwa i uśmiechnął się do niej. I to jej wystarczyło, cholera. Przez ten uśmiech nabawi się biedy.

- Taylor, a jak nazywa się chłopak z peronu?

- Zapomniałaś dodać „piękny" i Dean.

- Jaki skromny. - Jak mogła to opisać? To był poker...

- Zawsze, to moje drugie imię, a trzecie to Wielki.- Taylor wzięła łyka piwa, aby zakryć uśmiech. A on nie mógł tego zobaczyć na jej twarzy...

- A myślałam, że jakiś Dough albo Max.- Ale była gotowa zagrać asem.

- Aż tak mnie matka nie nienawidziła. A panna Taylor jak ma na drugie?...

***

Przebywając z Deanem doszła do dwóch wniosków.

Pierwszy: Dean świetnie tańczył, nawet, jak był lekko podpity. Czego nie można powiedzieć o Taylor, która o mały włos nie zabiła się o własne nogi.

- Wczuj się w rytm muzyki - szepnął jej do ucha w pewnym momencie, ale ona tak nie potrafiła. W dodatku w jego obecności. Rozpraszał ją, każdym swoim krokiem i szerokim uśmiechem. Miała dość, a z drugiej strony chciała prosić, aby wziął ją za rękę, do tańca...

- Naucz mnie, jak jesteś taki mądry.

Drugi: czuła się, jakby ta noc była snem. Pierwszy raz od dłuższego czasu zapomniała o wszystkim, o pracy, stresie, spotkaniu klasowym, krytyce i plotkach. Pierwszy raz poczuła, że dawno temu zgubiła się i dopiero teraz mogła to przed sobą przyznać. On uświadomił ją, że choć o czymś się nie mówi, to nie oznacza, że tego nie ma. Wiedziała już od jakiegoś czasu, że zaczyna uciekać, ale myślała, że nie skończy aż tak daleko od mety, a tak blisko startu.

- Czego się boisz? I dlaczego? - spytał, kiedy usiedli z dala od ludzi, w najdalszym zakątku klubu, cudem znajdując wolne miejsca.

- Niczego, mam dwadzieścia sześć lat, dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, więc czego się bać?

- Znam to spojrzenie, mnie nie oszukasz.

Nie odpowiedziała, a on nie naciskał. Na początku, nim noc dobiegła końca, usłyszała to pytanie z milion razy. Inaczej sformułowane, ale wymagające tej samej odpowiedzi. I cisza musiała mu wystarczyć, bo na więcej Taylor nie mogła się zdobyć. Biła się z własnymi myślami, ale nawet alkohol nie pomagał się jej otworzyć, a on zadawał coraz więcej pytań. I może to było to?

- Chodźmy. - W pewnym momencie wziął ją za rękę i razem wyszli na świeże powietrze. Swift poczuła, jak dostaje gęsiej skórki, było zimniej i strasznie marzła w swojej letniej sukience.

- Czy wy to specjalnie robicie, abyśmy my, faceci, oddawali wam nasze bluzy i kurtki? - spytał, podając jej swoją skórzaną, brązową kurtkę. Pachniała męskimi perfumami, papierosami, piwem i jedzeniem. Wszystko, co pasowało do niego i Taylor była pewna, że ta mieszanina zapachów będzie jej przypominać tylko o nim.

„Nawet nie próbuj" karciła się ciągle, kiedy przyłapywała się na myśleniu o nim trochę dłużej niż powinna, jak przygląda mu się o sekundę za długo. I niech ją piekło pochłonie, ale w chwili kiedy szli w nieznanym jej kierunku, w pełni mu ufała. Nie pytała o nic, tylko szła kilka kroków za nim, w dalszym ciągu trzymając go za rękę.

Poruszali się środkiem pustej ulicy, dookoła nie było żywej duszy, a cisza była wręcz namacalna. Nigdzie się nie śpieszyli, przyglądając się każdemu mijanemu budynkowi, zatrzymując się co jakiś czas, aby spojrzeć na wschodzące słońce, czy różowiące niebo. Czuła się, jakby mogła z nim przetańczyć całe swoje życie, tu, na tej ulicy, w otoczeniu śpiącego miasta. Nie miała pojęcia, która jest godzina i wcale nie interesował ją fakt, że jeszcze dzisiaj ma spotkać się z byłą klasą, a także, że nie zmrużyła oka. Liczyło się tylko tu i teraz, ten magiczny czas. I może to nie będzie wieczne, on nie będzie taki, ale nawet jakby mieli się jutro pożegnać, ona nigdy nie zapomni tej jednej nocy, która ukazała jej coś więcej, niż cielesną obecność drugiej osoby. Przywróciła wiarę w coś, co nazywają magią, w coś, w co wierzyła jako mała dziewczynka, czytając bajki na dobranoc. Może to było samolubne, ale ją nie obchodziło, co on o tym myśli, czy też czuje się podobnie. Bo patrząc na niego, czuła przykre ukłucie w sercu, które podpowiadało jej, że dla niego to też coś nowego, innego, ale nie będzie tego roztrząsał przez całe życie. To była tylko jedna noc, a nie pół życia. Nie mogła oczekiwać cudu, ale nie myślała o tym za długo, nie chciała psuć tej chwili.

Szli w ciszy, zachwycając się światem, jakby widzieli go po raz pierwszy. Nie odważyli się wypowiedzieć ani słowa i tak było lepiej, to była chwila, w której mieli uporządkować własne myśli...


xx

New RomanticsWhere stories live. Discover now