Wróć

1.2K 120 33
                                    

Gabriel się denerwował. Wiedział, że to właściwie niemożliwe, żeby starszy Winchester mu coś zrobił, był w końcu cholernym archaniołem pańskim, jednak to był pieprzony Dean Winchester, Prawy Człowiek, ten, co powstrzymał kilka końców świata, rozkochał w sobie anioła i był nadopiekuńczym bratem jego Sama. Jego Sama. Już dawno zdał sobie sprawę, że w myślach nazywał łowcę swoim. Na początku założył, że wynika to z jego chorobliwej chęci posiadania, tak podobnej do Lucyferowej. Brzydził się tym, ale był zbyt zgorzkniały z powodu rozpadu rodziny i własnego tchórzostwa, aby przejąć się na tyle, żeby nad tym pracować. Przyszedł, wziął... miał. Spali ze sobą kilkanaście razy i o ile w trakcie była to najcudowniejsza rzecz, jaka przytrafiła mu się na Ziemi, lepsza od Kali i wiśniowych lizaków, o tyle po wszystkim, gdy znikał, zostawiał łowcę samego, patrzącego na niego z maskowanym rozczarowaniem, nie mógł opędzić się od myśli, że stał się równie zaborczy i narcystyczny co Lucyfer oraz równie bezwzględny i władczy co Michał. A on chciał być po prostu Gabrielem. Problem w tym, że nie wiedział, co to znaczy. Wykorzystywał ziemską przyjemność, jak wiele razy wcześniej i pierwszy raz czuł się z tego powodu podle. Pierwszy raz... zależało mu. Oczywiście, kochał swoich braci i Ojca, jednak przed Samuelem Winchesterem jedyną istotą, której losem naprawdę się przejmował, był on sam. Zamykał oczy i zatapiał się w cieple swojej Łaski, próbując zrozumieć co się zmieniło, ale aż do własnej śmierci odrzucał jedyną racjonalną odpowiedź. Kochał Sama.

Rozmyślania przerwało mu chrząknięcie. Oprzytomniał i spojrzał na Sama stojącego przed drzwiami pokoju motelowego. Patrzył na niego marszcząc brwi w dziwnej mieszance zaciekawienia, zamyślenie i - co sprawiło, że Gabriel miał ochotę rzucić się na niego i wycałować - zmartwienia. Archanioł uśmiechnął się złośliwie, za co, cholera, przeklął się w myślach. Dlaczego to wszystko tak go przerażało? Dlaczego był pieprzonym tchórzem?

- Niepokoisz się o moje zdrowie, Samantho? - powiedział kąśliwie, unosząc kpiąco jedną brew.

W odpowiedzi Sam prychnął i ze złością spiął mięśnie twarzy starając się zamaskować fakt, że zabolał go ton anioła.

- Dean cię nie zabije, bo go w tym wyręczę - wymamrotał pukając do drzwi.

Po chwili otworzyły się i stanął w nich Castiel, na szczęście w pełni ubrany. Sądząc po delikatnej woni seksu wydostającej się z pokoju, Sam dobrze zrobił uprzedzając o swoim powrocie. Gabriel spojrzał na uśmiech, który łowca próbował ukryć. Poczuł delikatne ukłucie zazdrości, że nie był on skierowany do niego i nie powstał dzięki niemu. Zaciągnął się powietrzem i dotarło do niego, z czego Winchester się cieszył. No nieźle.

- Widzę, braciszku, że wreszcie korzystasz z ziemskich rozrywek - powiedział zaczepnie, wyjmując kolejnego lizaka i sugestywnie go oblizując.

- Gabriel? - Cas otworzył szeroko oczy. Po chwili przechylił głowę i zmarszczył brwi, badawczo przyglądając się twarzy archanioła.

- Nie, Maryja Dziewica - odrzekł złośliwie, na co Sam ponownie prychnął, przewrócił oczami i westchnął tak cicho, że gdyby nie stali tak blisko, że niemal się dotykali, nikt by tego nie zauważył.

- Cas, gdzie Dean? - zapytał łowca łagodnie, patrząc w błękitne, pełne napięcia oczy.

- Śpi - zazwyczaj szorstki i stanowczy głos pobrzmiewał czułością, a kącik ust Castiela delikatnie drgnął. Trwało to jednak jedynie ułamek sekundy, bo jego spojrzenie znów spoczęło na Gabrielu, ponownie zmieniając się w napięte, niepewne i nieufne. Archanioł spojrzał błagalnie na Sama, gryząc się w język. Sytuacja prosiła się o komentarz, ale to by tylko pogorszyło sprawę.

- Spokojnie, Cas. Wszystko w porządku. Gabriel jest w porządku. Oprócz tego, że jest palantem - młodszy Winchester przyjął swój irytująco stoicki, tłumaczący ton. - Musimy się zbierać, więc albo budzimy Deana, albo przeniesiesz go od razu do bunkra, a my przyjedziemy tam samochodem. To tylko dwie i pół godziny drogi.

Nadzieja [Destiel+Sabriel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz