Kuchnia jako azyl prawego człowieka i Wielkie rozterki wielkiego człowieka

1.3K 108 75
                                    

Dean śnił o cieple. Pierwszy raz od śmierci mamy nie nawiedzały go koszmary, a jedynie(aż) wizja kominka w domu Bobby'ego. Winchester wiedział, że to sen, oczywiście, że wiedział, nigdy nie uwierzyłby w takie szczęście i spokój. Ogień cicho trzeszczał, on i Castiel siedzieli w ciszy na kanapie ze splecionymi palcami, nie tracąc kontaktu, ale też nie wyrażając potrzeby bliskości zbyt wyraźnie, bo Sammy czytał w fotelu obok. Ich przybrany ojciec pił piwo, dłonią drapiąc Rumsfelda za uchem i przeglądając papiery na biurku. Nie było zbyt idealnie. Mama i tata nie żyli. Ellen i Jo również. To dawało Deanowi poczucie, że jest prawdziwie. Bez perfekcji, bez udawania, a mimo to... dobrze. Sen był prosty do bólu, trójka łowców i anioł w cichym pokoju, bez zwrotów akcji, scen erotycznych czy placka jabłkowego. Ale też bez zagrożeń, każdy z czymś (lub kimś) co go uszczęśliwia, otoczeni ciepłem. Nie chciał się budzić, mimo, że doświadczenie opierało się głównie na uczuciu całkowitego spokoju ducha, a nie czymś, co można by określić jako ciekawe. Zamknął oczy i pewniej złapał rękę Castiela. W odpowiedzi, anioł uścisnął ją pocieszająco i zaczął kreślić kciukiem kółeczka po wierzchu jego dłoni.

- ...Dean moim starszym bratem i umarłbym za was oboje. Nie musisz się bać, że będę na was zły o to, że... No wiesz. Szczerze mówiąc, dziwię się, że stało się to tak późno.

Dean otworzył oczy i spojrzał na fotel, w którym siedział jego brat. Wciąż czytał i nic nie wskazywało na to, że się odezwał. Więc słyszy rozmowę z zewnątrz? Pewnie tak, a to znaczy, że jest na granicy i niedługo się obudzi. Ścisnął mocno dłoń Castiela, jakby to miało mu pomóc zakotwiczyć się we śnie.

Poczuł, że znów wpada w miękkie objęcia nieświadomości. A może była to miękkość skrzydeł? Nie miał pewności, ale to zatracenie się było przyjemne.

-... skoro go kochasz? - głos Casa wślizgnął się delikatnie i subtelnie. Czyli jednak już nie pośpię. Tylko... o czym oni mówią?

- Jak to czemu?! Cas, sam patrzyłeś na niego, jakby zabił ci pieska i spalił zabawki!

Sammy był naprawdę wściekły. Dean słyszał to mimo tego, że wciąż się nie obudził. To był ten rodzaj złości, która dopadała Winchesterów tylko wtedy, gdy ktoś bardzo im bliski robił coś głupiego. Gniew pełen żalu, rozczarowania, troski i miłości. Poruszył się na łóżku, powoli odzyskując świadomość. Właśnie gdy miał już otworzyć oczy i zapytać, kogo oprócz niego kocha jego braciszek, poczuł szorstkie palce na czole i świat lekko zawirował do akompaniamentu szmeru skrzydeł. Cudownie. Poczuł silne ramiona obejmujące go pewnie, kiedy odzyskiwał równowagę po zerwaniu się z łóżka. Otworzył szeroko oczy i dopiero po chwili odsunął się od Casa.

- Co do diabła, stary?

- Sam musiał... z kimś porozmawiać. Lepiej żebyśmy zostawili ich samych.

- Zaraz, jesteśmy w bunkrze? - Dean otrzeźwiał na tyle, aby rozpoznać swój pokój. - Co z moją Dziecinką?

- Sam nią przyjedzie. Nie chcieliśmy cię obudzić, ale musiałeś już dochodzić do siebie, skoro wykazałeś tak gwałtowną reakcję.

Winchester usiadł na łóżku i potarł oczy. Coś mu się śniło, nie pamiętał co, ale wyjątkowo nie mogły to być koszmary. Je zawsze pamiętał. Westchnął ciężko i spojrzał na anioła.

- Jak mu kiedyś zostawiłem samochód, to władował do niego psa. Oby tym razem nic nie wymyślił - uśmiechnął się krzywo i sięgnął do kieszeni, ale jego ręka napotkała skórę. Jestem nagi. Jakim cudem nie zauważyłem tego wcześniej. - Cas, nie mogłeś mnie ubrać w trakcie... no wiesz, lotu, czy coś?

Spojrzał na anioła z rozbawieniem, wstał i podszedł do szafki. Założył bokserki i czarną koszulkę, po czym wygrzebał z niewielkiej sterty ubrań stary dres, w którym chodził tylko w bunkrze. Castiel go obserwował z psotnymi iskierkami w oczach. Odchrząknął nim odpowiedział.

Nadzieja [Destiel+Sabriel]Onde as histórias ganham vida. Descobre agora